Stadion oszalał, potem zeszła para

Wiem. Czuję po meczu z Czechami to, co cała Polska. Jednak i tak jestem strasznie dumna z naszych. Są świetni taktycznie, są świetni kondycyjnie, są dobrą drużyną. Doskonale ich czuję. Dziś tym bardziej. To jest sport. To jest to, przez co w sport nie poszłam, mimo że w czasach szkolno-licealnych kochałam go. Kochałam siatkówkę. Byłam nie raz kapitanem drużyny, dzięki temu do dziś jestem dobrym taktykiem i motywatorem, co mi się nie raz przydaje w życiu. Warte polecenia szczególnie właśnie w młodości, gdy uczymy się jeszcze bardzo intuicyjnie. W późniejszych latach jest to trudne, bo wymaga zmiany przyzwyczajeń. Pewnie, że te nasze szkolne rozgrywki były niczym, w porównaniu z takim Euro, ale znam smak rywalizacji, gry zespołowej, nadziei kibiców. To jest ta fajna strona sportu. 

Jednak oglądając piłkę nożną zauważam i współodczuwam ból kontuzji, gry nie fair, te wszystkie faule i osłabianie zawodników czysto fizycznym bólem. O tym się nie mówi, bo siedząc przed tv się tego nie widzi. Całe tłumaczenie, że medycyna czyni cuda jest dla mnie bablaniem. Owszem, ale ludzie są ludźmi. Nasi piłkarze dostawali po kościach od pierwszego meczu. Zastanawiałam się wiele razy ile w tym wyrachowania przeciwników i taktyki. To jest ta druga strona bycia sportowcem. Ta, która mi samej zabrała zapał do kontynuowania tego poważniej. To wymaga cholernie dużego poświęcenia. 
Ja byłam od początku dumna z gry fair play naszych. To jest dla mnie ten idealistyczny sport. Rywalizacja techniką, taktyką i kondycją. 

Trzecią sprawą jest kwestia tzw. "dobrego dnia". Tu mi się przypomina, że nawet teraz, gdy chodzę na moją ukochaną salsę, to miewam statystycznie takie dni, że wychodzę w połowie, bo nie daję rady. Bo się nie mogę skupić, bo się gorzej czuję, bo coś zaprząta moje myśli. Rzadko, bo rzadko, ale się zdarza. Są dni, że czuję się mistrzynią. No tak bywa. Będąc zawodowym sportowcem oczywiście nie można sobie pozwolić na to. Chociaż tak naprawdę nie ma się na to wpływu. To widać po efektach.

No i sprawa ostatnia, w piłce potrzeba cholernie dużo szczęścia. Jak w każdej rywalizacji. My jako kibicie, no, ja jako kibic z doskoku, patrzymy krytycznie i czekamy na efekt. I to oczywiste. Niemniej, jak i tak po tych trzech meczach jestem strasznie dumna z naszej reprezentacji. Są jak tygrysy, potrafią, mogą i mają pazur, którego nie widziałam jeszcze dwa lata temu. Nie wiem, czy nie blokuje ich honorowe granie, brak taktyki osłabiającej graczy przeciwnych, jednak nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem przekonana, że piłkarzami są na wysokim, światowym poziomie. Nie musimy się głupio uśmiechać, nie musimy się ich wstydzić. Dziwi mnie, że znowu zmieni się trener, ale ja się nie znam na piłce. Niech nam się chłopaki dalej rozwijają i nabędą pewności w celowaniu do bramki. Stwarzanie okazji, to za mało, niezbędne ale za mało. Niech strzelają historyczne bramki. Następnym razem. Bo mają potencjał. 

Dla mnie mistrzostwa emocjonalnie się kończą, bo z nikim nie będę już sercem, ale jako mieszkanka miasta gospodarza nadal będę śledzić przebieg i życzyć pozostałym reprezentacjom i kibicom fantastycznych emocji.
Pora na chill out.

Komentarze

  1. No właśnie przez to szczęście uważam, że od strony czysto sportowej takie turnieje nie mają sensu. 3 mecze grupę nie wyłaniają najlepszej drużyny, tylko tę z fartem.
    no ale te emocje... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm. Chociaż ja już szybko aż tak emocjonalnie nie podejdę. Wypompowali mnie :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl