Skąd tyle samotności we współczesnym świecie? Slow life, zatrzymaj się

Będzie filozoficznie, bo slow life to filozofia.  

Bez emocji wszystko jest suchą informacją. Wszystko.  

Jak tylko się budzimy, jeszcze nie otwierając oczu, zaczynamy podejmować decyzje. Każda jedna myśl, jest już początkiem decyzji. Energia podąża za uwagą (tak, to oczywiste). Do ostatniego skrawka myśli przed zaśnięciem ciągle podejmujemy decyzje. Nieustannie. Jeśli tego nie przerywamy, płyniemy w prądzie ciągłych decyzji, jeśli nie nadamy im kierunku, to rzuca nami bezwzględnie i na autopilocie. Wszystko jest w porządku, jeśli dzieje się to w poczuciu wewnętrznej spójności, spójności z przekonaniami, oczekiwaniami, zasadami. Jaki % decyzji w ciągu dnia jest w takiej spójności? Pewnie standardowo niski. Dlaczego? Zobacz na otaczający nas świat. Popatrz na potężny % ludzi niezadowolonych z rzeczywistości, jaką zastają. Jesteśmy wręcz torpedowani i samosabotujemy się niezliczoną liczbą punktów odniesienia i ich słuszności ocenianej też przez innych, często w trakcie lub po fakcie. A gdzie potrzeba wizjonerstwa, futurologii, kreowania rzeczywistości? Minimum i krótki zasięg. 

Kto tak naprawdę ogranicza nasze prawo wyboru i wolności do życia według własnego wyobrażenia? Normy prawne są oczywiste i z nimi nie dyskutuję, muszą być, mają być, są konieczne, ale w zasadzie one będąc oparte na etyce, sprowadzają się do jednego: nie krzywdź innych. Różnie bywa, bo niektórzy nie rozumieją, że nie krzywdź innych i jednocześnie sięgaj po własne dobro, to cała sztuka dobrego współżycia.  

Normy społeczne i kulturowe? Tu zaczyna się piekło. Tu jest piekło. To piekło na Ziemi. W tej całej niespójności trzeba mieć MOC odcinania się z tego Matrixa cudzych oczekiwań a jednocześnie żyć w zdrowej symbiozie, bo człowiek jest istotą społeczną, Matrix to wcale nie "system". To społeczeństwo. Poruszanie się w tym, to ciężka praca. Oczywiście nagrodą jest życie według własnego wyobrażenia, WOLNOŚĆ. Mówi się, że jesteśmy niewolnikami systemu. System to pikuś, system to właśnie wspomniane prawo i to ciągle się zmienia w niuansach i ewoluuje, mutuje, płynie. Nie ma żadnego prawa, które jest wieczne, ba, które utrzymywałoby się nawet kilkaset lat, bo nawet prawo do zabijania ewoluuje, jak przepisy podatkowe. System to władza. 

System to jednak tylko wymówka do oddawania wolności. Współcześnie system jest w całej hierarchii już daleko od naszej codzienności, łatwiej się w nim poruszać i tak naprawdę nadal jest daleko od codzienności przeciętnego człowieka. Może być daleko. Całe codzienne ograniczenie utkane jest z norm społecznych i kulturowych, okraszonych zasadami danej religii czy innego kanonu zasad obowiązującego w danym środowisku. Krótko mówiąc całe ograniczenie nakładamy na siebie akceptując, że cudze zdanie jest ważniejsze niż nasze własne, a tak się dzieje, gdy robimy rzeczy, żeby kogoś zadowolić swoim kosztem bez satysfakcjonującego wynagrodzenia.

Czy mówię o egoizmie? Heh. Oczywiście, że nie. Egoizm jest właśnie po drugiej stronie tego punktu widzenia, gdy oczekujemy od kogoś, żeby robił coś pod nasze oczekiwania i dla naszej akceptacji i gdy druga strona oczekuje tego od nas, tylko dla zasady. Tu jest egoizm. Tylko tu. Wiem, to dyskusyjne, ale tak to widzę. Od zawsze. Proste przykłady, jak zaborcza miłość rodzica czy partnera, warunkowa przyjaźń. Te chwile, gdy milczymy dla dobra sprawy, albo relacji, zamiast własnego.  

Abstrahując, dlatego tak lubię świat biznesu. Tu sprawa jest jasna z reguły.  Świat biznesu to wspaniały patoocean. Widać szybko, co się dzieje i łatwo można decydować, czy się wchodzi w jakąś relację czy układ, czy nie. Krytycznie ważne jest poprawne definiowanie celów i elastyczność. Biznes, to naprawdę drobiazg w stosunku do relacji międzyludzkich i stojących za nimi zależności. Tak, firmy to ludzie i relacje, biznes to biznes, zrozum to, poukładaj puzzle, jedziesz. (Polecam przy tej okazji książki Yuvala Harari, od kultowej "Od zwierząt, do bogów"). Czy to samo da się powiedzieć np. o małżeństwie czy przyjaźni albo znajomościach? Oczywiście nie. Tu nie ma dwóch takich samych relacji. 

"Rób, jak uważasz". Klasyka gatunku, za którą stoi w domyśle "rób jak uważasz, a jeśli mi się to nie spodoba, to i tak cię o tym poinformuję i będzie się działo, to co ja uznam za słuszne", naprawdę poziom hipokryzji, jaki mamy w sobie społecznie wszyscy jest astronomiczny. Prawie każdy z nas ma w sobie wewnętrzne dziecko, bo tak jest zbudowane społeczeństwo, żeby ono pozostało. Ono zawsze pragnie uznania i akceptacji - ale nikt nie dodaje najważniejszego - WŁASNEJ. Nie chodzi wcale o jego wyobraźnię i kreatywność oraz spontaniczną radość z życia. Chodzi o smycz podporządkowania cudzym oczekiwaniom. Zerwanie się z tej smyczy oznacza banicję. Własna wolność często stawiana jest pod wyborem: moje dobro, albo czyjeś oczekiwania. Dlaczego? Nie wiem, ale tak jest. Ten ciągły dyskomfort i dylemat ma towarzyszyć człowiekowi w każdej sekundzie? Hehe, być może. Ale nie musi. 

Skąd tyle samotności we współczesnym świecie? Samotność jest lepsza, niż jakakolwiek złota klatka, czy to związku, czy relacji w pracy, czy relacji ze znajomymi, czy relacji z rodziną. Wolność, chociaż ceną jest poczucie wyobcowania, bo to naturalne, że chce się relacji, bliskości, zrozumienia, uznania, akceptacji i normalnych, zdrowych relacji. To naturalna potrzeba większości z nas. Nie wiem, co kieruje ekstremalnymi samotnikami żyjącymi z dala od ludzi i cywilizacji na stałe, ale niewątpliwie też potrzeba spokoju. Nasza cywilizacja bywa nieznośna, głośna, agresywna, hałaśliwa, jazgocąca i histerycznie chichocząca. W codzienności wchodzimy w tę kolejkę górską pędu świata i dajemy się nieść wagonikom, czasami aż do mdłości, otulając się snem, na koniec wyczerpującej wycieczki dnia, z myślą Scarlett O'Hara "Pomyślę o tym jutro". 

Co było w moim życiu najważniejsze? Dopuścić do siebie myśl, że chcę wyjść z Matrixa cudzych oczekiwań i to jest dobre. Podstawa wyleczenia z drążącego duszę poczucia winy wkodowanej przez cały świat. Jak mówi Matt Khan w swojej książce "Wszechświat zawsze ma plan": Nie zrobiłam nic złego, jeśli moją intencją nie jest skrzywdzenie kogoś, a gdy chroniłam siebie i działam dla własnego dobra, to nie zrobiłam nic złego. 

Czasami mam ochotę sobie to wytatuować, bo można mieć wrażenie, że świat chce naszego poczucia winy za wszystko, co się dzieje i dociera do nas z każdego zakamarka, bo nie robię wystarczająco, żeby temu zapobiegać, tylko jeszcze bezczelnie przy tym dobrze żyję. Nie. Nie zrobiłam nic złego a dobrego robię tyle, ile mogę i to wystarczy. Pewnie, że najwspanialej jest tak robić, żeby chronić siebie, dbać o siebie i nie pozostawiać innych z poczuciem niezadowolenia czy krzywdy, ale z drugiej strony akceptuję, że nie mam wpływu na cudze odczucia. Owszem, intencją nieskrzywdzenia warto się kierować. Wiem jak jest, czasami nie da się przewidzieć, co skrzywdzi innych i przez to niejednokrotnie nie zrobimy NIC... w efekcie krzywdząc siebie i swoje podejście. Owszem, przy tym trzeba umieć się zdrowo znajdować wśród cudzy potrzeb i oczekiwań, bo mamy empatię. Złoty środek, poszukiwany złoty środek. 

Odpuścić. Odpuścić sobie, innym, sprawom dać czas i przestrzeń, żyć w większym luzie i dystansie, to czasami najzdrowsze, bo nasze myśli działają jak rzepy, łapią wszystko po drodze i traktują jak potencjalnie swoje. Naszą rolą jako ich "właściciela" (bo jak wiemy, nie jesteśmy naszymi myślami), jest decydowanie, które chcemy zachować, które puścić wolno. Tak samo emocje, to my decydujemy, jak długo w nas rezonują (nie ma dobrych i złych emocji, wszystko, co czujemy jest potrzebne, po prostu trzeba (na)uczyć się nimi zarządzać). Wiem, że to budzi różne opinie, jak wszystko, bez zastanowienia płytko łatwo wszystko ocenić, ale jak się nad tym dobrze zastanowić, a przede wszystkim ZACZĄĆ to świadomie robić, coraz  bardziej ze skutecznością, bo to umiejętność jak jazda na rowerze, to się po prostu lepiej życie i współżyje z innymi i ich oczekiwaniami. 

Mniej oczekiwań, mniej roszczeń, więcej akceptacji samego/ samej siebie, ale też innych  i powoli do świata ludzi, żyjących w poczuciu spełnienia i szczęścia. Tu, na Ziemi...

(Bynajmniej nie mam na myśli celów i marzeń, do których droga jest trudna, chodzi mi o stosunek ludzi do SIEBIE samych i do innych). Wszystko jest możliwe, tylko trzeba to przede wszystkim poczuć i zobaczyć. 

Osobami, które robią nam największą krzywdę jesteśmy z reguły my sami. Nie bez powodu jest obecnie tak wiele chorób o pochodzeniu z autoagresji, chorób autoimmunologicznych. Nasz organizm się broni przed nami samymi, atakując siebie. 

Slow life, zatrzymać się. Popatrzeć z innej perspektywy, innej, ale dającej nam przede wszystkim przestrzeń na miłość własną, samoakceptację, krok po kroku, przekonanie po przekonaniu, uwalnianie, odpuszczanie sobie i innym. 

Spełnianie marzeń, delektowanie się życiem w zgodzie z sobą, w poczuciu życia w dobrym otoczeniu, w dobrych relacjach. To nie utopia. 

Życie to nie piekło, z którego trzeba uciekać w pracę, a od niej w hobby, swoje światy, nałogi, używki. Jeśli szatan istnieje, to właśnie o takie myślenie u nas mu chodzi. A my mamy wybór, mamy wybór jak i na co reagujemy. Wolna wola. Kroczek po kroczku, sytuacja po sytuacji, drobny piasek myśli, które przelatują przez nasze neurony. Co nim rysujemy? Czy w ogóle nim rysujemy czy kurczowo trzymamy każde ziarenko w bezruchu sztywnych oczekiwań?    

 Odpuść i z poczuciem wolności patrz, co się dzieje. Odpuścić przekonanie o nieomylności, wchodzić pod drapiący koc myśli odpowiednich, otwierających na nowe podejście, uwalniających, spowalniających oddech. Nawet w ciągu pędzącego dnia znajdować chwilę na taki dystans i obserwować zmianę... z perspektywy czasu. 

Po prawie 10 latach budowania własnego slow life, wiem, że to była dobra decyzja. Wiem, że warto było przyjąć szalone założenie, że może być dobrze, a nie bywać i to trudniejsze chwile są rzadkością a spokój wewnętrzny może towarzyszyć bardzo, bardzo często. 

FB przypomniał mi dziś o jednym z wywiadów, które udzielałam kiedyś na temat slow life (bo o tym zawodowych tu nie pisuję i nie przewiduję, bo nie o mojej zawodowej branży stricte jest ten blog, chociaż pisując o nowych technologiach właśnie o to zahaczam). Pamiętam tamten wywiad, pamiętam swoje przekonanie, z jakim opowiadałam, że warto się zatrzymywać w życiu na przemyślenia, na weryfikację a nie okopywanie się we własnych przekonaniach, na ocenę własnej drogi i tempa. Po 8 latach uśmiecham się, bo powiedziałabym dokładnie to samo. Slow life to nie jest droga na skróty. To proces. 

Obecnie nadal uczę się odpuszczania, nadal jeszcze mam w sobie za dużo oczekiwań wobec siebie samej, przez co projektuję je czasami na innych, co zaprzecza wszystkiemu, o czym pisałam powyżej. Odpuszczenie to naprawdę poważna sprawa. Trzeba w życiu mieć kręgosłup i zasady, ale nie można go sztywno trzymać, bo on musi pracować, jak ten prawdziwy. Inaczej sztywnieje całe ciało. Co pomaga? Jak zawsze, szczęście do ludzi. Myślenie przede wszystkim, jego korekta, ale szczęście do ludzi, do dobrych rozmów i materiałów jest nieodzowne. Życie to naprawdę fascynująca podróż przez czas. Samotnie? Zawsze, człowiek jako istota jest z natury sam, ale samotność w świecie, w którym mamy bratnie dusze, czujemy się szanowani, kochani, doceniani, rozumiani ze wzajemnością, to naprawdę nie powinno być jakimś strasznym wyzwaniem, bo naprawdę dużo do tego nie trzeba. Odpuścić, dać sobie i innym być sobą. Władza odejdzie kiedyś do wstydliwej historii, oczywiście, że w społecznościach potrzebny jest lider, ale to nie władza, a wiedza i zaufanie oraz współpraca. Znowu się rozmarzyłam. 

Delektujmy się w tym, delektujmy się życiem. 

Jedna z moich intencji na 2023. 

 

Marzena

 
Wielkie Miasto w oddali.
 
Obraz: 40x50cm 
Canva. Akryl. jako ml76
Malując w złocie muszę liczyć się z tym, że ono nie pozwoli oddać jednego efektu przez grę światła na zdjęciach. To widać tylko na żywo i każdy zobaczy co innego. Za to kocham malarstwo i jego niuanse. Oglądanie obrazów w internecie jest jak oglądanie zdjęć widoków. Można, warto, le to nie oddaje rzeczywistości :)
 
Ostatnio rozmawiałam z właścicielem bardzo ciekawej firmy właśnie z branży technologicznej i pociesza mnie to zawsze, gdy słyszę o wizjonerstwie, idealistycznym wizjonerstwie. Ludzie, którzy podejmują się funkcji lidera mają potężny wpływ na bieg wydarzeń, może też działa efekt motyla. Wyjście ze schematów, wyjście z pudełka, jak to się mówi, jest podstawą zmiany świata. Jedni wychodzą z pudełka, żeby wywoływać wojny, bo ciągle patrzą na świat terytorialnie, inni wychodzą poza schematy, żeby dawać światu wsparcie i wykorzystywać technologię np. do ochrony zdrowia czy środowiska. Świat mnie zachwyca i na słuszność tego odczucia wyszukuję potwierdzeń.  
Samotność? Można jej doświadczać na wiele sposobów i albo traktować jak sprzymierzeńca, albo jak wroga. Można kierować uwagę w kierunkach budujących i tym sposobem nie mieć za dużo czasu na pławienie się w niej, co też jest jakimś sposobem na życie, chociaż ja akurat doceniam możliwość przebywania w samotności, bo potrzebuję przebywać ze sobą i swoimi myślami czy pasjami. Według mnie to naprawdę strefa bezpieczeństwa.  Wg mnie ona może być dobra, potrzebna, tylko od nas zależy, czy jest sposobem na odpoczynek w drodze, czas na pasje i zainteresowania, które praktykowane są samodzielnie, czy to sposób na reset, czy też jest ucieczką od ludzi  albo przestrzenią na wypełnienie myślami o....? No właśnie. O czym myślisz w samotności? Jak myślisz o swojej samotności? Doświadczasz jej? Lubisz ją? Znasz? Jak rozumiesz samotność? 

Samotność to przestrzeń, w której możemy urządzić  SPA naszej duszy. Po prostu warto mieć świadomość jej istnienia i korzystać z niej w potrzebny nam sposób, nawet na przemyślenia o tym, czym dla nas jest samotność. Myślenie ma generalnie przyszłość i potężne pole do popisu. Samotność jest dziś demonizowana. Niepotrzebnie. Ona nie jest niczym złym. Przebywanie z samym sobą może być najlepszym początkiem odpoczynku od gwaru świata i przemyślenia "co dalej?".

Nie dawajmy sobie wmawiać, że samotność to coś złego. To też doskonały czas, żeby popracować nad sobą, czas na rozwój osobisty, na budowanie samoświadomości, rozwój pasji i najważniejsze: pokochanie siebie, ale o tym następnym razem.

Komentarze

  1. Samotność, odcinanie się od otoczenia, od znajomych.
    Przypomina mi się fragment filmu"Rejs"
    "Ta piosenka jest ironiczna, żartobliwa"
    Cały wywód Tyma na temat piosenki której nie słyszał jest niesamowity.
    Też niestety pasuje do obecnych czasów. Mamy możliwości do zacieśniania relacji, do nawiązywania nowych znajomości, do pielęgnowania starych przyjaźni. W tym mogłyby nam pomagać dobrodziejstwa nowych technologii. A okazuje się, że nie potrafimy korzystać z socjalmediów. Alienujemy się. Przez lenistwo nie podtrzymujemy kontaktów. Nie odwiedzamy się. Zostajemy sami. Tracimy kontakt z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi, kolegami. Nie zawieramy nowych znajomości.
    Coś poszło nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, mamy możliwość, ale mamy też wybór. Hm. Duże miasta, skupiska ludzi, do tego internet i idąca z nim globalizacja, podróże, kontakty prywatne i służbowe. O ile dobrze kojarzę, kiedyś przecięty człowiek znał przez całe życie max. 100 osób i to właśnie całej rodziny i znajomych. Na wesele można było zaprosić wszystkich, których się znało ;)
    Dziś w samym telefonie mam 600 kontaktów zawodowych i prywatnych. Spotkania z ludźmi... Mało kto z nas obecnie nie spotyka się ciągle z ludźmi w jakiejkolwiek postaci. Myślę, że to wszystko się po prostu zmienia, bardzo, bardzo zmienia i może za wcześnie na ocenę naszych czasów?

    Poczekajmy? ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl