Slow time, czyli dodatkowa godzina.

Od lat wykorzystuję zmianę czasu z letniego na zimowy, na własną korzyść.

Nie przestawiam budzika (jako jedynego zegarka). Przez jakiś czas, codziennie mogę sobie z błogością pomyśleć "mam jeszcze godzinę" i pozwalam sobie na dobudzanie przez ten czas. Albo możemy poświęcić ten czas na "mizianie" z partnerem, albo cokolwiek innego, co spowoduje, że wybudzanie będzie przyjemnością, chociażby na dłuższe śniadanie. Zatrzymajmy tę godzinę dla siebie, najdłużej jak się da.
Po jakimś czasie, gdy mój organizm sam się do tej godzinnej zmiany przystosowuje i przestaje widzieć i czuć różnicę, przestawiam budzik na właściwą godzinę. Można, ale nie trzeba. Po prostu organizm nie da się długo oszukiwać i odczuwać przyjemność z pozyskanego czasu.
Poczucie "mam jeszcze godzinę" jest bezcenne i przebija zdecydowanie z założenia zestresowane "jeszcze 5min." :)
Polecam. Naprawdę sprawdza mi się od lat.

Na marginesie: Tylko Rosja nie przeszła na czas zimowy (o czym doniosła większość mediów). Prezydent Dmitrij Miedwiediew zapowiedział, że zmiana czasu ma więcej skutków ubocznych niż korzyści. Swoją drogą, znając historię wprowadzenia czasu zimowo-letniego można się z nim zgodzić, zwłaszcza na strefy czasowe, które i tak powodują rozbieżności w stosunku do Europy, to ciekawa jestem, jakie będą odczucia samych Rosjan i ludzi/firm współpracujących z Rosją i czy faktycznie nie będzie miało wpływu na gospodarkę i export/import. Czas pokaże. Zawsze wszystko jest kwestią podejścia i nie wątpię, że w takiej rozbieżności można znaleźć dobre skutki. W końcu już dziś doskonale da się współpracować z krajami z innych stref czasowych (wiem po swoich doświadczeniach) i tak naprawdę CZAS ma rzadko diametralne znaczenie. Chociaż wydawałoby się, że jest inaczej, to wystarczy nie pozwalać na takie podejście i blokowanie działań wydumaną teorią ;)
A ja i tak będę celebrować swoją zyskaną, poranną godzinę :)

Komentarze