Reset

Czasami nazbiera się tyle spraw, że nie pomogą żadne metody organizacji, zarządzania czasem, układania, planowania. Powoli się przegrzewamy. I co wtedy? Otóż wtedy najlepszy i najskuteczniejszy jest najstarszy sposób świata: odłożenie wszystkiego i restart. Załadowanie baterii. Piszę o tym, bo często ludzie zamykają oczy i działają, póki nie padną albo się nie rozchorują. A jak się rozchorują, to i tak udają, że jest OK. Jest to o tyle krótkowzroczne, że organizm się po prostu będzie bronił i przemęczenie odda z nawiązką.
Ostatnio poczułam kompletną niemoc i rozkojarzenie na mojej ukochanej salsie. Wyszłam. Po pierwsze, chodzę tam dla przyjemności i daję sobie prawo mieć gorszy dzień.

Ważne jest, żeby być asertywnym również w stosunku do własnych ambicji.

Jeśli coś jest danego dnia ponad nasze siły, a nie jest to stanem permanentnym, to dajmy sobie prawo do tego. Zmuszając się, po pierwsze i tak zrobimy to na "pół gwizdka", a po drugie możemy w efekcie końcowym zupełnie się zniechęcić do ponownego wykonania tego. To dość uniwersalne podejście, ale naprawdę warto ocenić, czy nie chce nam się i to lenistwo, które należy zgubić, czy po prostu potrzebujemy odpoczynku. Może też jest to ochrona przed rutyną? Powtarzalność niesie ze sobą te ryzyko. Więc lepiej odsunąć coś, odpocząć i nadrobić z nawiązką na pełnych siłach i chęciach. 

Szczególnie ważne jest to na wiosnę. Z tym budzeniem się do życia, przygotowaniem organizmu do lata, nie jest tak, że nie potrzebujemy do tego energii. Lekarze też podkreślają, żeby teraz kumulować energię, bo organizm jest zmęczony zimą. Więc dajmy mu do tego prawo. Dobre jedzenie, relaks, reset. To wszystko zaraz minie, a poza tym, ja osobiście mam za sobą kawał dobrej roboty i już kilka nowych pomysłów, więc spokojnie odpoczywam i nie myślę o niczym zbyt intensywnie. Jeszcze. W stylu slow ustawiam się na chwilowy stand by. Umiejętność odpoczywania jest  bezcenna. I nie akceptuję wymówek "bo ja jeszcze muszę..." :-) Wszyscy coś robimy, mamy listy planów, marzeń, zamiarów, ale jak słusznie mówi stare powiedzenie, mierz siły na zamiary. Czasami dosłownie. No szanuj trochę te swoje ciało i umysł, bo jak je do cna wyeksploatujesz, to ci potem podziękuje jedno z drugim, gdy będzie bardziej potrzebne silne, a tej siły nie znajdzie i się okaże, że najprostsza sprawa je przerośnie. Niepotrzebnie się do takiego stanu dopuszcza, a dzieje się to zgodnie z zasadą "Co? Ja nie dam rady?".  Ech. No bez siły nie dasz. Proste i jasne. Równowaga. Jak sam jej nie zapewnisz, to ciało się upomni. Umiejętność odpoczywania, relaksu jest podstawą, jeśli mamy być kreatywni, energiczni i pogodni.
Naprawdę patrzenie na wyczerpanych, przepracowanych ludzi, którzy wykańczają się próbując przeskoczyć samych siebie jest przykre. Widząc coś takiego tym bardziej zdaję sobie sprawę, jakim luksusem jest umiejętność odpowiedniego wykorzystywania energii. Sama teraz zupełnie wyhamowałam, dając sobie czas na poukładanie myśli i powrót siły. W między czasie pomagam koleżance przy pracy magisterskiej i błądząc po rewirach, z którymi na co dzień nie mam wiele do czynienia. Całkiem ciekawa sprawa :-) Jednak już wiem, że to tylko coś na chwilę. Generalnie za bardzo kocham, to co robię. Nawet jeśli czasami chcę od tego odpocząć. Od męża, przez pracę, albo salsę czy gotowanie po spotkanie ze znajomymi. Jak odpoczywać, to odpoczywać, bo najważniejsze w tym jest STĘSKNIĆ SIĘ.

A kubek kakao nie zaszkodzi. 

Bezcenne nie tylko na wiosnę: magnez. Nawet z tabletki musującej.


Ostatnio z pasją obserwuję bociany, które mają gniazdo na wieży kościółka koło mojej pracy. Są niesamowite.  Czuję się jak szczęściara, mogąc w drodze do biura zatrzymać samochód i się im poprzyglądać. Magia. 


Komentarze

  1. O tak. Zatrzymać się na chwilkę, zamknąć oczy i posłuchać siebie - pomaga. Ja idę do lasu, spaceruję i wietrzę głowę. Zawsze mi pomaga zapach sosen, wrzaski i świergotanie ptaków, momentami totalna cisza. Jestem jak nowa po takiej przechadzce. Kocham bociany od dzieciństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "uwiły na kominie
    rodzinne gniazdo
    ptaki nadziei" (za portalem www.kobieta.pl)
    Dla mnie te ptaki mają taki symboliczny wymiar, kiedyś dawno temu jak je widziałam, wierzyłam że moje ciało połączy się z pragnieniami duszy :)) Życie pokazało, że marzenia się spełniają, ale oprócz magii i metafizyki potrzebują wsparcia w postaci pracy i determinacji. Zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite, jak czytam Wasze komentarze, to się wyciszam. Nie za bardzo rozumiem, ale strasznie mi się podoba :-)

    Faktycznie, bociany mają w sobie coś niesamowitego (pomijam nieporadne latanie, chociaż moi koledzy uważają, że to jest majestatyczne. No nie, dla mnie majestatycznie lata np. orzeł, ale nie ma co się kłócić o odczucia). Ja jestem podwójnie zauroczona bocianami, ponieważ właściwie pierwszy raz w życiu mam okazje obserwować je codziennie. Od dnia, gdy przyleciały do gniazda, a podobno są w tym miejscu od lat. Ja jestem nowa :-)
    Ostatnio podjechałam pod firmę i bocian przeleciał kilka metrów ode mnie. Zaczarował mnie. Stałam i nie mogłam się zebrać z wrażenia. Za chwilę wrócił trzymając w dziobie jeża... No natura. Ale obserwowanie latających bocianów, urządzających się w gnieździe, obserwowanie ich trybu dnia (rano właściwie znikają i wracają popołudniu, gdy akurat wychodzę z pracy) tak bardzo z bliska jest dla mnie niesamowitym przeżyciem. Zakochałam się w klekocie :-)

    Kaira, dokładnie. Dziękuję i wzajemnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszka, też tak mam. Doceniam niezmiernie lokalizację Gdańska, bo w zależności od nastroju mam blisko morze i Kaszuby z lasami i jeziorami. Ba, często wybieram właśnie jeziora i lasy zamiast szumu morza. W lesie lepiej odpoczywam. Nad morze lubię pojechać, jak brakuje mi szerokiego horyzontu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl