Jak kierować swoimi oczekiwaniami, unikać rozczarowań i cieszyć się życiem pełnym wdzięczności


Ależ ten świat pędzi. Człowiek ledwo trzyma popcorn w ręku (jeśli ktoś lubi, ja sporadycznie). Niby pandemia miała zmienić wszystko, być szansą do przemyśleń itd. No, no. Tak, tak. Wyszło jak zawsze, chociaż nie... narosły nowe problemy, konflikty, doszła A.I. Dzieje się. (UWAGA: bodajże 05.05.23 WHO ogłosiło koniec pandemii). Ja klasycznie slow life, chociaż w moim życiu też się dużo działo i dzieje. Co i jak? To się okaże :)

Niedzielnie naszła mnie natomiast zupełnie inna refleksja.
 
Zobacz świat naszej cywilizacji. Tak odsuń się na orbitę Ziemi i popatrz na nas. Słowa które rozgrzewają naszą atmosferę do przegrzania klimatycznego. Jakie obstawiasz? Bo ja OCZEKIWANIA I ROZCZAROWANIA. My się wręcz gotujemy od tego. Kipimy. Cywilizacja nowych technologii ma pokrywkę jak krater wulkanu przed erupcją. 
Ale jaaak. 
 
Gdzie się nie spojrzy, jak się nie zajrzy do naszych myśli, to oczekiwania są przodownikiem pracy. Oczekiwania wobec wszystkiego i kroczące z nimi często rozczarowania. Każdy wie dokładnie, czego oczekuje od siebie i do innych. Wszystko jest po to, żeby patrzeć na świat przez pryzmat naszych oczekiwań i trawić idące za nimi szybciutko rozczarowania, tak, te to kroczą wręcz truchcikiem obok, bo oczekiwania zawsze mogą być lepsze niż rzeczywistość. 
 
(Patrzę właśnie na mojego kota, który bawi się gumką recepturką. Ma tyle zabawek a wybiera recepturkę. Kocham to w nim). 
 
Oczekiwania. Od momentu wybudzenia ładujemy nimi głowę. Nawet, jeśli to oczekiwania spokoju w życiu i dobrego dnia. No przede wszystkim trzeba spełnić oczekiwanie zebrania się do kupy i złożenia psychiki i ciała, wciśnięcia duszy w budzące się ciało. Jeśli coś nam te oczekiwania zaburza, to już nie jest dobrze. Można z pełną satysfakcją przejść do narzekania i użalania się, jak to bardzo jest nie tak, a jak powinno być. "NIE TAK MIAŁO BYĆ! Przecież jasno wyrażam swoje oczekiwania, więc czemu to się nie spełnia?@@(**&%!!!!!! Niech to się w końcu zamanifestuje!!". 
 
Do tego oczywiście jeszcze pasująca narracja: jasno wyrażaj swoje oczekiwania i potrzeby, ależ wyraźnie i dobitnie. Komunikuj, gdy coś Ci nie odpowiada. Masz prawo. Musisz nawet. Nie możesz tego tłumić w sobie. To szkodzi. Także, proszę bardzo, jedziesz z narzekaniem i pretensjami. Na zdrowie też ponarzekaj, bo od niego przecież zaczynają się ograniczenia w spełnianiu oczekiwań. Najlepiej jeszcze na jakiś portalach rankingowych, czy chociażby wyraź swoją opinię na Google, Booking czy Tripadvisor, albo gdziekolwiek indziej, chociażby w komentarzach. Twoje zdanie się liczy. Proszszsz. Jedziesz.

Oceniamy w związku z tym wszystko co popadnie i wszystkich. Nawet jeśli w myślach, nawet jeśli z łaskawą wyrozumiałością. Albo i nie, bo gorszy moment. Na początku/ końcu oczywiście oceniamy siebie i najlepiej jak ta ocena jeszcze znajdzie jakieś przychylne lusterko w czyjś oczach, bo my samych siebie to jednak wolimy widzieć oczywiście źle, albo i dobrze. Jeśli nie czujemy uznania, akceptacji, swojej własnej, czy od innych, to ego cierpi w mniejszym lub większym umęczeniu, aż czasami  zaczynają się różne problemy psychiczne. Maszyna pędzi. Od małego. Od małego każdy jest pompowany oczekiwaniami. Cudzymi, które uczą budować swoje. Czasami motywujące, budujące, czasami niszczące. Gdyby nie oczekiwania i potrzeby, poparte ciekawością, człowiek nie wyszedłby z jaskini. Ewa nie wzięłaby jabłka i nie wiem, jak to się ma do Wielkiego Wybuchu. No właśnie? Czy wszechświat ma oczekiwania? Hm.
 
Tak wygląda nasza cywilizacja. 


A gdyby tak się zatrzymać. 



znowu kwiaty zawitały na balkonie. W każdej doniczce inny. #iloveit
 
 
Popatrzeć na to wszystko z daleka. Z odpowiedniej perspektywy. Tak, jest lekki obłęd.  Czy nie mieć oczekiwań? No skąd. Bez tego byśmy z łóżka nie wstali. Jest coś o czym zapominamy: równowaga.
 
Co jest na drugiej szali tej wagi? Tak, jak się już zapewne domyślasz, wcale nie satysfakcja tylko: wdzięczność. 
Karmienie się tylko oczekiwaniami i krytyką, ma z gruntu złą energię i powoduje motywację, która jest niszcząca. Gdy włączymy w nasze myśli wdzięczność, najpierw wdzięczność, zmienia się zupełnie nasza optyka i percepcja nabiera innych barw. 
 
Świat się zmienia, to potrzebne, ale przede wszystkim naturalne. Nie dzieje się nic, co się by i tak nie działo. Ewolucja to nie tylko zmiana całokształcie planety. To przede wszystkim tu i teraz. 
 
Wdzięczność. 
 
Prosty przykład: 
 
Psychologia obecnie kocha wręcz znajdować w dzieciństwie przyczyny naszych przekonań. Wiesz w czym jest rzecz? Tak, to prawda, że tak jest, ale jest coś ponad tym, od czego nie zaczynamy: życie, wdzięczność za życie. Każdy kto żyje na tym pięknym padole otrzymał od rodziców dar życia. Naprawdę nieważne, jak tym rodzicom idzie proces wychowawczy. Zdecydowali się dać życie. Pozostawić Ciebie, mnie, nas wszystkich przy życiu. Nie, to nie jest oczywiste. Aborcja nie jest współczesnym wynalazkiem (nie obchodzi mnie w tym miejscu aspekt etyczny i absolutnie nie oceniam, bo nigdy tego nie oceniałam). Ba, w naturze to w ogóle zdarza się kanibalizm i małe są zjadane, albo niszczone na inne sposoby jak jest ich np. za dużo, albo rodzą się niezdrowe. My totalnie zapominamy o tym, że jesteśmy częścią natury. Biologia. Nami też rządzi biologia, chemia i fizyka, jak bardzo byśmy tego nie ignorowali. Holizm to nie jest marzenie czarnoksiężnika, tylko logiczny wręcz fakt, ale nie o tym. Swoją drogą za to pokochałam kilka lat temu epigenetykę, bo jest tym cudownym krokiem dalej i powinna być już w szkołach, ale... ŻYCIE to życie. 

Wiem, że z drugiej strony, mnóstwo ludzi ma ten skrajny szacunek wobec rodziców i nie pozwala sobie na wchodzenie w polemikę z ich metodami wychowawczymi. To ta druga skrajność. Męczą się z jakimiś cechami, które ich blokują, ale nie dopuszczą myśli, że to się zaczęło w dzieciństwie i można nad tym po prostu pracować, przepracować to, zmienić, przekodować. Rodzic zrobił swoje, teraz Ty. Bang. Nie chcą nawet spojrzeć na argumentację "to się zaczęło w dzieciństwie", bo oni mają cudownych rodziców i koniec tematu. Nie chcą zrozumieć, że z to oczywiste, że wszyscy mamy cudownych rodziców, bo dali nam życie. 
Niemniej, po fakcie otrzymania życia potem działo się tak czy siak, co ma takie czy inne skutki. No ale! Wypieranie też jest OK. Wypieranie, swoją drogą, też jest powszechne, jak  rozczarowanie. Wszyscy coś wypieramy. Masowo. "Życie PI" na kolorowo. Oby nie patrzeć prawdzie w oczy, bo by się w tym spojrzeniu utonęło od emocji. To oczywiste, bo czasami rzeczywistość naprawdę potrafi przegiąć i nasza psychika nie jest w stanie tego udźwignąć. Ja to rozumiem i szanuję i praktykuję czasami, zanim z dystansem się nie oddalę od sprawy na tyle, żeby spojrzeć prawdzie w oczy.
 
Tak więc, wobec rodziców raczej nie miejmy oczekiwań. Dali nam życie. Czy to powód, żeby rodzice mieć oczekiwania wobec dzieci? No nie wiem.
W mojej idealnej bajce ludzie są wdzięczni rodzicom za życie, a rodzice są wdzięczni dzieciom za to, że: tego nie marnują i żyją. Ładne, prawda? Jeżu, jak ja odczuwam spokój nawet myśląc o tym.

Taka właśnie optyka astygmatyka.

W każdej jednej dziedzinie można obrać taki punkt widzenia. Po co? Na zdrowie. Naprawdę.
 
Ja bardzo często praktykuję wdzięczność, bo mi to daje potężną przyjemność. Jaram się pierdołami (dla kogoś, bo przecież dla mnie to "WOW"), jak małe dziecko. Jak tylko schodzę z tej drogi i wchodzę na drogę pretensji  i narzekania, to mi się zdrowie sypie. Dosłownie. Kiedyś byłam mistrzynią w rozczarowaniu, żalu, pretensjach do świata, że to czy tamto. To była norma, że dostawałam od losu nie to, czego oczekiwałam w danym momencie. Roszczeniowość level taki, że chyba sobie kiedyś jakiś puchar za to postawię, a z drugiej strony totalny brak samoakceptacji, bo... na to już chyba nie było miejsca w masie oczekiwań wobec siebie samej i rozczarowań. Nic nie było wystarczającym sukcesem czy satysfakcją, zbierane tytuły, zajmowane pierwsze miejsca, awanse, nawet miłości było za mało i nie tak, jak ja chciałam. Smutny człowiek był ze mnie. Naprawdę. Jak patrzę na siebie młodziutką, ba, nawet dobrze do 30tki, to kiwam głową ze współczuciem dla tamtej mnie, ale też oczywiście z wdzięcznością, bo jednak szłam dalej i doszłam do DZIŚ.  

Wiecie, to młyn na wodę np. firm, które oczekują wyników. Człowiek się chętnie zajedzie, żeby przekroczyć poprzeczkę i to z nadwyżką.  Wypalenie? Nerwica? No problem. Ważne, że się wyniki zgadzają.
Czy teraz nie mam takich poprzeczek? Oczywiście, że tak. Wiele. Życie musi mieć cele, tylko dziś zupełnie inaczej oceniam swoje miejsce w osiąganiu ich. Czynnik ludzki ma dziś o wiele większe znaczenie zarówno dla mnie samej, jak i relacji z innymi. Mimo, że się zaprzyjaźniłam z A.I., to jednak człowiek jest dla mnie najważniejszy.
 
Inaczej podchodzę do siebie, do ludzi wokół, do świata. Na szczęście zmiana nastąpiłam kilka lat temu i po prostu daje mi cieszyć się życiem w poczuciu wdzięczności, a nie tylko oczekiwań. Rozczarowania przy takim podejściu są o wiele słabsze, krócej trwają, mniej bolą. Co ważne, rozczarowanie powoduje, że wylewa się dziecko z kąpielą. Rozczarowanie nie pozwala zobaczyć tego, co było dobre, tego co dane wydarzenie wniosło pozytywnego do życia. Zapominamy, że oczekiwania potrafią zaślepiać, a późniejsze rozczarowanie pozbawia serca i pozostaje ból, z którym nasza psychika ma już naprawdę na starcie ciężko. 
 
Co robię, żeby nie nakręcać się rozczarowaniami czy oczekiwaniami? Przede wszystkim odczuwam i wyrażam często wdzięczność, nie trzymam uraz, kompletnie wybaczam i uczę się na doświadczeniach, ale tego, co ważne: ufania ludziom bez oczekiwań, bo jeśli gdzieś są oczekiwania, to powinny być celami i określonym deadlinem (terminem realizacji, dodam po polsku, bo mam znajomego który się bardzo irytuje na te korpozwroty, chociaż one są po prostu przydatne w komunikacji i uważam je za pomocne w nieformalnym języku biznesowym). Poza tym, wszystko płynie. Pantha rei. 

Uczę się ciągle, żeby oczekiwania nie rządziły mną, tylko były narzędziem, jak A.I. pomocnym w życiu i spełnianiu się. Wdzięczność jest doskonałym zapleczem na co dzień, żeby się rozglądać, jak idzie, ale też jak było. Odwracając się za siebie, naprawdę warto docenić, że się to wszystko przeżyło. Bez oceniania. Po prostu.
 
Rozczarowanie.. tak, z nim żegnam się najszybciej i koniecznie. Szkoda na to życia, które jest przecież darem. Truizm? Gdybyśmy rzeczywiście doceniali życie, to nie mielibyśmy powodów do rozczarowania, a raczej przede wszystkim punkt wyjścia do wdzięczności. Może pora przestać mieć pretensje do życia, że jest jakie jest i doceniać to, że się jest? Pomyśl "JESTEM" i doceń to. Poczuj to, zanurz się w tym.
 
 
Z wdzięcznością za poświęcony czas na przeczytanie tej notki. 
Slow life, moi mili. 
 
 
Marzena vel ml76 



PS. Moja mama za życia powtarzała mi, że nie mam pokory. Tak, miała rację. Byłam przepełniona oczekiwaniami i rozczarowaniami, dlatego nie umiałam czuć szczerze wdzięczności i dostrzegałam głównie to, co mi nie pasowało. Tak mamo, dziś bym przyznała Ci rację. Po prostu źle rozumiałam pokorę.


Komentarze