Salsa rulez

Jak ja się cieszę, że zaczęłam chodzić na salsę we wrześniu, chociaż stało się to za zupełnym przypadkiem. Dziś z żalem godzę się, gdy nie mogę iść na zajęcia, bo albo gdzieś wyjeżdżam, albo muszę dłużej popracować, czy też wyskakuje coś innego. Jednak staram się rzadko na to pozwalać, bo moja ukochana salsa jest tylko raz w tygodniu i to przez jedyną godzinę. To za mało. Zdecydowanie.
Kocham ją, bo wyrywa mnie z zasiedzenia, lenistwa, bezruchu spowodowanego przede wszystkim pogodą i idącą za nim niechęcią do wynurzania się na dwór, bez konieczności.
Salsa.

Po kilku miesiącach ćwiczeń widzę zmiany. Głównie w ciele (pięknie mi się zarysowują mięśnie ;), w sposobie poruszania (niesamowicie rozluźniło mi się całe ciało, przestał mnie boleć kręgosłup, a biodra same się kręcą przy każdej okazji i bez, ramiona są niebywale elastyczniejsze, ciało zupełnie inaczej reaguje na muzykę), w samopoczuciu, bo ja to po prostu kocham.
Przy czym, mam też w tym czystą przyjemność, mimo, że z założenia zajęcia polegają na nauce układów, których nie mogę od końca ogarnąć :) Magia jednak polega na tym, że mi to zupełnie nie przeszkadza i jak gubię krok, to dołączam od momentu, który pamiętam. Czasami wychodzą z tego fajne sytuacje, przy czym widzę też, że rozczulam instruktora.
***
Dzisiejszy dialog (gdy odwiało mnie od reszty grupy)
INSTRUKTOR: a ty dokąd?
JA: bo co? :)
INSTRUKTOR: a w sumie nic

...
INSTRUKTOR: nie stawaj! nie stawaj, bo jak się stanie..
JA[stoję zziajana]: to się stoi :)
INSTRUKTOR: ruszaj się! myk, myk! raz!
no nie miałam wyjścia. 
jeżu.  koffam go :)

 ***
po zajęciach
JA: pomijając wszystko, ja mam z tego po prostu dziką przyjemność
INSTRUKTOR: i o to chodzi

dokładnie.

Nie chodzę na te zajęcia dla rywalizacji, ale żeby się poruszać w rytm muzyki, którą kocham, którą czuję w biodrach, która robi mi dobrze, która mnie rozluźnia. To nie konkurs, nie zawody. Robię to wyłącznie dla siebie, więc się nie raz zapominam, zamykam oczy (przez co się gubię) i z uśmiechem sunę w rytmach salsy. Salsa jest niesamowicie erotyczna (jak się już ją opanuje, wiem, bo widziałam ;), podobnie jak samba i rumba, które jednak przyjdą potem. Najpierw opanuję salsę. Na dziś cieszy mnie, że potrafię bez gubienia się wykonywać sprawnie kroki i je błyskawicznie i odruchowo zmieniać zgodnie z poleceniem. Wszystko inne w swoim czasie ;)
Och, jak mnie to podnieca. Po powrocie herbata z rumem i oby do wiosny :)



PS. Pominę przyjemność, jaką ma z tego mój mąż.
I zima mija mi jakoś bokiem. Szkoda, że parę lat wcześniej już na to nie wpadłam. No ale cóż, lepiej późno niż wcale ;)

Komentarze