Matka chrzestna kuma
Rodzice chrzestni to kum i kuma.
Co to dziś znaczy być rodzicem chrzestnym?
Oczywiście symbolika. Oczywiście deklaracja wychowywania dziecka w wierze katolickiej. Oczywiście deklaracja bycia obok, przez całe życie. Wspieranie.
Mam fantastycznych rodziców chrzestnych. Chrzestna jest blisko mnie, w Gdańsku i mamy kontakt co kilka dni. Jest moim Aniołem Stróżem. Chrzestny też jest świetny. Oboje są rodzeństwem mojej mamy, dlatego ten kontakt jest bardzo naturalny. W zakresie kontaktów, relacji, więzi jesteśmy nieźli.
Rodzice chrzestni. Na myśl o nich po prostu się uśmiecham. Pełnią funkcję profesjonalnie. Cudni są.
Ostatnio dość często przewija mi się ten temat. Rozmawiam z ludźmi i słucham.
Podejście? Kasa. Chrzest, I. Komunia, bierzmowanie, ślub i masz wolne. Chociaż większość ludzi to nawet nie wie, kto jest ich chrzestnymi, przynajmniej nie w pierwszej chwili. Zero kontaktu, albo znikomy i sporadyczny. Jakby funkcja kończyła się na obecności i uczestnictwie w obrzędach. Hm. To tak jakby przyjaźń sprowadzała się do pożyczania kasy.
Dla mnie chrzestni naprawdę są wsparciem. Ludźmi, którym ufam. Spotykamy się tak często, jak to możliwe. Liczę się z ich zdaniem. Lubię je poznać. Lubię spędzać z nimi czas. Oczywiście więzy krwi też są tu istotne, ale kwestia kumostwa rządzi. Oni są świetnymi ludźmi. Po prostu.
Rozmawianie o kościele jako instytucji rzadko mnie wciąga. Unikam prowokacyjnego podejścia. Tak, mam swoje zdanie, bo w końcu jestem katoliczką. Nie mam zamiaru jednak nikogo do niczego przekonywać. Nie w tym.
Wolę na pewno żyć w kraju katolickim, niż jakimkolwiek innym.
Państwo świeckie? Państwo to prawo, ale społeczeństwo to ludzie, którzy czują się jednak przeważnie do jakiejś religii przypisani. Albo są ateistami. Więcej opcji nie ma. Zależy, gdzie się poszuka. Co kto lubi, co czuje, czego potrzebuje. Kto chce, ten wierzy, kto nie, ten nie. Proste. Nie widzę kryzysu wiary. Szybciej praktyk, ale jak na moje oko, to normalne. To efekt rozwoju. Kościół jest jak Nokia. Potrzebuje liftingu. Tak samo jak partie. Przestali porywać. A może tak ma być?
Żyjemy w erze marketingu, a nie przekonań. Trzeba mieć mocną świadomość rzeczywistości. I nie zakładać, nikomu nie pozwalać na zakładanie klapek na oczy. Tego też radzę pilnować. Ja jestem zwolenniczką równowagi i uciekam, gdy widzę fanatyzm.
Nie toleruję natomiast najlepiej mieszania wiary i polityki. To ma nieciekawe skutki patrząc na historię i bieżący świat. Dlatego unikam tej mieszanki i tematu, jak diabeł wody święconej. To zawsze prowadzi do kłótni. Musi. Szkoda czasu. Mojego. Nie jestem ani politykiem, ani teologiem. Wiedza to za mało, a wiara nie potrzebuje uzasadnienia. Zanegować można wszystko. Boga, miłość, wartości. No ja akurat wierzę i dobrze mi z tym. Nie ma o czym dyskutować.
Trafiam zarówno na fantastycznych księży, od których bije pasja i powołanie, znam i służbistów. Zakonnicy są wyjątkowi. Nigdy nie czułam się przez nich oceniana czy potępiana, a swego czasu bardzo mi pomogli wytrzymać, ale oni też nie budują wiary na strachu. Tego im nie odmówię. Fantastycznie się z nimi rozmawia, co uskuteczniam czasami. Spowiedź u Cystersów czy Dominikanów albo Pallotynów, to lepsze niż wizyta u psychologa. Bez cienia osądu. Bardzo pouczające. Naprowadzające. W końcu dobry ksiądz, to dobry psycholog. Wiem, bo mam w rodzinie. Niesamowity człowiek. Widujemy się może raz w roku, może rzadziej. Bez znaczenia.
(...)
Jedno pytanie: czy ktoś cię kiedyś skrzywdził?
?
Zauważyłam ważną zależność: jeśli ktoś przychodzi na myśl, to znaczy, że nosi się żal. Żal jest bez sensu. Wyrzuć go. Wybaczenie to ZAPOMNIENIE. Do tego doszłam akurat sama. Brawo ja. Bzdura. Właśnie jeden z Cystersów mnie na to naprowadził. Tylko że tak dokładnie jest. To taka mała dygresja. Psychologia. Proste.
