Mój slow life w 2014

Od świąt mam chyba najdłuższą przerwę na wszystko. Wykorzystałam ten czas najlepiej, jak chciałam. Poza oczywiście spotkaniami z rodziną, przyjaciółmi, godzinami rozmów, filmami i czytaniem, więcej jeszcze poświęciłam książce, której pisanie stanowi dla mnie podróż samą w sobie. Niesamowite to jest, jak kreowanie świata, wydarzeń, może wciągać w każdą sekundę rzeczywistości. Zakładałam, że będę o tym myśleć chwilę przed tym, jak siadam do komputera (tak mam z blogiem), ale okazuje się, że ta książka żyje we mnie swoim życiem. Przelewanie jej na "papier", to formalność, czyli siadam do pisania wtedy, kiedy nic innego mnie już nie oderwie. Cholera, zawsze czułam, że tak to powinno dla mnie wyglądać. Nie wiem, co z tego wyjdzie, poza książką, którą pokochałam, ale to dziś nie ma znaczenia. Obsadę ekranizacji obmyślę potem ;-)


Okolice Sylwestra były też oczywiście podsumowaniem roku 2014 (nie tylko listy marzeń), który był dla mnie po prostu jednym słowem: Pełen.




Przeżyty praktycznie bez szwanku wypadek samochodowy w kwietniu, rekordowe wyniki roczne w pracy, wiele spotkań i rozmów, wiele podróży, znowu się wiele nauczyłam, wiele poznałam, był też  przecież w tle ciągły nawrót choroby, który przeciągnął mnie prawie przez cały rok, serwując wiele bólu i znowu pokazując mi, ile (nie)zniosę, ale było przecież też morze, ocean radości i szczęścia, chociażby z pierwszego roczku mojej chrześniaczki, albo innych, związanych z moimi bliskimi, gdy cieszę się, że po prostu mogę w tym uczestniczyć, albo w chwilach, gdy prowadziłam samochód 200km/h, bo to jest po prostu cudne, ale ciągle jestem dumna z tras rowerowych, jakie uskuteczniliśmy z M. tego lata, [naprawdę jestem z tego cholernie dumna], miesięczny prawie pobyt w Niemczech i przełomowe rozmowy z mamą i spotkania z braćmi, załamanie i szpital w październiku, w końcu trafienie do psycholog, która pomogła mi uporządkować to, czego nie mogłam już zrobić sama, powroty na siłownię i salsę, które dają mi tak dużo radości i co najfajniejsze, kolejny rok z M., który nadal chce być miłością mojego życia.  

Suma summarum 2014 rok był tak bardzo... pełen. 

Na koniec ubiegłego roku przeszło mi po raz pierwszy przez myśl "jestem za młoda na..."
Dosłownie i nie inaczej. I jak przeszło, tak zostało. I czuję się za młoda na tak wiele, że nie mogę się nie uśmiechać myśląc o tym.
Takiej akceptacji samej siebie, jaką mam dziś, nie miałam nigdy wcześniej. A wcześniej myślałam, że już tak jest. A jednak to ciągle ewoluuje i uwalnia mnie coraz bardziej na nowe i na zmiany i daje taki spokój, jakiego sobie nawet nie życzyłam, bo myślałam, że już go mam, ale przecież go czasami tracę. A idąc dalej, nie wiem nawet, do czego dojdę. Ważne jest tu i teraz.

Fizycznie? Zmiana twarzy? Jasne. Życie ją rzeźbi. Moja twarz, moje oczy wyrażają mnie. Opowiadają mnie. Moje zmarszczki mimiczne mówią wszystko o radości, smutku, bólu, euforii, gniewie, złości, śmiechu, rozkoszy i zachwycie. Patrząc w lustro widzę siebie i swoje życie. Patrząc na ciało, dziwi trochę, że z wiekiem wygląda świetnie, ale przecież od kilku lat mam coraz więcej sportu. Niby niewiele, ale z pasją i radością z zakwasów - bo mam, serio, to mnie cieszy. Celem jest radość chwilą. Widzę po rzeźbie, że moje ciało to lubi. M. lubi moje ciało, które to lubi, co też jest efektem ubocznym. Dobrym. Fajnie jest mieć 38 lat i lubić siebie. Akceptować i widzieć, że to, w co się wierzy, co się myśli, ma sens. Gdybym miała chodzić na siłownię po to, żeby się rzeźbić, to by mi się nie chciało. Serio. Ale idąc dla zmęczenia, dla tańca, dla ruchu na bieżni, dla innych ćwiczeń, samych w sobie, mam efekt uboczny w postaci wyrzeźbionej sylwetki. Ja tak mam ze wszystkim. Moje cele nie mogą mnie "zmuszać" czy "namawiać". Już kiedyś o tym pisałam i to parę razy, chyba też przy rzucaniu palenia. Z tego, że znajduję na siebie samą sposoby, też jestem dumna.

Myślę z uśmiechem o tym, co mam, od relacji, miłości, przyjaźni, pracy po radość z tak wielu chwil, które przeżywam, ale też jestem cicho wdzięczna losowi, że oszczędził mi w tym roku przykrych przeżyć. Bardzo to doceniam, bo znam ludzi, którzy w 2014 np. stracili kogoś bliskiego i mogę tylko współczuć i być obok, bo odsuwanie się od takich osób też jest jakimś nieporozumieniem. Takim osobom trzeba dać czas.


Cieszy mnie za każdym razem, gdy z kimś rozmawiam i chwali mi się jakimś osiągnięciem, czy to z samorozwoju czy zawodowo, czy z jakiegoś życiowego sukcesu. Ja tak lubię o tym słuchać, bo to  czysta pozytywna energia, której ciągle jest za mało w powietrzu. Ona powinna iskrzyć.

Gdy myślę o sobie, o swoim życiu, tak wiele drobiazgów wywołuje cichy zachwyt, że nie sposób temu nie ulegać i po prostu to doceniać.

Ważna jest też świadomość, że... nie można mieć wszystkiego naraz. W tym samym momencie trzeba umieć żyć daną chwilą, wszystko daje nam taki wybór. To tak, jak z mózgiem - nie może pracować w 100%, bo to po prostu niemożliwe. Zabiłoby nas to. Nie można jednocześnie odczuwać wszystkiego i mieć pobudzonych wszystkich neuronów, synapsy by się spaliły. Zabiłoby nas to. Wszystko dzieje się wtedy i tak, ja ma i może. Gdy jesteśmy zakochani, gdy jesteśmy w smutku, gdy jesteśmy pochłonięci pracą, to wszystko inne dzieje się tak, jak się dzieje. Wypełnia i uzupełnia nas w różnych proporcjach. Nie może dziać się jednocześnie. To dobrze. To daje nam prawo wyboru.

Ważne, żebyśmy żyli w zgodzie z sobą, swoim otoczeniem, które sobie świadomie dobieramy, żebyśmy otaczali się ludźmi, którzy nas rozumieją i których my rozumiemy. Synergia. Ważne, żeby cały wszechświat działał na nas motywująco. Ważne, żebyśmy robili to, co daje nam poczucie sensu, spełniania, uśmiechu na ustach przed zaśnięciem. Pełna akceptacja siebie i swojego życia daje poczucie wolności. Bezkresne.

Dalej będę pracować na sobą, w pełnej akceptacji dla siebie. Wyrywanie się ze schematów jest nieustannym procesem. Jestem za młoda, żeby to wszystko już ogarniać, ale na pewno jest to dobra droga.
Wiele przede mną, ale mam slow life, mam czas.

Życzę nam wszystkim takiego poczucia spełnienia w życiu, jakie tylko możemy mieć.

A tym, którzy obecnie odczuwają smutek, żałobę, są w trudnej sytuacji, wysyłam po prostu dużo ciepła. Niech ten rok będzie dobry.

Co jeszcze jest ważne? Pokora wobec życia. Wyłącznie. Nie wobec ludzi, którzy ją zwyczajnie wykorzystują, ale wobec życia. W odwecie dostajemy właśnie możliwość doceniania tego, co osiągamy, co nas spotyka, co my wywołujemy, jak wpływamy na świat.

I oczywiście.. miłość.
Tego niech nie brakuje w 2015r.
I będzie dobrze.


Oby w swoim własnym tempie.



Na koniec polecam film "Pożądanie". Bo tak.



Komentarze

  1. Pięknego roku Tobie życzę, Marzeno :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pełen podziwu dla Ciebie, twego bloga, i twojej historii.

    Dlatego mam nadzieję, że nadchodzące miesiące będą dla Ciebie jednym pasmem samych sukcesów i radości :) Tego ci szczerze życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamil, dziękuję bardzo za miłe słowa. Tobie również życzę roku pełnego sukcesów i radości :-)

      Usuń
  3. Mogłabym się podpisac pod tym postem... Wszelkiej pomyślności i duzo dobrego w 2015!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl