Mitologia nie tylko grecka

Grecja upada. Dali by już spokój z przeżywaniem tego. Ekonomia, gospodarka to jedno, duch narodu to drugie. Przecież ich nie "rozbiorą" za długi? Chyba. Bo niczego innego nie muszą się obawiać. Z mapy świata raczej nie zniknie. Chyba. Nie znam planów. Grecy dadzą sobie radę z UE czy bez niej. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście. Ostatnio oglądałam znowu "300" i wyrocznia rzekła, że Sparta upadnie, że cała Grecja upadnie. Well.

Grecja upadała już kilka razy i to z wysoka. Mitologii do dziś się uczymy i bogów greckich znamy. Na filozofii do dziś się opieramy. Literatura, nauka, architektura do dziś zachwyca. Dorobek nie zginie. Grecja nie Atlantyda.

Czasami tłumaczę nieporadność gospodarczą Polski tym młodym wiekiem w niepodległości i odpowiedzialności. Kiedyś wszyscy przywykli, że jak było źle, to wina "najeźdźców" i innych. W każdym razie nie nasza. Po odzyskaniu niepodległości jest jak wejściem w dorosłość i wyprowadzeniem się "od rodziców". No nie ma mocnych. Trzeba się nauczyć gospodarowania środkami, minimum planowania wydatków, inwestycji. Za błędy odpowiada się przed sobą. W polityce Polski nie podoba mi się jedynie ta filozofia oszczędzania i cięcia kosztów, co się przekłada na jakość. Presja przetargów pod "cenę" a nie jakość (bo rzadko może iść to w parze), miewa okropne konsekwencje. Wszystkie katastrofy i większość wypadków jakie zdarzają się w naszym kraju mają swoje źródło w cięciu kosztów. A teraz planowana budowana elektrowni atomowej... przy tej filozofii najniższych kosztów naprawdę wolę o tym nawet nie myśleć. Nie no nie przy tej filozofii. Na zachodzie jak coś się robi, to w pierwszej kolejności jest bezpieczeństwo, co równa się z najwyższymi standardami jakości wykonania i systemów nadzoru. Nie wiem skąd to się bierze u nich (pomijając, że pewnie z doświadczenia), ale mam nadzieję, że kiedyś (i to niebawem) się to zmieni i u nas. Lepiej niech coś nie będzie robione wcale, niż po najniższych kosztach. Wystarczy popatrzeć na nowo budowane drogi. Cudownie, ale na krótko, bo w ledwo oddanych odcinkach już pojawiają się dziury czy jakieś wyboje. Niepojęte. Ale co tam. Widocznie taka karma. Zapobieganie zamiast "leczeniu" jeszcze widać nie osiągnęło pełnego rozwoju. W świadomości.

Poczułam wiosnę i postanowiłam (już u mnie tradycyjnie) poszukać nowych dróg na trasie praca-dom. Wiedziałam dawno o planach, widziałam że prace się posuwają, ale do wczoraj ich nie sprawdzałam. No i tu miłe zaskoczenie. Okazuje się, że nowa infrastruktura miasta jest niesamowita. Trasa szybkiego ruchu umożliwia mi przemieszczenie się praktycznie poza zakorkowanymi fragmentami miasta. Suuuunęłam z wiatrem po prawie pustej drodze, że aż miło. Zadzwoniłam po drodze do męża i z uśmiechem oświadczyłam, że nie wiem, gdzie jestem i jest mi z tym cudownie. Co prawda te poczucie trwało jakieś 2 min, do zmiany świateł, bo zaraz potem się zorientowałam gdzie jechać dalej, ale to jest to, co lubię. Ten moment niewiedzy :) Kocham to w wiośnie, że zawsze muszę coś pozmieniać, poszukać czegoś nowego. Czasami są to bardzo duże zmiany, czasami ciekawość pcha mnie do np. właśnie szukania nowych rozwiązań, w różnych fragmentach życia. Lubię to. Lubię wyłamywać się ze schematów i szybko zabijać rodzącą się rutynę. We wszystkim. Podobno ludzie z natury bardzo chcą chodzić utartymi szlakami, poruszać się po schematach i nie znoszą wręcz zmian. Ja je kocham. Naprawdę. Jeśli tylko wniosą coś nowego, ciekawego, lepszego, otworzą jakieś nowe drzwi, za którymi nie wiadomo do końca co będzie, bo na początku jest tylko dość mocna wizja... No cudownie. Działamy. A po działaniu można spokojnie legnąć na kanapie z upieczonym udkiem kurczaka i się wyłączyć.

Tak, pieczony kurczak, marynowany w ziołach i czosnku z dobrym chlebem tostowym to jest to. Prawie jako pieczony, świeży łosoś. Życie składa się z drobiazgów. Szczegółów. Chwil. W bardzo dużej mierze zależy od nas, jak je zapamiętamy. Co z nich wyniesiemy. Na których zatrzyma się czas. Slow life uczy wyboru tego co dla nas najlepsze. Nie odrzuca smutku, zadumy, refleksji. Ba, im tym bardziej daje swoje miejsce, gdy jest na nie pora. Ale w głównej mierze slow life to pozytywna strona życia. A tego może nauczyć się każdy. Dostrzegać pozytywy może naprawdę każdy. Bo to nie kwestia statusu czy pieniędzy, tylko samego podchodzenia do tego, co już mamy. Albo po prostu, do tego co JEST. I jednym z moich postanowień wiosennych jest asertywność w selekcji tematów nad którymi myślę, którymi się zajmuję. Jedno jest pewne: skupianie się na negatywach jest ciągnące w dół, zatrzymujące, uwsteczniające. I tego po prostu unikam. Wolę faktycznie pomóc tam gdzie mogę. A jeśli nie mogę akurat nic innego, to kocham zająć się sobą. To często, wbrew pozorom, jest też najlepszym, co mogę zrobić dla świata.
Ostatnio kolega mi powiedział "Marzena, jak się dzieje źle, to najlepszym co możesz czasami zrobić to po prostu i jedynie się uśmiechnąć."
Wiem.

Czasami to najlepsze rozwiązanie. Dalsze działania będą potem. Uśmiech może być najlepszym punktem zwrotnym. W najbardziej napiętej, czy ciężkiej sytuacji. Odpowiedni uśmiech, bo to też kluczowe.
Uśmiecham się do Grecji. Dacie radę. Jeszcze będziecie losowi za to wszystko wdzięczni. Znajdziecie nowe wyjście. Niech was tylko nic nie blokuje. Dacie radę.
Atena was pewnie nie opuszcza. Wbrew pozorom.

Komentarze