Krytyka krytyki
To jest wręcz niebywałe.
Czasami po obejrzeniu jakiegoś filmu czytam recenzje. Szczerze mówiąc rzadko, bo w gruncie rzeczy mam gdzieś cudze zdanie i nie mam jakiejś nieodpartej potrzeby porównywania z nim swojego. Czasami jednak zaglądam z ciekawości, jak tam świat coś odebrał i można stworzyć pewien schemat:
1. Ocena zawodowych krytyków. Ok. Jak ktoś jest z branży, to widzi różne niedociągnięcia, niezgodności, technicznie błędy, jakieś tam zgrzyty w fabule, scenariuszu, charakteryzacji i napisach itd. Mają pecha. Ja bym pewnie też miała z tym problem, ale nie jestem z branży i oglądam filmy jak człowiek z kosmosu. Ci zawodowi znajdą milion powodów, żeby coś zjechać i nie pozostawić suchej nitki i pewnie ich zdanie jest ważne dla twórców i wszyscy spinają pośladki przed ich oceną. OK. Co ciekawe, często krytycy zachwycą się czymś, co przeważnie taki człowiek jak ja uzna za... przerost formy nad treścią, albo po prostu "nie". Ale tak było i będzie, że krytyka krytyków interesuje... nie mnie, bo przeważnie takie profesjonalne recenzje są zajebiście nudne, a ja oglądam filmy bo to dla mnie sztuka.
2. Ocena ludzi spoza branży, czyli wchodzimy w bliższy mi schemat ocen. I tu mamy przeważnie dramat - krytyka występuje. Owszem. Niestety. Niestety jednak jest totalnie bezsensowna, bo w większości przypadków dowodzi jednego - widz nie zrozumiał. Wiecie, tak samo jest często z tekstem pisanym. Szczególnie widoczne jest to w sieci, pewnie dlatego tylko, że w treści drukowanej nie mamy komentarzy i nic nie wskazuje na bezmyślność odbiorców. Kiedyś opadały ręce. Dziś mam znieczulicę, bo za dużo tego widziałam, ale ciągle mam pewien stopień niedowierzania w krwiobiegu. W każdym razie, mój umysł idzie na e-fajkę, gdy czytam większość recenzji, bo brak zrozumienia najbardziej podstawowego przekazu, zero wyobraźni, brak umiejętności wychodzenia poza swoje szablonowe myślenie i namiastki próby wydobycia sensu jest jak dotknięcie Czarnej Dziury. Gdyby nie było mi to aż tak obojętne, przy wielu recenzjach, opiniach dodawałabym komentarz "trolla"- Nie zrozumiałeś/aś. Obejrzyj ten film jeszcze raz i spróbuj, chociaż spróbuj, zrozumieć go. To że napiszesz recenzję pełnymi zdaniami, ba, czasami nawet wielokrotnie złożonymi, z dokładną interpunkcją i ortografią, to naprawdę nie zmienia faktu, że bardzo wyraźnie wyrażasz kompletne niezrozumienie. Weź czasami pomyśl, co cechuje film i nie oceniaj go przez pryzmat swojej ograniczonej percepcji, bo sztuka jest po to, żeby pokazać coś więcej, coś innego, coś bardziej.
A już zupełnie hity - spodziewałem się czegoś więcej, spodziewałem się czegoś innego,
3. Owszem zdarza się fajna krytyka, ale ona z założenia jest karykaturą filmu czy książki. Bardzo fajnie robi to pewien bloger TU. Ucz się od niego, albo milcz, jeśli nie możesz napisać, powiedzieć czegoś sensownego, albo chociaż zabawnego, albo chociaż.. niegłupiego.
4. Owszem, zdarzają się filmy, które są beznadziejne i nie ma zlituj, ale im pozwala się zniknąć w otchłani i nie ma co się za bardzo pastwić, bo w tym wypadku działa mechanizm "Hm, ciekawe, czy jest faktycznie AŻ TAK ZŁY?" i tym sposobem robi mu się oglądalność. Milczenie na temat takich filmów, jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Ja przynajmniej się tej zasady mocno trzymam. Jest dobra. Jest sryliard miałkich filmów klasy F, które takie są i niech sobie będą. Nie ma co się pastwić. Sytuacja się komplikuje, gdy rozmawiamy z kimś, komu się taki film podoba, ale oh, kwestia estetyki i gustu. Jak z muzyką.
5. Filmy, które oceniane są dobrze i jeszcze dodatkowo recenzja zachęci do obejrzenia.
I dobrze. Ha! Nie ma takich, bo zawsze znajdzie się ktoś z pkt. 2. Ale takie recenzje są moimi ulubionymi, bo one prawie zawsze coś wniosą.
Jedno jest pewne - klasyka nie robi się sama.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ sztuka ma to do siebie, że albo trafia, przemawia, ujmuje, zachwyca, wzrusza, porusza, przeraża, albo NIE. Jeśli nie, to nie popisuj się krytyką, bo zawsze będzie miał rację argument - NIE ROZUMIESZ. A mało kto ma zawsze rację jak artysta ;-)
A poważnie: czekam na czasy, gdy odruchowo będziemy polecać i chwalić to co dobre, a po prostu ignorować to, co do nas nie przemawia. Może też dlatego, że przemówi do kogoś innego, a w końcu o to chodzi, w opinii, że dobra sztuka broni się sama. Tak, jedynie poleceniem i pochwałą, dlatego odwracajmy zwyczaj krytykowania i dyskutowania o tym dlaczego i jak bardzo "nie" i podbijajmy zwyczaj chwalenia, mówienia o tym, co jest dobre, fajne, ciekawe, inne, interesujące.
Czasami po obejrzeniu jakiegoś filmu czytam recenzje. Szczerze mówiąc rzadko, bo w gruncie rzeczy mam gdzieś cudze zdanie i nie mam jakiejś nieodpartej potrzeby porównywania z nim swojego. Czasami jednak zaglądam z ciekawości, jak tam świat coś odebrał i można stworzyć pewien schemat:
Krytyka dla krytyki, jest po prostu inną odmianą narzekania, a to jest strasznie #słabe i #passe. Popieram polecanie i chwalenie tego, co wg nas jest dobre. |
1. Ocena zawodowych krytyków. Ok. Jak ktoś jest z branży, to widzi różne niedociągnięcia, niezgodności, technicznie błędy, jakieś tam zgrzyty w fabule, scenariuszu, charakteryzacji i napisach itd. Mają pecha. Ja bym pewnie też miała z tym problem, ale nie jestem z branży i oglądam filmy jak człowiek z kosmosu. Ci zawodowi znajdą milion powodów, żeby coś zjechać i nie pozostawić suchej nitki i pewnie ich zdanie jest ważne dla twórców i wszyscy spinają pośladki przed ich oceną. OK. Co ciekawe, często krytycy zachwycą się czymś, co przeważnie taki człowiek jak ja uzna za... przerost formy nad treścią, albo po prostu "nie". Ale tak było i będzie, że krytyka krytyków interesuje... nie mnie, bo przeważnie takie profesjonalne recenzje są zajebiście nudne, a ja oglądam filmy bo to dla mnie sztuka.
2. Ocena ludzi spoza branży, czyli wchodzimy w bliższy mi schemat ocen. I tu mamy przeważnie dramat - krytyka występuje. Owszem. Niestety. Niestety jednak jest totalnie bezsensowna, bo w większości przypadków dowodzi jednego - widz nie zrozumiał. Wiecie, tak samo jest często z tekstem pisanym. Szczególnie widoczne jest to w sieci, pewnie dlatego tylko, że w treści drukowanej nie mamy komentarzy i nic nie wskazuje na bezmyślność odbiorców. Kiedyś opadały ręce. Dziś mam znieczulicę, bo za dużo tego widziałam, ale ciągle mam pewien stopień niedowierzania w krwiobiegu. W każdym razie, mój umysł idzie na e-fajkę, gdy czytam większość recenzji, bo brak zrozumienia najbardziej podstawowego przekazu, zero wyobraźni, brak umiejętności wychodzenia poza swoje szablonowe myślenie i namiastki próby wydobycia sensu jest jak dotknięcie Czarnej Dziury. Gdyby nie było mi to aż tak obojętne, przy wielu recenzjach, opiniach dodawałabym komentarz "trolla"- Nie zrozumiałeś/aś. Obejrzyj ten film jeszcze raz i spróbuj, chociaż spróbuj, zrozumieć go. To że napiszesz recenzję pełnymi zdaniami, ba, czasami nawet wielokrotnie złożonymi, z dokładną interpunkcją i ortografią, to naprawdę nie zmienia faktu, że bardzo wyraźnie wyrażasz kompletne niezrozumienie. Weź czasami pomyśl, co cechuje film i nie oceniaj go przez pryzmat swojej ograniczonej percepcji, bo sztuka jest po to, żeby pokazać coś więcej, coś innego, coś bardziej.
A już zupełnie hity - spodziewałem się czegoś więcej, spodziewałem się czegoś innego,
3. Owszem zdarza się fajna krytyka, ale ona z założenia jest karykaturą filmu czy książki. Bardzo fajnie robi to pewien bloger TU. Ucz się od niego, albo milcz, jeśli nie możesz napisać, powiedzieć czegoś sensownego, albo chociaż zabawnego, albo chociaż.. niegłupiego.
4. Owszem, zdarzają się filmy, które są beznadziejne i nie ma zlituj, ale im pozwala się zniknąć w otchłani i nie ma co się za bardzo pastwić, bo w tym wypadku działa mechanizm "Hm, ciekawe, czy jest faktycznie AŻ TAK ZŁY?" i tym sposobem robi mu się oglądalność. Milczenie na temat takich filmów, jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Ja przynajmniej się tej zasady mocno trzymam. Jest dobra. Jest sryliard miałkich filmów klasy F, które takie są i niech sobie będą. Nie ma co się pastwić. Sytuacja się komplikuje, gdy rozmawiamy z kimś, komu się taki film podoba, ale oh, kwestia estetyki i gustu. Jak z muzyką.
5. Filmy, które oceniane są dobrze i jeszcze dodatkowo recenzja zachęci do obejrzenia.
I dobrze. Ha! Nie ma takich, bo zawsze znajdzie się ktoś z pkt. 2. Ale takie recenzje są moimi ulubionymi, bo one prawie zawsze coś wniosą.
Jedno jest pewne - klasyka nie robi się sama.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ sztuka ma to do siebie, że albo trafia, przemawia, ujmuje, zachwyca, wzrusza, porusza, przeraża, albo NIE. Jeśli nie, to nie popisuj się krytyką, bo zawsze będzie miał rację argument - NIE ROZUMIESZ. A mało kto ma zawsze rację jak artysta ;-)
A poważnie: czekam na czasy, gdy odruchowo będziemy polecać i chwalić to co dobre, a po prostu ignorować to, co do nas nie przemawia. Może też dlatego, że przemówi do kogoś innego, a w końcu o to chodzi, w opinii, że dobra sztuka broni się sama. Tak, jedynie poleceniem i pochwałą, dlatego odwracajmy zwyczaj krytykowania i dyskutowania o tym dlaczego i jak bardzo "nie" i podbijajmy zwyczaj chwalenia, mówienia o tym, co jest dobre, fajne, ciekawe, inne, interesujące.
Właściwie zaczęłam o filmach, ale tak naprawdę jest to bardzo uniwersalne.
PS. Uwielbiam ludzi, którzy mówią językiem na "tak"
PS. Uwielbiam ludzi, którzy mówią językiem na "tak"
zdjęcie: STĄD
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl