"Picie coli to obciach" czyli slow food w polskiej szkole

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/56,123404,9759550,Picie_coli_to_obciach.html


I kilka fragmentów z tego materiału:
(...) "W 'smaczne piątki' uczą się, jak odróżnić dobre jedzenie od bezwartościowego - na warsztatach smaku degustują na przykład sery. Albo same kwaszą mleko i przygotowują jogurt. Zwiedzają też lokalne wytwórnie."
(...)"Szkołę w marcu odwiedzili Włosi ze Slow Food, międzynarodowej organizacji non profit, która promuje m.in. dobre jedzenie, niespieszny tryb życia, lokalne specjały i małych producentów. Skupia już 100 tys. osób na całym świecie. To Włosi wymyślili program European Schools for Healthy Food, do którego należy 13 szkół w Europie, m.in. we Francji, w Belgii, Irlandii, Hiszpanii. A teraz również kiełczowska szkoła w Polsce. Program ten zakłada poprawę jakości szkolnych posiłków, nawiązanie do lokalnych tradycji i kulturę jedzenia."
(...) "W Kiełczowie na szkolnych oknach i na tablicach widać kolorowe ślimaki. To logo Slow Food, symbol niespiesznego życia odbieranego wszystkimi zmysłami, delektowania się smakami. W szkołach z European Schools for Healthy Food edukację smaku włącza się do programu nauczania, więc na godzinach wychowawczych kiełczowskie dzieci rozmawiają o starannym jedzeniu, a na lekcjach polskiego analizują przysmaki z 'Pana Tadeusza'." 
(...) "- Szkolne sklepiki to dramat - uważa Jacek Szklarek, szef polskiego Slow Food. - Wielkie koncerny spożywcze wiedzą, że wśród uczniów mają wdzięcznych odbiorców, więc sklepiki są pełne batonów i kolorowych napojów. - Jeśli kiełczowski model się sprawdzi, chcielibyśmy, żeby stał się wzorem dla innych szkół w Polsce. Kulturę jedzenia i bogactwo smaków trzeba pokazywać jak najwcześniej. Zwłaszcza że dzieci lepiej identyfikują smaki niż dorośli. Być może uda nam się wychować pokolenie, które będzie odżywiało się lepiej niż my teraz. W Polsce jada się pangę zamiast śledzia czy bellony; zapomnieliśmy o gęsinie, z której słynął nasz kraj, i o starych, znakomitych odmianach jabłek."

Wzruszyłam się. Naprawdę. Jestem niesamowicie dumna z samego pomysłu, jego realizacji, miejsca, dzieci i dorosłych. Nic dodać, nic ująć. Oby to się przyjęło i rozprzestrzeniło. W końcu marketing szeptany, polecenia, zawsze miały największą skuteczność.  Piękna sprawa. I świetnie, że taka inicjatywa odnośnie slow life, slow food w tak dobry sposób rozwija się w Polsce i na najważniejsze, wśród dzieci. Podziękowania dla Włochów i naszych Slow food propagatorów ;)  Naprawdę jestem dumna z tego projektu i sposobu realizacji. I co? Jak się chce, to wszystko można. I co najważniejsze, chyba wszyscy wiemy po sobie, że łatwiej jest wpajać nowe nawyki, niż zmieniać stare. 

Komentarze