Zwolnij
Jedną z głównych idei slow life jest
hasło "mniej znaczy więcej". Co to znaczy? Znaczy to tyle, że bierzemy z
życia wszystko co najważniejsze dla nas, a nie "co los przyniesie". Nie
szarpiemy się sami ze sobą próbując złapać wiele srok za ogon,
dokonujemy świadomych wyborów. Idea slow life ma na celu, najkrócej
mówiąc, nauczyć nas żyć zgodnie z naszymi marzeniami, możliwościami i
przede wszystkich bez frustracji.
Komu nie zdarza się mieć wrażenia czasu
przelatującego przez palce? Kto nie jest w stanie wymienić, co robił w
ciągu dnia, albo wczoraj? Kto nie wie co jadł na śniadanie i JAK to
smakowało? Kto nie pamięta dokładnie o czym rozmawiał wczoraj z
przyjaciółką? O czym myślał przed zaśnięciem? Co poczuł po przebudzeniu?
Jaka dziś była pogoda? Gdy się przyjrzeć mechaniczności naszego życia,
powierzchowności, to się można przestraszyć :)
Żyje się za bardzo od-do i z potwornymi
przeskokami, licząc na to, że to się samo zmieni. Praca, dom, jakieś
zajęcia, wszystko dzieje się jak w zaprogramowanej grze, ale często mimo
wszystko w niedoczasie. Przelatujące dni oparte o rozmowy na temat
zakupów, planów, kredytów, kafelek, projektu domu, rozmowie z doradcą
podatkowym, naprawa samochodu, wybór przedszkola dla dziecka, miejsce
spędzenia wakacji, praca, praca, praca, może czasami odrobina rozrywki.
Spotkania towarzyskie oparte o rozmowy o interesach, cenie paliwa,
zmianach w branży i u wspólnych znajomych. Czasami się zastanawiam, skąd
w ludziach tyle frustracji dopiero slow life to tłumaczy (nie
całkowicie, ale w dużej mierze). Ludzie często nie znoszą swojego życia.
Zapychają je sprawami do załatwienia. Błogosławione "nie mam czasu",
"kiedy ja to załatwię". Życie to ciągłe załatwianie. Aż człowiek padał
wykończony do łóżka i równie zmęczony się budzi. Ale to można zmienić.
...
Parę lat temu powiedziałam sama sobie
"zwolnij". Powiedział mi to organizm na wiele sposobów, w tym przez
mięśnie spięte od stresu i niekończące się pasmo chorób, które jak się
okazuje są często po prostu sygnałem, że już dawno przekroczyliśmy
granice własnych możliwości. Życie w pośpiechu, byle jakie jedzenie,
brak czasu dla siebie i swojego organizmu. Poszarpany czas, milionem
spraw.
Zwolnij. Człowieku wyluzuj. Co z tego
masz? Dla siebie? Nie jeden powie "Satysfakcję. Realizacja celów jest
ważna i daje zadowolenie". Jasne. Tylko co to za cele? Co z tego masz
dla siebie? SIEBIE. Nie materialnie. Nie dla wszystkich innych. Nie dla
ego. Dla siebie. Dlaczego skoro daje Ci to satysfakcję, to ciągle lecisz
do przodu podpierając się brodą? Połóż się. Odpocznij. Nie masz czasu?
Jasne. Trzeba jeszcze tyle zrobić. Załatwić. Dziś te słowo kojarzy mi
się często z załatwieniem, samej siebie. Gdy realizuję resztkami sił,
bez cienia ochoty kolejną rzecz.
Czy przestało mi na czymkolwiek zależeć? Czy przestałam mieć plany? Marzenia? Ambicje? Czy to emocjonalna emerytura?
Absolutnie nie. Po prostu uczę się
bardzo, bardzo świadomie dokonywać wyborów, co i kiedy robię. I pytam
samą siebie często, co się stanie jak tego nie zrobię, a zamiast tego
wybiorę coś innego? Często okazuje się, że zmiana była dobrą decyzją.
Przekonałam się niejednokrotnie, że rzeczy, sprawy, lubią się same
załatwiać. Trzeba dać im szansę :) Perfekcjonizm? Wcale się nie wyklucza
z ideą slow life. Ba, staje się jeszcze bardziej precyzyjny, bo możemy
więcej czasu i dokładniej poświęcić jednej sprawie.
Slow life, oznacza też "tu i teraz".
Bardzo, ale to bardzo cenię sobie tę zasadę i przyznaję, że z nią miewam
najwięcej problemów. Ciężko jest się wybić z myślenia o tym co będzie
za chwilę, jutro, potem, co było wcześniej. Oczywiście ta filozofia nie
jest nowością. W ogóle nic w slow life nie jest tak naprawdę nowością,
ale jest to za to doskonała kompilacja tego co najlepsze w różnych
stylach. Slow life nic nie wyklucza. Pomaga wszystko uporządkować
dodając temu jeszcze fajną filozofię. I to co w nim cenię, to też
właśnie celebrowanie chwili, co mi bardzo pasuje, bo od dawien dawna np.
wolno (w porównaniu z innymi) jem. Nie potrafię już łykać
nieprzegryzionego jedzenia. Doskonale wyczuwam smaki, co ma swoje plusy i
minusy, ale np. bardzo wielu dań nie zjem, bo po prostu stają mi na
języku zabijając kubki smakowe. Od dawien dawna tak mam, ale od kiedy
jem wolno, to potrafię sama sobie powiedzieć jak co smakuje. Największym
plusem tego jest np. moja miłość do gotowania, która narodziła się
dopiero, gdy zmieniłam sposób jedzenia. Gdy zaczęłam przykładać uwagę do
tego, co jem. Pokochałam gotowanie, pokochałam czuć smak (a nie
przełykać w pośpiechu). Pokochałam alchemię gotowania. Polubiłam prace
domowe. Przestałam myśleć, że to stracony czas. Zrozumiałam, że nic nie
sprawia mi takiej przyjemności w codzienności, jak spędzanie czasu w
domu, który jest domem. Zadbanym, zamieszkanym, w którym czuje się fajną
energię. I nie chodzi też o przesiadywanie całego czasu w domu, ale o
to, że gdy już w nim jesteśmy, aby było nam naprawdę dobrze. Żeby się do
niego chętnie wracało.
Młodość często to ignoruje. Zaniedbuje,
uważając za nieważne. Wiem, bo też taka byłam. Z czasem, ze slow life,
zrozumiałam, jak błędne jest to podejście. Bo to właśnie z domu wynosi
się to co najlepsze. Z samodzielnie stworzonego tak samo, jak z tego
rodzinnego. To jak żyjemy w swoich czterech ścianach przekłada się na
wszystko inne. Slow life jest filozofią pozytywnie i zrównoważenie
mądrego życia. Jeśli miałabym czegokolwiek żałować z okresu młodości, to
jedynie braku tej świadomości. Bardzo młodo sama zdecydowałam o
samodzielnym życiu i zamieszkałam sama (pomijając kwestie związków czy
małżeństwa), ale gdybym mogła zacząć jeszcze raz, to chciałabym
zdecydowanie mieć tę wiedzę, którą mam dziś. Nic to. Wszystko dalej jest
przede mną ;)
Wiele osób widzi slow life jako filozofię nudną. Pozbawioną życia, działania, werwy. A nawet jeśli już się nad nią pochylą, to często przytakną, pokiwają głową i biegną dalej, bo nie mają czasu na zwolnienie.
Błąd. Albo raczej: ich wybór ;)
Można wszystko naprawdę doskonale
połączyć. Slow life nie polega na zamianie we flegmatycznego niedojdę :)
Właśnie potęguje potrzebę działania, tylko otwiera na nie inne
możliwości. Slow life jest tym bardziej dla ludzi, którym się chce.
Przede wszystkim mieć więcej radości, satysfakcji z życia. Z frustracją i
niespełnieniem można dać sobie radę w najprzyjemniejszy sposób: po
prostu nauczyć się brać z życia, to co najlepsze dla nas. Świat też na
tym skorzysta.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl