W imię zasad
"47 roninów"
Film, na którym się popłakałam, bo liczyłam na inne zakończenie. Zakończenie, jakiego niestety oczekuje współczesny człowiek, bo my jesteśmy jak jajka na miękko.
Żyjemy w czasach, w których słowa są tylko słowami, honor, godność... Nie mają miejsca. Mściwość szybciej, ale złe łatwiej przychodzi, a i tak jest źle odbierana i ma z reguły niewiele wspólnego ze szlachetną zemstą. Żyjemy w poprawności politycznej, ale nie honorowej. Nie chodzi już o godność czy dumę, bo dziś mało kto zna te słowa.
Kocham filmy lokowane w dawnej Japonii, ich nieznośną nieustępliwość. Wagę kodeksów, złożonej przysięgi. Mniej słów, więcej czynów.
I fenomenalne zdjęcia, ujęcia, kolory, krajobrazy, stroje, makijaże, sztuki walki, zachowanie kobiet. Tak samo w filmach lokowanych w dawnych Chinach.
"Cesarzowa", "Ostatni cesarz", "Mały Budda", "Klasztor Shaolin", "Shogun".
Wiem, że niechęć tych krajów do siebie nie powinna mi pozwolić na stawianie ich w jednym tekście, ale podziwiam te kultury tak samo. Każdy ma w swojej kulturze coś, co jest podwalinami czasów.
A filmy tam lokowane, są za swoje przesłania i estetykę w wysokiej czołówce moich ulubionych.
Nie ukrywam, że japońskie czy chińskie kino jest dla mnie trochę za ciężkie, dlatego cenię sobie te hollywoodkie adaptacje, oczywiście z wyjątkiem Kurosawy. Well [rozkładam ręce].
W naszym, europejskim klimacie ważny jest dla mnie w dochodzeniu sprawiedliwości (i jako książka i film) "Hrabia Monte Christo", ale to jednak zupełnie inny punkt wyjścia w porównaniu z "47 roninami".
Patrząc na nasz świat, ciekawa jestem, jakby wyglądał, gdyby słowo miało siłę nośną, gdyby kodeksy miały znaczenie, gdyby honor i godność były nadal nadrzędne. Nie dowiemy się tego.
Film, na którym się popłakałam, bo liczyłam na inne zakończenie. Zakończenie, jakiego niestety oczekuje współczesny człowiek, bo my jesteśmy jak jajka na miękko.
Żyjemy w czasach, w których słowa są tylko słowami, honor, godność... Nie mają miejsca. Mściwość szybciej, ale złe łatwiej przychodzi, a i tak jest źle odbierana i ma z reguły niewiele wspólnego ze szlachetną zemstą. Żyjemy w poprawności politycznej, ale nie honorowej. Nie chodzi już o godność czy dumę, bo dziś mało kto zna te słowa.
Kocham filmy lokowane w dawnej Japonii, ich nieznośną nieustępliwość. Wagę kodeksów, złożonej przysięgi. Mniej słów, więcej czynów.
I fenomenalne zdjęcia, ujęcia, kolory, krajobrazy, stroje, makijaże, sztuki walki, zachowanie kobiet. Tak samo w filmach lokowanych w dawnych Chinach.
"Cesarzowa", "Ostatni cesarz", "Mały Budda", "Klasztor Shaolin", "Shogun".
Wiem, że niechęć tych krajów do siebie nie powinna mi pozwolić na stawianie ich w jednym tekście, ale podziwiam te kultury tak samo. Każdy ma w swojej kulturze coś, co jest podwalinami czasów.
A filmy tam lokowane, są za swoje przesłania i estetykę w wysokiej czołówce moich ulubionych.
Nie ukrywam, że japońskie czy chińskie kino jest dla mnie trochę za ciężkie, dlatego cenię sobie te hollywoodkie adaptacje, oczywiście z wyjątkiem Kurosawy. Well [rozkładam ręce].
W naszym, europejskim klimacie ważny jest dla mnie w dochodzeniu sprawiedliwości (i jako książka i film) "Hrabia Monte Christo", ale to jednak zupełnie inny punkt wyjścia w porównaniu z "47 roninami".
Patrząc na nasz świat, ciekawa jestem, jakby wyglądał, gdyby słowo miało siłę nośną, gdyby kodeksy miały znaczenie, gdyby honor i godność były nadal nadrzędne. Nie dowiemy się tego.
W naszych czasach waży siła argumentu, a nie zasad.
Dziś mamy zupełną i uczciwą... dulszczyznę.
Coś pozytywnego? Tak. Mamy dobre książki, kino.. ;-)
Dziś mamy zupełną i uczciwą... dulszczyznę.
Coś pozytywnego? Tak. Mamy dobre książki, kino.. ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl