Babcine wspominki, czyli rzecz o śnie i grogu

Ostatnio przespałam 15 godzin. Podróż służbowa, dużo dobrych i pozytywnych przeżyć, wrażeń, spotkań, widoków, miejsc. Dużo nowych przeżyć i doświadczeń, które przed wyjazdem spędzały mi lekko sen z powiek, ale czekałam na nie, żeby sprawdzić też siebie. Okazało się, że mogę i potrafię więcej i lepiej niż mi się wydawało. Dobrze. Wszystko w porządku. Jednak sama podróż i przeżycia spowodowały, że po powrocie czułam się mocno wyczerpana. Jeszcze 2 dni w pracy i w piątek po prostu grzecznie zapadłam w 15godzinny sen. Rano obudziłam się jak nowo narodzona. Wypoczęta, z resztkami przeziębienia niemrawo krążącymi po ciele. Jednak co najważniejsze obyłam się bez "chemii".

Przypomniały mi się słowa mojej babci, która była "dobrą czarownicą" naszych czasów. Miała dobrą i mądrą radę na każdą okoliczność, była niesamowicie skuteczna i posiadała wielką siłę perswazji, a przy tym była niebywale delikatna i subtelna. Imponowała mi, jak mało kto w życiu. Kilka lat po jej odejściu myślę o niej nadal każdego dnia i myślę, że tak już będzie zawsze, bo przede wszystkim bardzo mi jej brakuje.
To ona nauczyła mnie (nieświadoma tej nazwy) podstaw dzisiejszego "slow life". Łączenia przyjemnego z pożytecznym, znajdowania czasu dla siebie (mimo gromadki dzieci) i odnajdowania przyjemności w drobnych rzeczach. Pewnie dlatego odkrycie idei slow wydało mi się tak bardzo znane.

To moja kochana babcia nauczyła mnie, że najlepszą metodą na przezwyciężenie przeziębienia jest po prostu długi i mocny sen. Nie pamiętałam o tym do dziś, gdy się z takiego snu wybudziłam. Przypomniałam sobie, że przecież robimy sobie wielką krzywdę niewysypiając się przez długi czas. Owszem, spokojnie da się spać po 3-4godz. na dobę, ale ten brak snu znajdzie sobie ujście w inny sposób, właśnie spadkiem odporności, trudnościami z koncentracją, długotrwałą bezsennością. Nic w naturze nie ginie. Dlatego co jakiś czas spokojnie możemy sobie na to pozwolić, ale długotrwale robimy sobie krzywdę. Nie chodzi o to, że się da, ale o skutki.
Marudzę, ale tylko z punktu widzenia młodego człowieka, który myśli, że wytrzymałość jest nieograniczona. No nie jest. Niektórzy mają faktycznie większą, ale to też wyjątki i nie ma większego sensu się do nich odnosić.
I dlatego w gruncie rzeczy lubię zimę, bo jakoś naturalnie, przez te zimno i brak słońca ułatwia nam ładowanie akumulatorów długim snem, bez poczucia (skądinąd absurdalnego podejścia) straty czasu na sen. To tak, jakby szkoda było czasu na odpoczynek, dobre jedzenie, czas na przyjemności. To bardzo wyróżnia slow life, że mimo wszystko podkreśla właśnie wagę życia z sobą, swoim zegarem biologicznym i na miarę własnych możliwości. Niedostosowywanie się do cudzych oczekiwań też w tym względzie, bo to, że inni chcą, żebyśmy czas, który chcemy przeznaczyć dla siebie, przeznaczali dla nich, bądź na inne sprawy. Takim oczekiwaniom mówimy grzecznie "nie mam czasu".
[Z "nie mam czasu" to też jest ciekawa sprawa. Jest to bardzo dyplomatyczna odpowiedź i normalnie się z tym nie dyskutuje. Nie lubię na tę odpowiedź słyszeć "dlaczego? a co ty takiego niby będziesz robić?". Bucowatość pozwala innym wnikać, żeby na samym końcu usłyszeć "szkoda mi czasu na to, wolę porobić coś innego". Jak ktoś mówi, że nie ma czasu, to znaczy, że go nie chce mieć i po prostu się to szanuje bez drążenia i zmuszania. Nachalność jest jednym z nieprzyjemniejszych doświadczeń, ale gorsze jest uleganie jej. Jeśli mamy ochotę, potrzebę chociażby właśnie przespać ponad pół doby, to inni mają jedno: uszanować to. I to bez obrażania. Ja u innych też to rozumiem.]
Zima daje nam naprawdę dużo możliwość do poświęcenia więcej czasu sobie, swoim potrzebom, ale też swoim bliskim. Wykorzystujmy to tak, żeby nadejście wiosny z przyjemnością wypędzało nas z domów, mieszkań, pomieszczeń w tym samym celu, ale w inny sposób :)

Zima jest niesamowitym czasem wyciszenia, poukładania się ze sobą, na innych poziomach niż w ciepłe pory roku. Poświęćmy czas na odkładane książki, filmy. I koniecznie kubek gorącej herbaty z imbirem i miodem.


I oczywiście, dla mogących sięgnąć po alkohol niezastąpiony grog czyli herbata z rumem. Kocham wrócić zmarznięta i rozgrzać się właśnie grogiem. Szybki przepis:
  • 150 ml ciemnego rumu (ale może być też jasny)
  • 600 ml wody
  • sok z 2 cytryn
  • 2 łyżki cukru
  • 4 goździki
  • niewielki kawałek cynamonu
Zagotuj wodę z goździkami, cynamonem i cukrem. Dodaj rum i sok cytrynowy. Najważniejsze: pij gorący.
Zamiast samej wody możemy zastosować zaparzoną czarną herbatę (ja właśnie tak robię) i używam jasnego rumu (bo akurat taki mam). Można dodać też łyżeczkę miodu (chociaż jedynie dla smaku i aromatu, bo w temp. >40st C miód traci swoje wartości) zamiast cukru.
Naprawdę rozgrzewa i doskonale wpływa na zdrowie, ze względu na duża dawkę witaminy C. I po co sięgać po tabletki? ;)
No właśnie.
Długo śpijcie i pijcie grog na zdrowie.

Komentarze