Na hamaku
No dobrze. Może raczej na kanapie.
Kocham zimę za jedno: za umożliwienie mi
leniuchowania. Mogę bezkarnie przeleżeć cały weekend na kanapie, robiąc
NIC, albo robiąc coś, co można robić na leżąco, nadrabiając filmy,
książki, gazety, wiadomości, rozmowy telefoniczne, spotkanie z
przyjaciółmi (no zwykli znajomi już mi tego nie umożliwią, przyjaciele
leżą po prostu razem z nami). Lenistwo zupełne. Reset. Kumulacja
energii. Tylko zimą nie mam OCHOTY nigdzie iść, jechać, lecieć,
podskoczyć, spotkać się na mieście. Zapraszam wyłącznie do mnie.
Tylko zimą jedyne co mnie wieczorami
wyciągnie z domu to salsa, ew. zumba albo spinning, no nie liczę
odwiedzin rodziny. Kocham zimę za te totalne spowolnienie. Owszem, w
pracy lecę na zupełnie maksymalnym speedzie, na zupełnych obrotach, ale
to dlatego, że kocham tę pracę i zatracam się w niej z przyjemnością,
ale po wyjściu z biura, albo po powrocie z podróży, jedynie kanapa i
inne pierdółki domowe.
Kocham za to zimę, bo czując wiosnę już
wiem, że zaraz w domu znowu będę gościem. Nie wytrzymam długo i wracać
będę jedynie spać. Zimą naprawdę mogę się poukładać, wewnętrznie,
zewnętrznie, w szafkach, w myślach.
A propos myśli: Jedna myśl towarzyszy mi
całe życie i wraca głównie, gdy już leżę.. Chcę wymyślić coś, czego nie
wymyślił jeszcze nikt. Obojętnie w jakiej dziedzinie. Zupełna
dowolność. Wymyślić coś, o czym mogę powiedzieć i będzie można to
udowodnić: tego jeszcze nie było i jest moje. Bierzcie i jedzcie, ale
nie było do tej pory niczego nawet obok tego. I żeby było skrajnie
uniwersalne, żeby nie można się było o to pokłócić, ale żeby było światu
potrzebne. No musi coś takiego być. I pewnie już nie raz miałam to
prawie, prawie, prawie na końcu synapsy :)
Czy mi się to uda? Nie mam pojęcia :) Ale nie zapominam, że w historii myśli najlepsze myśli przychodziły przypadkiem, dlatego nie leżę i nie myślę "co by tu wymyślić?", bo to z założenia zabija kreatywność. Ja pozwalam myślom płynąć. Mają zupełny flow :)
Czy mi się to uda? Nie mam pojęcia :) Ale nie zapominam, że w historii myśli najlepsze myśli przychodziły przypadkiem, dlatego nie leżę i nie myślę "co by tu wymyślić?", bo to z założenia zabija kreatywność. Ja pozwalam myślom płynąć. Mają zupełny flow :)
Największe "Eureki" nie były wymyślone.
One przychodziły tym ludziom do głowy. Oni je potem zapisywali i jeśli
było to konieczne, udowodniali. No każdy ma jakieś marzenia. Z tych
najbardziej abstrakcyjnych jakie noszę w sobie całe życie, to właśnie
to. Zapisać coś, co będzie wiekopomne.
Bo po to są marzenia. I to jest moje najbardziej abstrakcyjne. Pozostałe to chyba kwestia pieniędzy albo chęci, czyli banał :)
Zdjęcie pochodzi STĄD.
Leżenie na kanapie jest boskie zimą. Muszę się tym nacieszyć dopóki mam tę pięknie paskudną pogodę za oknem. To jej ostatki.
"pięknie paskudna pogoda" - cudne zdanie. Kwintesencja Ciebie - jak zdążyłam zorientować się z tego bloga. To wspaniale, że są tak pozytywne i ciekawe osoby.
OdpowiedzUsuńJoka