Augustowskie fantazje i kontuzje

#slow food #slow life #slow night #5przemian #spacery  nocą #romantic

Sierpień powitał mnie pięknie, mimo kontuzji.


#summer in the #city




Spontaniczne spotkania z przyjaciółmi. Grill w ogrodzie, to jest to, czego można pozazdrościć posiadaczom ogrodów. Wiem jednak zbyt dobrze, ileż trzeba pracy w ogród włożyć, więc nie zazdroszczę, a z przyjemnością bierzemy udział w grillowych spotkaniach, gdzie grill jest oczywiście jedynie pysznym pretekstem, ażeby wspólnie usiąść i porozmawiać niespiesznie acz radośnie ze szklaneczką jakiegoś zacnego trunku w dłoni.

(...)

Sierpień. Sierpień i lipiec są dla mnie i M. miesiącami dziesiątek kilometrów spacerów. Nie było prawie dnia bez spaceru do pobliskich parków, a jak nie było pogody, to szłam na bieżnię.

Bieżnia ma potężny plus w tym, że można zamknąć oczy i iść. Wyłączyć myślenie. Włączyć dubstep i marszem wypocić to, co stresuje. Działa cuda. Detoks myśli. A do tego kocham tańczyć na bieżni. Serio, serio.

(...)

Kocham właściwie lato w mieście, szczególnie, że leżenie na plaży jest dla mnie nieznośnie nudnym zajęciem, które bawi do godziny. Dlatego opcja pracy latem, do tego w nowoczesnym, klimatyzowanym biurze jest dla mnie optymalna. Wszystkiego jest w sam raz.
Długie dni i tak dają dużo czasu na relaks i towarzyskie fanaberie, a że kocham swoją pracę, to nie męczy mnie fakt, że jestem w biurze, a nie "gdzieś".
Mój work-life balance jest teraz szczególnie idealnie wyważony. W pracy odpoczywam od wszystkiego innego, poza pracą odpoczywam od tematów zawodowych. Proste.

(...)

Mocno delektować się chwilą, czasem, okolicznościami, towarzystwem. Cudne to jest. Jednak żeby w tym miodzie nie zabrakło łyżki dziegciu, to wczoraj przewróciłam się jadąc rowerem. Było by to właściwie może i tylko śmieszne, gdyby nie fakt, że skręciłam (na szczęście nie jakoś poważnie) kostkę i zdarłam skórę z dłoni + oczywiście siniaki na kolanach mych cudownych. Mocno. Bolesne jak diabli, a najgorsze jest zatrzymanie w domu, brak jakiejkolwiek aktywności i poczucie ogólnego poturbowania,  ale wolę przeczekać z plastrami, maściami i bandażami, żeby wrócić do sprawności jak najszybciej. Wiem jedno na pewno - rozumiem, po co rowerzystom rękawiczki i ochraniacze na kolana + ew kask. To, jak idiotycznie można polecieć z roweru i z rowerem, to wręcz zaskakujące. Nawet na prostej drodze. Czemu wrzucam tu fotę kostki i o tym piszę? Żeby pamiętać, że jadąc na rowerze nie można chillować.  To koncentracja równa prowadzeniu samochodu i powinnam to pamiętać bez kontuzji. Nieważne czy jazda w mieście, przez park, czy na dłuższych dystansach, uważność nie powinna być uśpiona. A ja tylko się zamyśliłam, że to moja ulubiona trasa i jest taki spokój i cisza i koło mi spadło z krawężnika, a potem to już wyglądałam, jakbym uczyła się latać... Głupio się przyznawać, ale co zrobić, Bogu dziękuję, że tylko tak się skończyło. Dobrze, że M. był obok i się mną zajął.
Dobra lekcja pokory, wobec roweru. Może to i banalne, ale zaliczyć orła po prawie 100km na rowerze i całkiem ładnej ilości godzin, to takie trochę słabe.

Także sama się stukam w czoło, że tak się zagapiłam i zamyśliłam. Trudno. Mam nauczkę? Mam. Proponuję o tym pamiętać, robiąc cokolwiek. Uważność, moi drodzy, uważność.

Idę spać o 20tej.
Na dniach mają spadać gwiazdy i chciałabym mieć siły i ochotę na to polować.
Może się uda, bo rok temu niebo było idealnie zachmurzone.


Smutno mi trochę.





Komentarze