Tabu

Sylwester minął nam w pogodnej (delikatnie mówiąc, bo w tym gronie pozbawiamy się zahamowań i jesteśmy wszyscy bezwstydnie swobodni :) atmosferze, z przyjaciółmi, dobrym jedzeniem (uwielbiam domową pizzę mojego męża), dobrym alkoholem ale też na mojej ulubionej grze towarzyskiej: TABU.


Lubię tę grę. Konieczność budowania skojarzeń, szukania słów kluczy, zabawne efekty (prawie notorycznie :), burze mózgów, słowne przepychanki a czasami nawet fochy, gdy partner nie zgaduje pozornie banalnego słowa, pozwalają spędzać przy tej grze godziny. Bez znudzenia.
Gra jest też o tyle fajna, że jest doskonałym sposobem na obserwacje czysto psychologiczne. Zachowań, znajomości siebie nawzajem, reakcji. To nie jest test wiedzy (chociaż momentami może jednak też...), ale bardziej test sprytu i umiejętności kojarzenia. Niektóre podpowiedzi bywają zupełnie abstrakcyjne, ale zrozumiałe dla zgadujących.
W nocy przyszedł nasz znajomy i zagrał ze mną w drużynie. Oboje się dość gimnastykowaliśmy szukając podpowiedzi, jednak mnie zupełnie rozczulało, gdy mój mąż pomagał mu, podpowiadając mi właśnie pojedynczymi słowami. Trzeba lat znajomości, żeby móc tak błyskawicznie budować skojarzenia.
Przednia zabawa. Mieszanie par (gra się raczej w parach) daje jeszcze fajniejsze efekty, bo doskonale widać, jak zmienia nam się tok myślenia, w zależności od partnera.
I doskonały sposób na wspólne spędzanie czasu. Przynajmniej nie siedzi się i nie dyskutuje o polityce (no przynajmniej nie tylko). Ciesze się, że są jeszcze ludzie, którzy jak ja lubią gry towarzyskie, od gier planszowych przez karciane, po bilarda. To mój ulubiony sposób na spędzanie czasu ze znajomymi i przyjaciółmi. 
Z tego co widzę, coraz więcej osób rezygnuje z obchodzenia Sylwestra na hucznych "balach", decydując się na wyjazd lub "domówkę". Mnie osobiście to nie dziwi. Bardzo imprezowo spędzałam Sylwestra od bodajże 17 roku życia, do mniej więcej 30tki. I niestety, ale strasznie mnie to zaczęło nudzić. Praktycznie kilka godzin zabawy, co roku w dość podobnej atmosferze (bo organizatorzy nigdy nie stawiali sobie dość wysoki wymagań, przynajmniej wg mnie). Karą były dla mnie imprezy z orkiestrą, albo z nieśmiertelną muzyką z lat 80tych. To się naprawdę może przejeść i z wielką przyjemnością wybierałam w ostatnich latach opcje bez nadęcia. A najlepiej spędza mi się ten czas w domu. Z tańcem, lub bez, bo mi i tak z reguły dużo nie trzeba, w końcu tańczę po mieszkaniu prawie codziennie. Najważniejsze było dla mnie zawsze zamykanie roku z chociaż chwilą na refleksję. Rok 2011 był dla mnie bardzo udanym rokiem. Bardzo bym chciała, żeby 2012 był co najmniej tak dobry. Bardzo, bardzo cicho sobie tego w duchu życzę. Niech będzie co najmniej tak dobry jak 2011. Oczywiście, może być lepszy. Nie będę narzekać. 
Ale jaki nie będzie, nie będę w Sylwestra robiła nic na siłę. A co będę robić, gdzie i z kim, to jak zawsze czas pokaże. W ubiegłym roku umówiliśmy się z przyjaciółmi dwa dni wcześniej. Nie można tego nazwać planowaniem. I tak jest najlepiej. Przynajmniej w tej kwestii.

Czasami podejście do życia jak do "Tabu" jest po prostu najlepsze. Niech wszystko się rozgrywa na żywo, na bieżąco z lekką nutą improwizacji, aktorstwa, czasami zamierzonego przerysowania.
Oby było dobrze "po".
I tak sobie właśnie przypomniałam, że bardzo bym chciała, żeby nowy rok dał mi jak najwięcej szans na prowadzenie prezentacji. W końcu to moja nowa pasja przeniesiona z 2011, w tym też roku świeżo we mnie odkryta.  Zawodowa perełka moich osiągnięć. Wisienka na torcie lat pracy i zdobywanych doświadczeń. Dopóki dobrze nie spróbowałam, nie wiedziałam, co tracę. Ale czyż nie jest tak zawsze? Najważniejsze, jeśli chcemy nie zaśniedzieć w zasiedzeniu w jednym miejscu, to korzystać z okazji i przełamywać własne blokady. Banał. Jeden z najważniejszych.

Komentarze