(...)
Religie, wiara a prawo, państwo to dwa kosmosy. Generalnie rozmowy o wierze w BOGA są z założenia dziwne. Ciężko uniknąć banału. Podobnie, jak z mówieniem o miłości. Słowa, są za małe. Można się otrzeć o czubek góry.
Może nie ma to wszystko dla mnie takiego znaczenia (regulacje prawne w zakresie, który podpina się pod etykę), bo kieruję się sumieniem, a te ukształtowała zarówno religia katolicka, jak i wszystkie inne oraz filozofie i etyka. Jestem zbyt wszechstronna, żeby czuć się zaszufladkowaną pod jeden nurt. Jednak z europejskiego punktu widzenia i formalnie, katolicyzm jest mi najbliższy. Tego się nie wyprę i nie mam zamiaru. Z resztą, każdy kto się w to wszystko wgryzie zauważy i zrozumie zależności i podobieństwa. Świat jest mały i bezgraniczny jednocześnie.
Ale to nie temat tej notki.
Jestem tak bardzo dumna. Mam zaszczyt być matką chrzestną córeczki mojej najlepszej przyjaciółki i jej męża. Wczułam się w rolę całą sobą.
Fantastyczne uczucie.
Bardzo bym chciała, żeby się kiedyś cieszyła z tego, że to ja jestem jej matką chrzestną.
Ależ jestem dumna i zaszczycona. Poczucie odpowiedzialności za dziecko, bardziej w roli anioła (kocham być aniołem stróżem, gdzieś z boku, czuwać nienachalnie i wesprzeć, gdy trzeba i mogę). Rzadko niezmiernie się tego podejmuję, bo robię to z zaangażowaniem. Teraz mam taką osóbkę w zupełnie nowej opcji. Skrzydła urosły mi o kilka rozmiarów.
Cudnie. Resztę czas pokaże. Niech to płynie. Rodziców biologicznych mała ma świetnych. Niech chrzestni też dadzą staną na wysokości zadania.
PS. Trzymanie na rękach 2-miesięcznego dziecka, które wtula się jeszcze z bezgraniczną ufnością? Tak. To jest to. Kupiła mnie :-)
Dziś trzymałam ją pierwszy raz. Wcześniej nie miałam śmiałości. Fenomenalne przeżycie. Jutro chrzest.
Co to dziś znaczy być rodzicem chrzestnym?
Oczywiście symbolika. Oczywiście deklaracja wychowywania dziecka w wierze katolickiej. Oczywiście deklaracja bycia obok, przez całe życie. Wspieranie.
Mam fantastycznych rodziców chrzestnych. Chrzestna jest blisko mnie, w Gdańsku i mamy kontakt co kilka dni. Jest moim Aniołem Stróżem. Chrzestny też jest świetny. Oboje są rodzeństwem mojej mamy, dlatego ten kontakt jest bardzo naturalny. W zakresie kontaktów, relacji, więzi jesteśmy nieźli.
Rodzice chrzestni. Na myśl o nich po prostu się uśmiecham. Pełnią funkcję profesjonalnie. Cudni są.
Ostatnio dość często przewija mi się ten temat. Rozmawiam z ludźmi i słucham.
Podejście? Kasa. Chrzest, I. Komunia, bierzmowanie, ślub i masz wolne. Chociaż większość ludzi to nawet nie wie, kto jest ich chrzestnymi, przynajmniej nie w pierwszej chwili. Zero kontaktu, albo znikomy i sporadyczny. Jakby funkcja kończyła się na obecności i uczestnictwie w obrzędach. Hm. To tak jakby przyjaźń sprowadzała się do pożyczania kasy.
Dla mnie chrzestni naprawdę są wsparciem. Ludźmi, którym ufam. Spotykamy się tak często, jak to możliwe. Liczę się z ich zdaniem. Lubię je poznać. Lubię spędzać z nimi czas. Oczywiście więzy krwi też są tu istotne, ale kwestia kumostwa rządzi. Oni są świetnymi ludźmi. Po prostu.
Rozmawianie o kościele jako instytucji rzadko mnie wciąga. Unikam prowokacyjnego podejścia. Tak, mam swoje zdanie, bo w końcu jestem katoliczką. Nie mam zamiaru jednak nikogo do niczego przekonywać. Nie w tym.
Wolę na pewno żyć w kraju katolickim, niż jakimkolwiek innym.
Państwo świeckie? Państwo to prawo, ale społeczeństwo to ludzie, którzy czują się jednak przeważnie do jakiejś religii przypisani. Albo są ateistami. Więcej opcji nie ma. Zależy, gdzie się poszuka. Co kto lubi, co czuje, czego potrzebuje. Kto chce, ten wierzy, kto nie, ten nie. Proste. Nie widzę kryzysu wiary. Szybciej praktyk, ale jak na moje oko, to normalne. To efekt rozwoju. Kościół jest jak Nokia. Potrzebuje liftingu. Tak samo jak partie. Przestali porywać. A może tak ma być?
Żyjemy w erze marketingu, a nie przekonań. Trzeba mieć mocną świadomość rzeczywistości. I nie zakładać, nikomu nie pozwalać na zakładanie klapek na oczy. Tego też radzę pilnować. Ja jestem zwolenniczką równowagi i uciekam, gdy widzę fanatyzm.
Nie toleruję natomiast najlepiej mieszania wiary i polityki. To ma nieciekawe skutki patrząc na historię i bieżący świat. Dlatego unikam tej mieszanki i tematu, jak diabeł wody święconej. To zawsze prowadzi do kłótni. Musi. Szkoda czasu. Mojego. Nie jestem ani politykiem, ani teologiem. Wiedza to za mało, a wiara nie potrzebuje uzasadnienia. Zanegować można wszystko. Boga, miłość, wartości. No ja akurat wierzę i dobrze mi z tym. Nie ma o czym dyskutować.
Trafiam zarówno na fantastycznych księży, od których bije pasja i powołanie, znam i służbistów. Zakonnicy są wyjątkowi. Nigdy nie czułam się przez nich oceniana czy potępiana, a swego czasu bardzo mi pomogli wytrzymać, ale oni też nie budują wiary na strachu. Tego im nie odmówię. Fantastycznie się z nimi rozmawia, co uskuteczniam czasami. Spowiedź u Cystersów czy Dominikanów albo Pallotynów, to lepsze niż wizyta u psychologa. Bez cienia osądu. Bardzo pouczające. Naprowadzające. W końcu dobry ksiądz, to dobry psycholog. Wiem, bo mam w rodzinie. Niesamowity człowiek. Widujemy się może raz w roku, może rzadziej. Bez znaczenia.
(...)
Jedno pytanie: czy ktoś cię kiedyś skrzywdził?
?
Zauważyłam ważną zależność: jeśli ktoś przychodzi na myśl, to znaczy, że nosi się żal. Żal jest bez sensu. Wyrzuć go. Wybaczenie to ZAPOMNIENIE. Do tego doszłam akurat sama. Brawo ja. Bzdura. Właśnie jeden z Cystersów mnie na to naprowadził. Tylko że tak dokładnie jest. To taka mała dygresja. Psychologia. Proste.
(...)
Religie, wiara a prawo, państwo to dwa kosmosy. Generalnie rozmowy o wierze w BOGA są z założenia dziwne. Ciężko uniknąć banału. Podobnie, jak z mówieniem o miłości. Słowa, są za małe. Można się otrzeć o czubek góry.
Może nie ma to wszystko dla mnie takiego znaczenia (regulacje prawne w zakresie, który podpina się pod etykę), bo kieruję się sumieniem, a te ukształtowała zarówno religia katolicka, jak i wszystkie inne oraz filozofie i etyka. Jestem zbyt wszechstronna, żeby czuć się zaszufladkowaną pod jeden nurt. Jednak z europejskiego punktu widzenia i formalnie, katolicyzm jest mi najbliższy. Tego się nie wyprę i nie mam zamiaru. Z resztą, każdy kto się w to wszystko wgryzie zauważy i zrozumie zależności i podobieństwa. Świat jest mały i bezgraniczny jednocześnie.
Ale to nie temat tej notki.
Jestem tak bardzo dumna. Mam zaszczyt być matką chrzestną córeczki mojej najlepszej przyjaciółki i jej męża. Wczułam się w rolę całą sobą.
Fantastyczne uczucie.
Bardzo bym chciała, żeby się kiedyś cieszyła z tego, że to ja jestem jej matką chrzestną.
Ależ jestem dumna i zaszczycona. Poczucie odpowiedzialności za dziecko, bardziej w roli anioła (kocham być aniołem stróżem, gdzieś z boku, czuwać nienachalnie i wesprzeć, gdy trzeba i mogę). Rzadko niezmiernie się tego podejmuję, bo robię to z zaangażowaniem. Teraz mam taką osóbkę w zupełnie nowej opcji. Skrzydła urosły mi o kilka rozmiarów.
Cudnie. Resztę czas pokaże. Niech to płynie. Rodziców biologicznych mała ma świetnych. Niech chrzestni też dadzą staną na wysokości zadania.
PS. Trzymanie na rękach 2-miesięcznego dziecka, które wtula się jeszcze z bezgraniczną ufnością? Tak. To jest to. Kupiła mnie :-)
Dziś trzymałam ją pierwszy raz. Wcześniej nie miałam śmiałości. Fenomenalne przeżycie. Jutro chrzest.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl