Na co czekasz?





To jest czysta salsa.

 - Salsa to czysta seksualność a nie technika. Nieeuropejskie. Dziewczyna wyzwoliła "to" z siebie - mruczę do tancerki.
- seksualność to laski na rurze w kabarecie - rzuca kolega.
- zmysłowość i seksapil - idę dalej
- tango to zmysłowość  - odpowiada
- co ty porównujesz?! - fukam - Przecież to zupełnie inna energia. Tango jest tragiczne i przesycone dramaturgią. To nieszczęśliwa miłość. Oczywiście, że jest zmysłowe i absolutnie piękne. Salsa to zupełnie co innego. Salsa solo to dialog ze sobą i swoim ciałem. Dla indywidualistek, jak ja. Partner jest widzem. Tango jest dla par. Inne emocje. Tango to historia. Salsa to salsa. Tango i salsa to czarne i czerwone, pewnie dlatego się miejscami wymieniają ruchami - rozpływam się
- a walc? - pyta
- walc jest nudny - rzucam wyrwana z latynoskiego klimatu


Czytałam niedawno o tango solo.  Nie kupuję tego, ale wracając...


Wymieniłam się marzeniami z pewnym mężczyzną, który jako pierwszy zapytał mnie na koniec ubiegłego roku, o czym marzę.








Moim marzeniem na ten rok, o którym mu powiedziałam, jest polecieć na Kubę i zatańczyć salsę.
Co jakiś czas pyta, jak mi idzie. Dam znać, gdy będę z powrotem. Przed lotem chciałabym zatańczyć jeszcze na dawnej sali. Lot na Kubę. Hmmmm. Im więcej o niej czytam, oglądam, tym bardziej chcę to poczuć na żywo. Salsa to nie technika. To uwolnione emocje i kobiecość. Tego nie można robić źle, można się co najwyżej za mało otworzyć. Ale nie można robić tego źle. To nie walc. Tęsknię za salsą. Bardzo.

Drugim wielkim marzeniem jest napisać książkę. Materiał mam, jeszcze kwestia oświetlenia. Gry światłocieni i ciemności. Od lat kiełkuje. Jednak tego jeszcze nie czuję. Układam się z tym. To takie marzenie z czasów nastoletnich. Wtedy nie miałam w sobie historii. Innej. Czy na ten rok jest to marzenie? Nie wydaje mi się. Nie mam zakończenia, ale mam tytuł. Bardzo chcę. Za wcześnie. Spokojnie.

Trzecie wielkie marzenie, bardziej służbowe. Temu oddaję najwięcej czasu. Jestem dobrej myśli. Gdy je sobie stawiałam, wydawało się bardziej nierealne.
Lubię hasło "niemożliwe". Nie zaklinam. Działam. Z pasją. Zasypiam i budzę się z fleszami do tematu. Pięknie. Tak lubię. Moim sukcesem jest satysfakcja innych a na tę składa się wiele czynników, które dopasowuje się jak drobniutkie puzzle.  Układam. Kształt bez granic, ale ukazujący coraz ładniejszy obraz. To wciąga. Praca jest dla mnie światem z marzeń. Ludzie, branża (technologie jutra w zasięgu ręki), praktycznie cały świat prawie każdego dnia. Uwielbiam to. To najwyższa jakość relacji i współpracy. To nr 1 bez dwóch zdań. Cała reszta  mnie dopełnia. Jestem marketingowcem, nie zamykam się na nic. Nie umiałabym sama się ograniczać. Odczuwać pasję w pracy, która pochłania większość dnia, to podstawa. Genialny świat. Żyję w nim z pasją i zaangażowaniem. Szukanie rozwiązań, kreowanie, organizacja i współpraca w świetnym zespole, dla wymagających klientów są fantastycznymi wyzwaniami. Lata praktyki i doświadczenie są również bezcenne. Dzięki temu mam czas na życie prywatne. Wszystko na swoim miejscu, chociaż myślami się to wszystko uzupełnia i zazębia. Inspiracje przychodzą zewsząd.

Kolejnym marzeniem jest stworzyć torebkę idealną i zacząć projektować i szyć tuniki. Dla siebie, bo pokochałam ten fason i wariacje na temat bezgranicznie. Sytuacja na ich rynku jest opłakana. Plan już mam. Oczywiście widzę wiele rozwiązań. Jak zawsze. Już poruszyłam temat tu i tam. Sprawdzam. Bez pośpiechu. Chodzi za mną chęć, nauczyć się szyć. Decydować w czym chodzę, fasonach, materiałach. Równie dobrze wystarczy pójść do krawcowej. Chcę być jak Coco Chanel. Albo jej odwrotność. Uwolnić ciało, podkreślając kształty fasonem. Spodnie, spódnice, tak bardzo krępują, szczególnie w siedzącej pracy. Tuniki są świetne. Wszystko zależy od materiału i fasonu. Ja osobiście je kocham i chciałabym mieć ich całe, własne kolekcje. Sukienek też. W sklepach naprawdę jest słaby wybór materiałów i fasonów, a te warte zakupu kosztują krocie. Chcę sobie zorganizować rozwiązanie. Tuniki już dziś są moim rozpoznawalnym fasonem. Chciałabym mieć najwięcej wg własnego projektu.


Podróż koleją transsyberyjską? Nie na ten rok. Przyszła zima. Chciałabym zimą. Musi być pięknie.


Te punkty powyżej otwierają długą listę moich marzeń. Nie kopiuję jej tu, bo nie w tym rzecz.
Na co czekam?

Na zbieg okoliczności?

Los wie, czego chcę. Zostawiam mu kolejność. Nikt nie lubi rezygnować z czegoś na rzecz czegoś innego, prawda? No właśnie. Odpowiednia kolejność nie każe z niczego rezygnować.

Nie czekam. Ja nie czekam na coś, czego daty nie znam. Czekanie to konkret. Konkretem jest dzień dzisiejszy i bezczelnie go doceniam.

Czasami słyszę, że powinnam dopisać do listy marzeń dziecko, zamiast tej całej reszty.
Jasne. Dziecko obok torebki i Kuby. To nawet nie ta szkatuła marzeń. Kto mnie zna, ten wie, że z pasją i powoli nadrabiam życie. Lwią część. Delektuję się tym. Dopiero od kilku lat nie czuję potrzeby gonienia niczego ani uciekania przed niczym. Luksus. Mogę kreować. Mieć otwarty umysł, to podstawa. Nie zajmować myśli i głowy rzeczami dla mnie nieważnymi. Przesiewać informacje. 

Cenną umiejętnością jest NIEINTERESOWANIE się wszystkim. Dokładnie tak. Krytyczny przesiew. Dobieranie wszystkiego pod nasze potrzeby. Nie rozdrabnianie się na wszystkie możliwe kierunki. Wybranie kilku. To ważne.


Nic nie muszę, wszystko mogę.  Z moim szczęściem do ludzi i ich do mnie będzie dobrze. I wszystko w swoim czasie. Lepiej mieć za dużo marzeń, niż nie mieć żadnych.

Mamy maj.

Marzenia mi się spełniają.

Lubię mieć ich kilka, żeby los miał w czym wybierać. Czasami zaskakując naprawdę mocno, bo wydają się bezgranicznie odległe lub wręcz nierealne a spełnione.

Co jeszcze jest ważne? Doprecyzować w miarę możliwości sposób, w jaki się mają spełniać. Żeby nie usłyszeć "ale przecież chciałaś". Tak. Chciałam, ale nie w ten sposób. To wbrew pozorom cholernie ważne. Robiąc listę marzeń, dopisujmy, jak to się ma spełnić. Sposób spełnienia marzenia też jest efektem jakiś zdarzeń i decyzji. Dlatego moja lista marzeń ma od niedawna nie tylko hasło, ale też sposób, w jaki chciałabym, żeby te marzenie się spełniało. Żeby nie było nieporozumień.
Przykład: najlepszy. Ludzie lubią marzyć "żeby mnie ktoś pokochał". Auć. Czym to się kończy? Wyznaniami i złamanymi sercami, bo pokocha, owszem, ktoś, kogo miłości nie chcemy. Nie takiej. To notoryczne zjawisko. Można się nabawić traumy. Dlatego ważne jest: doprecyzować. Ogólniki? Owszem, ale doprecyzowane. Wiedzieć, czego się chce. Od tego się nie ucieknie, konkret. Na to przychodzi pora. Na precyzowanie. Bez tego nie ruszymy. 

Zadawać sobie odpowiednie pytania.

Niektóre marzenia po realizacji zmieniają życie na zawsze.
Te też mają swój czas.

Jestem tam, gdzie powinnam być. Dziś. A tylko dziś ma znaczenie. Tu i teraz.
Tylko to się liczy. Naprawdę. Przyszłość nakręca, przeszłości nie ma. Jesteśmy od tego wolni. Mamy tu i teraz.
Nie czekaj na nic. Szkoda tej chwili.

Salsa na Kubie. Niemożliwe? I co z tego? Już wiele razy mi się tak w życiu wydawało, a potem przypominałam sobie to w chwili, gdy się spełniało.

Wzdycham.  Najpierw kino i "7 dni na Havanie"
:-)

Komentarze