Historie i histerie

Od powrotu z Niemiec jeszcze nie wszystko poukładałam. Dziś chyba już uda mi się domknąć kolejne tematy, które się we mnie rozpaliły podczas tamtejszego pobytu i w końcu mogę z nim usiąść przed laptopem.
Dobrze? No to dobrze. Jedziemy. 

Wykaz w punktach [oklaski]




1. Oswajanie nieoswojonego, czyli czasowa wystawa owadów, insektów i pająków w St. Augustin, na którą zabrał mnie brat z rodzinką, chichocząc, że mi się spodoba.
Powiem jedno: motyle były piękne. Cała reszta budziła moje politowanie lub obrzydzenie. Szczególnie stonogi i tysiącnogi. Nie, właściwie to całe to ruchome tałatajstwo było bleh. Ok, ok, niektóre pająki są piękne. Serio. Takie pluszowe i puszyste i z lśniącym, czarnym futerkiem.. co ja gadam. Fu. Ale..
Jedno, co wzbudziło mój zachwyt, to dziewczyna stoją ze szkicownikiem i rysująca owady. Sama w sobie pięknie wyglądała.  Przypomniałam mi moje nastoletnie lata, które spędzałam albo dużo rysując czy malując, albo czytając. Albo uprawiając sporty, ale jednak rysowanie było dla mnie szczególnie. I to też ołówkiem, albo węglem. Fajnie, że niektóre pasje są ponad czasowe i takie młode osoby nadal się zdarzają. Sztuka przetrwa wszystko.

Na marginesie, na samej wystawie zaczęliśmy się z bratem szturchać, bo przypomniały nam się szczenięce lata, gdy się z pasją biliśmy. No nic. Dobrze, że to było daleko, bo w pewnym momencie wyglądało to lekko patologicznie. Bratowa udawała, że nas nie zna ;-)





2. Innego dnia ta sama bratowa zapytała czy lubię muzea.
No nie żartuj nawet moja droga - odparłam radośnie - oczywiście, że tak. Kocham.
No to cię zabierzemy do Haus der Geschichte, czyli domu historii nowożytnej (współczesnej) Niemiec w Bonn.


OK. Przyznaję. Największe muzeum propagandy, jakie w życiu widziałam. Nie zmienia to faktu, że zorganizowane fantastycznie i multimedialnie (czyli tak jak lubię) i 4 godziny zleciały tam jak z bicza strzelił. Wiele, wiele rzeczy i animacji mnie urzekło. O! Szczególnie kino z lat 60tych i reklamy emitowane w nim między krótkimi filmami. Serio.
Jak ta reklama papierosów:


Wyobrażasz sobie dziś coś takiego? No właśnie. A ta i tak jest łagodna, bo tej, która leciałam w tamtym kinie nie mogę znaleźć. W każdym razie synek namawiał tatę, żeby ten zapalił, bo po papierosie tata robi się taki fajny.
Tak. Kiedyś były takie reklamy, także to, że aktorzy nie mieli chyba jednej klatki filmu bez papierosa, na filmach z lat 60tych, to jeszcze mały pikuś.  Jako marketingowiec siedziałam szczerze zaskoczona, bo nie miałam świadomości, że promocja palenia była tak silna. Polecam też np. reklamę. Na dziś niewyobrażalne.
Lata 50/60' urzekają do dziś. Modą, marketingiem, propagandą, która zadziwiająco się nie zmienia.... A zmieniło się wszystko.
Wiele marek niemieckich znanych i cenionych jest do dziś. Czy słusznie? No ciężko im odmówić pielęgnowania cenienia jakości. I wiem to też od strony zawodowej. To chyba mentalność.

Kolejną sprawą było, to, co mnie wysłało w kosmos - mianowicie, jak się okazuje, właśnie w tym muzeum jest jeden z autentycznych kamieni księżycowych. Niby nic, a mnie jako amatorską fascynatkę kosmosem właśnie tam to wysłało. Bratowa podśmiewała się ze mnie, bo jeszcze długo przeżywałam pytanie, czy to faktycznie autentyczny kamień księżycowy. Tu na pomoc przyszedł mi Twitter i ktoś, kto wrzucił linka do strony NASA, na której informacja ta się potwierdziła. Oczywiście stoją za tym spekulacje, że ten kamień został jednak podmieniony i to nie jest autentyk, ale mi wystarczy oświadczenie NASA.

Wiele, wiele detali zwracało moją uwagę i zachwyt, ciekawość, momentami zadumę (jak chociażby fakt, że zgrabnie zapomina się, że społeczeństwo niemieckie też dramatycznie przeżyło wojnę i późniejszy socjalizm i wielu Niemców zginęło  w podobny sposób jak Polacy). Cywile wszędzie są podobni.

Poznanie bliżej i w taki sposób historii Niemiec było świetnym przeżyciem. Bratowa obiecała mi, że następnym razem pojedziemy do muzeum historii sztuki. Ciekawe, na ile różni się od tego w Kolonii, które znam, bo właśnie jako uczennica spędziłam w nim wiele godzin, dumając m.in. nad imperium Rzymian, czy sensem abstrakcji sztuki współczesnej.


3. Co jeszcze wspominam z wielkim uśmiechem, to urodziny brata. Udało mi się być na jego 30tce i spędziliśmy ją bardzo rodzinnie. Co mnie samą doprowadziło do łez ze śmiechu, to wygłupy ich razem. Dwoje dorosłych facetów, a zachowują się czasami jak dzieciaki. Piękne to było i na długo zachowam to wspomnienie w serduchu. Dzięki nim pierwszy raz od bardzo dawna uśmiałam się szczerze do łez. A potem, tego samego dnia, jeszcze z mamą. Te wspomnienia będą mi na pewno ocieplać nadchodzące zimowe dni.





Komentarze