Szum informacyjny
Jest jedna rzecz, której zazdroszczę współczesnej młodzieży: dostęp
do wiedzy. Do źródeł. Łatwość dostępu. Za mojej młodości trzeba było
spędzać godziny w bibliotekach, czytelniach, szperać w ograniczonej
ilości materiałów. Kochałam to. Kocham książki z każdej dziedziny,
jednak teraz widzę, że dodatkowe źródło, jakim jest fachowa prasa czy
internet rozszerzają te granice praktycznie nie nieskonczoności,
przynajmniej możliwości poznawczych.
To jest piękne.
Chociaż zdaję sobie sprawę z zagrożeń, jakie za tym idą. Ograniczone
źródła pozwalały nam opanowywać wiedzę. Mieliśmy możliwość
przetworzenia informacji i samodzielnego wyciągania wniosków. Mieliśmy
czas pomyśleć. Przeanalizować. Nawet, jeśli zawarta była w tym granica
błędu spowodowanego ograniczonym zakresem źródłowym. Jednak mechanizm
był zupełnie inny niż teraz.
Kiedyś mając zakres wiedzy x mogliśmy ją przeanalizować i wyciągnąć
wnioski, które dało się łatwo uzasadnić. Świat mógł być czarno-biały.
Poszerzanie wiedzy poprzez dostęp do kolejnych źródeł pozwalał na
ewentualne korekty poglądu, ale poglądu zbudowanego na mocnych
podstawach. Wiedzę się stopniowo poszerzało i korygowało. Tak
funkcjonuję do dziś. Mam świadomość ograniczonej wiedzy, ale wiem na
czym stoję i mogę decydować w których dziedzinach chcę wiedzę poszerzać
samodzielnie (bo tego się nauczyłam w szkołach, na studiach, na
kursach specjalistycznych) a którą zostawiam na etapie wyłącznie
świadomości istnienia zagadnienia. To jest stara szkoła samego procesu
nauki.
Dziś młodzież ma o tyle trudniej, że na początku zarzucana jest zbyt
dużą ilością informacji i źródeł. Zanim nauczy się selekcjonować i
budować wiedzę ma od razu bezmiar danych. Nie wiem jak teraz przebiega
proces nauki, bo nie mam kontaktu z młodzieżą szkolną, ale mam niemrawe
wrażenie, że proces ten jest mocno zaburzony. Z jednej strony
nadmiarem informacji, z drugiej brakiem umiejętności selekcji i wyboru.
Dlatego widzę w tym przyczynę obecnego rozwarstwienia i zagubienia
ludzi młodych. Są tacy, którzy cenią wiedzę samą w sobie i chcą się
uczyć, po to, żeby wiedzę rozwijać i wykorzystywać, ale są też tacy i
to jest większość, która łapiąc pojedyncze pojęcia chwyta z nimi
przeświadczenie wszechwiedzy, jednak bez umiejętności selekcji i
wyciągania wniosków wiedza ta jest dla nich bardziej szkodliwa niż
pomocna.
Podobno ponad połowa Polaków nie czyta żadnych książek. Zastanawiam
się, jak to jest możliwe, ale na dobrą sprawę, to chyba jest normalne.
Zawsze byli ludzie nieczytający żadnych książek, z drugiej strony są
też tacy, którzy czytają bardzo dużo, ale w żaden sposób nie
wykorzystują tego w życiu. Czytają dla czytania. Można by się
zastanowić, o czym właściwie mówi ta informacja o czytelnictwie i
dochodzę do wniosku, że o niczym. Sam fakt czytania książek nie jest
dowodem niczego. Sama się w pierwszej chwili zdziwiłam i oburzyłam tym
faktem. Chociaż wiem, że reakcja emocjonalna w odniesieniu do badań jest
głupotą samą w sobie. Ale podobnie jest przecież z głosowaniem w
wyborach. Głosuje ok. 50% uprawnionego społeczeństwa. Z czego mniej
więcej po połowie na danego kandydata/partię itp. Czyli matematycznie
nikt nie ma więcej niż 25% poparcia całego uprawnionego do głosowania
społeczeństwa. Nazywanie tego sukcesem lub porażką jest czystym
marketingiem. Z czytaniem książek jest podobnie. Informacja o 50%
nieczytających książek nie odpowiada w żadej sposób o tych, którzy
czytają. Równie dobrze można dojść do mylnych wniosków, poprzez
przykładowe stwierdzenie "70% społeczeństwa nie korzysta ze świadczeń
NFZ". I co? Znaczy to że społeczeństwo jest zdrowe jak rydz i
świadczenia te można zminimalizować do potrzeb 30% i będzie dobrze?.
Nie. Dlatego czasami widząc wyniki badań statystycznych zastanawiam się,
kiedy ludzie widząc je, zaczną sami wyciągać wnioski, a najważniejszy z
nich i zarazem najkrótszy: te badanie nie świadczy o niczym, na tylko
udowodnić słuszność jakiejść z góry postawionej teorii/tezy/założenia. I
to tylko tym, którzy mają w nią uwierzyć.
Badania są podstawą rozwoju. Poznawanie i rozumienie są podstawą
rozwoju i zmian. Statystyka jest narzędziem badawczym o bardzo dużej
mocy, ale to, jak jest stosowana, to już zupełnie inne sprawy. Bez badań
statystycznych nie dałoby się np. zapobiegać epidemiom. Można poznawać
pewne mechanizmy, wg jakich działamy na przestrzeni czasu, ale zanim się
bezkrytycznie zacznie przyjmować ich wyniki, to warto najpierw się
dobrze przyjrzeć czemu służą i co mają pokazać. I komu. I jakie pokazują
informacje. Kto je robił jest drugorzędne, bo ośrodki badań
statystycznych są z założenia miarodajne i opierają się na matematyce,
czyli dziedzinie znienawidzonej przez większość dzieci. Dorosłych też.
(niesłusznie według mnie, ale to inna sprawa).
Zazdroszczę młodzieży dostępu do wiedzy, nowych metod poznawczych i
źródeł. Ale nie zazdroszczę jej tego, że w szkołach nie uczą się dziś
samodzielnie myśleć i wnioskować, ale zrozumieć też, że bycie ekspertem
wymaga trochę więcej niż przeczytanie dwóch arciów na temat. Nie lubię
braku szacunku dla ludzi, którzy są ekspertami. Eksperci między sobą się
często nie zgadzają, ale wiedzą o czym mówią. Brak szacunku ze strony
laików jest objawem głupoty. Można się nie zgadzać, ale trzeba rozumieć,
o czym jest mowa. Tak, to stara szkoła, której jestem adeptem i się
raczej nie zmienię, bo uważam to za dobre. Rozwój, nieustanny rozwój ma
przyszłość. Nie wątpię w to. Naiwnie? ;)
Jak słucham wszechwiedzącej osoby, w absolutnie każdej poruszanej
dziedzinie, to nie raz zdarza mi się zareagować "czy ty wiesz w ogóle o
czym mówisz?". Co jest odbierane czasami jako atak, który dla mnie jest
jedynie odpowiedzią "nie mam pojęcia, ale dobrze mi idzie". A
wystarczyłoby pomyśleć. Ja mimo wszystko wierzę w młodzież i mam
nadzieję, że kiedyś ktoś zrobi z tym wszystkim porządek. Po prostu
porządek. Wg jakiś nowych zasad, reguł, pozwoli młodym ludziom wrócić na
normalny tor nabywania, selekcjonowania i analizowania danych, po to,
żeby mogli wyciągać wnioski zmieniające świat. Nie tylko zapychające go
informacjami.
Ludzie chcą często zmieniać świat, a nie mają mocnej podstawy w
sobie, dlatego biją się sami z własną niemocą. To jaki będzie ten
przyszły świat? Nie wiem. Ja się mogę tylko przyglądać z boku i czasami
tylko pokiwać głową z niedowierzaniem, ale z nadzieją, że to się kiedyś,
w dalekiej przyszłości zacznie zmieniać. Wcale nie chcę, aby ludzkość
skazana była na bezmyślność. Stać nas na więcej.
Kocham ludzi, którzy szukają czegoś nowego, wizjonerów, kreujących
nowe poglądy, ulepszających stare, szukających nowości w każdej
dziedzinie. Bez względu na wiek. Jednak ich wszystkich łączy (poza
wiedzą) jedna wspólna myśl "a co by było gdyby", ciekawość i idące za
nią działanie. Szukanie granic tylko po to, żeby je przekraczać,
szukanie różnic, szukanie niewiadomych. A jestem cicho przekonana, że
jest ich ciągle więcej, niż ludzkości udało się odkryć, poznać i nazwać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl