Uzależnienie, nie, nie...
Podobno każdy człowiek ma stałą
liczbę uzależnień. Bardzo mnie to zastanawia i od jakiegoś czasu
obserwuję to u siebie, żeby w ogóle zdefiniować własne uzależnienia i
ilość ilość. Ciekawa jestem wyniku, (chociaż wątpię w jego objektywną
wartość), bo właściwie byłam już uzależniona od chyba wszystkiego (może
poza narkotykami, które na mnie po prostu nie robią większego wrażenia) i
faktycznie jedynie obiekty podlegają wymianie, przez co ciężko mi
zdefiniować ich stałą ilość. Dla mnie to zwyczajnie cecha kobieca.
Zmienność. Jednak jak dojść do tego, jakiej ilości uzależnień się
poddajemy? Nie mam pojęcia.
"Uzależnienie–
nabyta silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności lub zażywania
jakiejś substancji. W praktyce określenie to ma kilka znaczeń.
W języku potocznym termin "uzależnienie" jest stosowany głównie do osób, które nadużywają narkotyków (narkomania), leków (lekomania), alkoholu (alkoholizm), czy papierosów. W szerszym kontekście może odnosić się do wielu innych zachowań, np. gier hazardowych, oglądania telewizji, internetu, czy seksu. Są to uzależnienia często mniej znane i opisane, nie zawsze nawet określane w oficjalnych klasyfikacjach chorób, ICD-10 i DSM IV,
jako zaburzenie. Dlatego współczesna psychologia traktuje pojęcie
uzależnienia szeroko i zakłada, że obejmuje ono także (...) inne
wypadki, kiedy ludzie czują się zmuszeni angażować się w ryzykowne,
"wymykające się spod kontroli" zachowania (...)[1] "
Ważny drobiazg, że rozróżniamy
uzależnienia fizjologiczne i chemiczne oraz społeczne. Przy czym są one
przecież ze sobą ścieśle powiazane, chociaż w różnych kombinacjach i
nasileniu.
Niemniej, jeśli jest to prawda, to nasze
życie zdeterminowane jest praktycznie przez nasze zainteresowania,
pasje i właśnie uzależnienia. Cała reszta to jeszcze obowiązki i czyste,
niczym nieskażone lenistwo, tylko właśnie nie wiem, czy te dwie działki
też nie mogą wejść w sferę uzależnienia? Ile osób staje się nerwowa,
drażliwa, agresywna, gdy nie może pracować (pracoholizm) a ile ma
dokładnie to samo, gdy MUSI coś zrobić i oderwać się od nicnierobienia?
:>
Ciekawi mnie tylko, czy ktokolwiek może o
sobie powiedzieć (albo mogą to o nim powiedzieć lekarze ;), że od
niczego nie jest uzależniony?
Jeśli nie, to byłoby to dla nas chociaż
trochę pocieszające, w końcu każdy z nas tak bardzo lubi mówić, że robi,
to co robi, BO LUBI ;)
Od jakiegoś czasu uczę siebie, że NIE PALĘ, bo lubię.
Bo tak mi lepiej... Ale przy moim charakterze, nie jest to takie
proste, bo jestem przekorna. Niemniej, nie ma już odwrotu. Nie znam ani
jednego powodu, dla którego palenie jest fajne. I jestem szczęśliwa z
każdej przerwy pomiędzy jednym papierosem a drugim. Jeszcze pozbyć się
tych chwil, gdy palę... a jest ich już żałośnie mało. Niebawem nie
będzie żadnej. Co mnie już dziś okrutnie cieszy. Niestety, muszę się
nauczyć żyć bez papierosa, bo zapomniałam już, jak to było... Nauczę się
i będzie mi z tym cudownie dobrze. Natarczywość nałogu jest jak
niechciany adorator, któremu ulega się na spotkanie "dla świętego
spokoju". W końcu wszystko da się zakończyć. I jeszcze muszę znaleźć
inne uzależnienie w miejsce palenia, zgodnie z teorią z początku notki
:)
Mój cel: bez samooszukiwania powiedzieć o
sobie "jestem niepaląca" i nie tęsknić za papierosem jako takim. Jestem
przekonana, że każdą chwilę, w której paliłam/palę coraz rzadziej, da
się przeżyć bez dymu i smrodu. Przy czym ważne, żeby mi to nie
przeszkadzało u innych. Znajomi już dziś żartując, żegnają się ze mną.
Tak, oni też nie znają mnie jako niepalącej. Jak śpiewa HEY "Kawa,
papieros, ja" to było o mnie. Oswajam się z nową sobą.
Dziwne uczucie, ale podoba mi się. W końcu lubię zmiany, a szczególnie
te, które sama inicjuję.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl