Nieznośna lekkość (o)sądu. Etyka, głupcze!

Uprzedzam, to trudniejszy tekst. Wymaga przemyślenia i odradzam stosowanie uproszczeń i szybkich wniosków.

Co ma największą moc? Psychologia tłumu. Czy chcemy, czy nie, to jako "masa" moglibyśmy chyba oderwać Ziemię od Słońca i wysłać ją w inne galaktyki. Ale jesteśmy jak wytresowany słoń, nieświadomy swojej siły i pozwalamy, żeby to "inni" wykorzystywali tę moc. Na szczęście nie zawsze, dlatego zdarzają się rewolucje. 

Wyuczona bezradność. Tak, odgórnie mamy wpojoną wyuczoną bezradność. No bo co ja mogę jako pojedynczy człowiek? Świata nie zmienię. Hm. Ja osobiście to za nic bym nie chciała, bo mnie nawet wystąpienia publiczne przed kilkuset osobami peszą. Wolę działać i żyć kameralnie. Ale nie o mnie. 

Albo jednak jeszcze chwilę tak, bo to istotne. Jako nastolatka miałam zaszczyt chodzić do elitarnej szkoły (niemieckiego, katolickiego, żeńskiego gimnazjum w Kolonii, z resztą jednej z najstarszych szkół w Niemczech). Pomijając wszystko, chociaż wspominam tę szkołę bardzo dobrze, między innymi ze względu na relacje koleżeńskie i kadrę nauczycielską, to szczególnie wdzięczna jestem za lekcje, których nie miałabym w ówczesnej Polsce: etyka i filozofia. To tam zaszczepiła się we mnie miłość do filozofii, myśli filozoficznych i tak miałam swoje pierwsze "wyjście z Matrixa". Te pierwsze chwile zmiany percepcji są jak zachłyśnięcie się wodą, a potem uczysz się pływać i chcesz coraz więcej wiedzieć i poznawać. Tak działa kontakt z filozofią. Od pierwszej głębszej myśli filozoficznej nie chce się przestać analizować. Etyka. Wchodzimy w sedno. Etyka jest dla mnie najważniejszą opiekunką sumienia i duszy. W szkole nie miałyśmy lekcji religii jak to wygląda w Polsce. Tam miałyśmy właśnie lekcje etyki. Czy etyka jest przypisana do religii? Z gruntu i w odpowiednim ujęciu każda religia ma jej elementy. To łączy wszystkie wyznania i religie. To, co je różni, to już kwestie instytucjonalizowania i jak wiemy, bywa różnie. Im dalej od etyki jest człowiek, tym trudniej mu rozumieć świat i z nim rezonować.   

Zobacz, jaki jest nasz świat. W mikro i makroskali. Zobacz, jak łatwo osądza się wszystko i wszystkich.  Ale naprawdę łatwo. Ten osąd jest z reguły negatywny. Każda pierdoła, od koloru torebki pani x, romansu koleżanki, "dzisiejszej młodzieży", po morderstwo jest błyskawicznie osądzona i rozstrzygnięta.  Czy to słuszne? Nie wiem. Czy skuteczne? Nie. Ale to zupełnie nie. Nic nie wnosi do sprawy, nic nie zmienia. Świadczy jedynie o osądzającym. Jeśli ten osąd nic nie wnosi do sprawy, to po co go dokonywać? Nie wiem.To marnowanie siły sprawczej, jaką mamy jako społeczność, rozdrabnianie energii często na bzdury. Osądzamy w zdecydowanej większości pierdoły. 

I teraz ważna sprawa, bo kolejnym kamykiem do ogródka wyuczonej bezradności są modne ostatnio slogany "nie oceniaj". Nie wiem, kto to propaguje, ale zapewniam, że to po prostu bzdura. Ocena jest nam niezbędna do przeżycia. Oceniamy wszystko i w każdej sekundzie. 

Wyjątkiem jest przecudowny stan flow i mindfulness i dlatego m.in. są tak ważne, bo pomagają nam na trochę odcinać się od oceniania a zatopić wyłącznie w czuciu. 

Oceniamy wszystko co się dzieje z nami, w nas, obok nas i wszędzie w zasięgu naszej percepcji. I tak ma być. Ocenić należy jak najbardziej, bo trzeba szybko wiedzieć, czy coś jest dobre, czy złe i to wielu aspektach. Są czyny czarno-białe, ale to mniejszość, bo przemoc, nadużycia seksualne, znęcanie się, zabijanie, bądź namawianie do tego, gwałty, kradzieże itd. to są oczywistości, bo krzywdzą jedną ze stron. Sama szkodliwość czynów jest oczywista.  Ocena czynu jest oczywista. 

ALE! 

Ale osądzać człowieka? No proszę ja Ciebie, to już inna sprawa. Tu często brakuje zasadniczych pytań, jak:  co mogę zrobić? Jak mogę na to wpłynąć? Itd.

W dyskusjach publicznych często brakuje mądrości. Przestałam oglądać telewizję i słuchać popularnych komentatorów, bo oni nie wnoszą mi nic do spraw. Ja nie potrzebuję komentatora tego, co sama rozumiem. Mam dość silnie rozwiniętą etykę i wewnętrzny kręgosłup.

Obserwuję świat. Bardzo wyraźnie to widać, co ludzie robią ze swoją energią i mocą sprawczą. Na początku agresji Rosji na Ukrainę napisałam na FB, że zmiana nastąpi, gdy to sami Rosjanie powiedzą "nie, nie chcemy napadać, zabijać i podbijać agresją, to okropne żeby być zbrodniarzami wojennymi". 

Tak, jak II wojna nauczyła tego Niemców a może nawet Japończyków i kilku innych ówczesnych agresorów. Oczywiście, że zawsze będą w narodzie skrajni nacjonaliści marzący o imperium niemieckim, czy rosyjskim, ale i w Polsce takich znajdziemy. Istotą rzeczy jest, jaką opinię i energię ma większość, kogo słucha, komu oddaje przewodzenie. Każdy z obywateli danego kraju. (Nie)chęć do pomysłów rządzących ludzi jest podstawą. Milczenie jest akceptem. Zamierzonym? Nie wiem. To cecha milczenia, bo brak wypowiedzi jest po prostu z gruntu interpretowany jak akcept. Współczesne Chiny. To ciekawe, bo aż mnie samą zaskakuje wrażliwość z jaką partia reaguje na nastroje społeczne. To dobrze. Jacy ludzie, taki kraj. To bardzo oczywiste, że na czołówki wypływają ludzie z określonymi poglądami i pomysłami i większość (wliczając milczący akcept) daje im pałeczkę przywództwa. Dostał ją kiedyś Hitler i dlatego wprowadził swoje pomysły w życie. Nie wmawiajmy sobie, że nie mamy na nic wpływu. Mamy wpływ przede wszystkim tym jednym narzędziem: oceną. Opinią. Nie osądem, bo osąd to etap, na którym powinni podejmować decyzje ludzie do tego wybrani i tylko, gdy to konieczne.

Przykład? Niesławna sprawa pedofilii w kościele. Proceder, o którym wiedziały władze kościoła, po samego papieża. Dla mnie temat stał się bardzo widoczny przez film "Spotlight" z 2015. Płakałam. Przy tym też doceniam szalenie prawdziwą istotę dziennikarstwa śledczego, bo ma pokazać, uruchomić jakiś proces.  Płakałam, bo raził mnie, rani wręcz, brak etyki u duchownych. Właśnie brak etyki. Jeśli oni nie będą przykładem etycznego życia dla wyznawców danej religii, to kto ma być? Jeśli sami między sobą w milczeniu akceptowali(ują) tak straszne zachowania, bo naprawdę krzywdzenie dzieci i to na tle seksualnym to zbrodnia sama w sobie i tu osąd samego zachowania... powinien wypływać z duszy potencjalnego złoczyńcy. Tak to czuję. Tak to czuję w moim moralnym kręgosłupie. Dzieciom nie można robić takiej krzywdy. Bicie, krzyk, przemoc to już okrucieństwo i dobrze, że w końcu nasze czasy to  końcu uznają (chociaż w krajach skandynawskich to oczywiste od dawna).  To co robimy sami ze sobą i między sobą jako dorośli to inna sprawa, ale co się dzieje z dziećmi, które są na wskroś bezbronne, to już naprawdę meritum człowieczeństwa.  Ich bezpieczeństwo zależy od każdego dorosłego, który jest czy bywa obok. Ich ufność jest dla nich największym zagrożeniem, bo tylko dorośli mogą ją nadużyć bądź zniszczyć.

Przez Polskę idzie burza, dlaczego JP II nic z tym nie robił, chociaż wiedział. Ja nie wiem i się nie dowiemy. W sumie nie wiemy też, czy papieże przed nim też nie wiedzieli, jak stare jest to chore zjawisko itd. Nie obarczałabym winą i odpowiedzialnością JP II. To jest raczej bardzo złożony problem i... nie będę tego osądzać. Struktury kościoła to nie moja specjalizacja. Ale już świat wie, że jest tam jakiś problem i z pedofilią i homoseksualnością, co w obliczu celibatu komplikuje sprawę, no nie wiem. Porobiło im się.

Ironia też polega na tym, że kościół sam oparty jest na osądzaniu innych. Cała idea spowiedzi na tym się opiera, że to co się opowie zostaje osądzone i ksiądz daje rozgrzeszenie. Nie wiem, komu to pomaga. Mi nigdy nie pomagało, bo jeśli robiłam coś niewłaściwego wg własnego kręgosłupa moralnego, to żadne rozgrzeszenie tego nie zmieniało a jeszcze wysłuchiwanie od obcego człowieka, jakim jestem niegodnym i złym człowiekiem i powinnam się wstydzić, ale on mi wybacza, tzn. Bóg mi wybacza przez niego, nie pomagało zupełnie. To dla mnie zbyt masochistyczne. To już wolę terapię i po prostu rozmowę z psychologiem, jeśli czegoś jest w życiu za dużo. Kwestia preferencji.

Generalnie potrzebuję wybaczyć sobie sama i postanowić nie powielać czegoś, jeśli krzywdzi mnie samą, a tak działa u mnie też krzywdzenie innych. To etyka. Etyką jest ocena zachowań i rezygnowanie z tych, które mogą krzywdzić mnie i innych. To też prawdziwa empatia. Trudne. Trudne w tym świecie, ale nie niemożliwe i przede wszystkim i najważniejsze: czy nie najbardziej potrzebne? Przecież to najbardziej uniwersalny barometr. Ta możliwość oceny i podjęcia decyzji. 

Więzienia są pełne ludzi, którzy mają barometr ustawiony na ego, pozornie, bo robiąc krzywdę innych zrobili ją też sobie. No chyba, że ktoś marzy o spędzeniu czasu w więzieniu, to już znowu inna sprawa. Tak jak są ludzie, którzy twierdzą, że kobiety marzą o zostaniu prostytutkami i to kochają. Nie wiem, znałam kilka prostytutek (bo lubię znać różnych ludzi), ale żadna z nich w rozmowie "między nami" nie powiedziała, że to praca jej marzeń, ale może muszą mówić tak klientom, co w zasadzie wydaje się logiczne, ale też nie znam opinii wszystkich, żeby mieć dane wartościowe statystycznie do wyciągania wniosków. Trudny wątek, bo co innego kochać seks i pieniądze, a co innego robić to z kimś, kto kompletnie nie podnieca. Ale to może rozważania na inny wątek. Swoją drogą, hm, jak facet kocha seks i pieniądze to nie ma w tym nic dziwnego i to wręcz oczywiste, a u kobiety to się zamienia w zawód. Dziwne, nie, wystarczy tylko zmienić strony, żeby sprawa nabierała innego koloru. Kalejdoskop słów ustawia zupełnie inny obrazek za każdym obrotem. 

Wracając do etyki. Ufam, że etyka to przyszłość ludzkości. W każdej szkole, w każdej rodzinie podstawowe wartości budowane na etyce. Wówczas nasza cywilizacja naprawdę dokona skoku. Jaka jest główna rola etyki? Hm. Nazywać rzeczy po imieniu. Oceniać konkretne działania, nazywać je. Gdy człowiek ma coś nazwane, może z większą, ba, podstawową świadomością zdecydować, czy na pewno chce to zrobić, może zobaczyć potencjalne konsekwencje i po prostu zdecydować czy warto. Czy złamanie sobie i komuś życia jest odpowiednią ceną za jakieś zachowanie. Z reguły odpowiedź jest po prostu: NIE. Wówczas zdecydowanie łatwiej jest poszukać innych celów. 

Jaka jest nasza rola w takim razie, gdy ktoś robi krzywdę innym, bądź sobie? I co, jeśli nie osąd? Gdyby to nie było tak powszechne potępienie? 

Salomon. Pamiętasz opowieść o królu Salomonie? Zawsze jest trzecie wyjście. Tego uczy etyka. 

Czy mnie nikt nie denerwuje, nie budzi negatywnych emocji, nie kusi do osądu? Oczywiście, że tak. Nie zmienia to faktu, że mam też świadomość, że tak się dzieje i różnie decyduję, co z tą myślą dalej zrobić. Dopóki jednak ta świadomość nie będzie powszechna, dopóki emocjami ludzi będą bawiły się wręcz zewnętrzne czynniki zamiast własnego, naprawdę własnego zdania, dopóty ludzie będą się męczyć sami ze sobą w świecie hipokryzji. 

Przeszłam w życiu przez różne piekła, może też po to, żeby doceniać tak bardzo spokój. Wewnętrzny spokój. Korygować działania, podejście, poglądy, jak tylko widzę, że bazują na tych starych schematach osądu. Wybaczyłam sobie i chcę mieć jak najrzadziej taką konieczność. To ciężar, który za bardzo ciąży w życiu, więc po co go w ogóle brać. Ładnie zostawić je za sobą i z czystą głową iść dalej.

Czy to trudne? Czasami, ale też to przyjemne. Poczucie wpływu na własne oceny, myśli, jest po prostu przyjemne. 

Rolą nas, jako jednostek, tworzących społeczeństwo, jest wpływ i tzw. opinia publiczna. Nasze wyrażone zadowolenie, dezaprobata, oczekiwania reakcji... to tupnięcia nogą zniewolonego słonia. 

Jednak bez etyki, bez etyki od małego dziecka wpajanej w nasze czyste i puste jeszcze synapsy będziemy bardzo sterowalni przez niewłaściwe wartości i osoby. Świat jest jaki jest. Osąd... bez etyki to po prostu lincz i niczego nie zmienia. Nikogo niczego nie uczy. To igrzyska, w których zmieniają się postaci na scenie areny. 

Dzięki etyce zabrakłoby takich igrzysk. 

Są tacy, którzy w tym miejscu powiedzą "Marzena, ale życie byłoby wtedy nudne". No cóż. Jeśli dla adrenaliny, poczucia atrakcyjności życia, skrajnych emocji i poczucia zadowolenia trzeba sięgać po przemoc, agresję, osądy, lincze to faktycznie, ten wewnętrzny słoń takiego człowieka jest mocno spętany i zniewolony przez przestarzałe schematy, które na przykład jeszcze każą Polakom nienawidzić Niemców i Rosjan za II wojnę światową.  Kompletnie tego nie czuję, może też dlatego, że z natury jestem niepamiętliwa. To nic nie daje. Pamiętliwość to toksyna. Pielęgnowanie nienawiści przez pokolenia naprawdę musi być ciężkie. To jak kurczowe trzymanie się przeszłości i siedzenie w jaskini platońskiej, zamiast po prostu wyjść na zewnątrz i iść dalej. Z nową energią.

Trzeba iść do przodu. Dalej. Lepiej, ciekawiej, pełniej, z energią wolną od zgnilizny przeszłych win. Razem. 

Po co mamy znać przeszłość? No chyba nie po to, żeby ją ciągnąć przez stulecia jak gumę do żucia w poczuciu aktualności. Moje ulubione hasło"pamiętajmy II wojnę światową". No ustalmy coś, nie da się pamiętać czegoś, czego się nie doświadczyło. Jak już to pamiętajmy, żeby na świecie był pokój, to ma być priorytetem. 

Priorytetem ma być założenie, żeby wiedzieć, że kiedyś ludzie byli tak prymitywni, że zjadali się wzajemnie, potem palili kobiety na stosach za odmienność i nieposłuszeństwo oczekiwaniom, ciągle podbijali tereny mordując mieszkańców (wojny), kiedyś ludzie gwałcili dzieci, bili, stosowali przemoc wobec słabszych, kiedyś ludzie nie umieli ze sobą rozmawiać i żyli w poczuciu zagrożenia, ale że to ciągle zmienia. 

Teraz ludzie coraz bardziej budują swoją świadomość i siłę oraz mądrość, zbiorową mądrość. Nikt nie pozwala na zniewolenie w dzieciństwie. Można się spełniać na wiele sposobów, można żyć pełnią życia bez krzywdzenia przy tym innych i siebie. 

Osobiście unikam osądów, bo każdy człowiek to inna historia i ja nie daję sobie prawa, do skazywania go na cokolwiek. To trudna misja sędziów. Wystarczy mi rola przysięgłej, w tłumie społecznej oceny.  Do tego mam kwalifikacje. Przysięgłam sobie roztropność w ocenie i osądzie innych.

Niech tzw. Era Wodnika będzie Erą Etyki. Może naprawdę w szkołach, a nawet przedszkolach zacznie być poważnie traktowany ten przedmiot i zacznie oddolnie, od początku rozwoju istoty człowieka budować odpowiedni kręgosłup. W dorosłości o zmiany już dużo trudniej. Ale.. nie jest to niemożliwe.  

 

Słuchając slow jazz wpadam w filozoficzno-marzycielskie klimaty, wygładzające rozgniewane fale oceanów ludzkiego świata, ale jeszcze 100 lat temu nikt by nie pomyślał, że kobieta spełniająca się zawodowo i życiowo, szczęśliwa, chociaż bezdzietna, zadowolona ze swojego życia i kobiecości, chociaż ma menopauzę w rozkwicie, będzie siedziała i pisała filozoficzną notkę na blogu w internecie a przy tym z wielką wiarą w ludzkość i pokładami ufności w jej rozwój etyczny. Etyka ma też tę cudowną funkcję pozwalania nam oceniać dość szybko, co mieć gdzieś. Które sprawy puszczać w ogóle daleko od siebie, bo kompletnie nie ma potrzeby się w nie zanurzać i jakoś specjalnie nad nimi zastanawiać. To po prostu akceptacja świata i ludzi w szerokim ogóle. Niech każdy będzie sobie jaki chce, tylko nie szkodzi innym, a sobie jak uważa. ale przecież lepiej też nie i po prostu wystarczy kochać siebie.

 

A tak jest. Filozofia to slow life. Godzinami pewnie siedziałabym z antycznymi filozofami, o ile w tamtych czasach kobietom w ogóle na to pozwalano. Świat się zmienia.

Marzena 


Zdjęcie: Równonoc. Jeden z moich ulubionych obrazów. ml76

 

 

 



 



 




 

 



 

Komentarze