Powiedz, ile zarabiasz, a dowiesz się, co jesz

Mc Donalds bez zdrowej żywności

Gdy czytałam ten tekst to stwierdziłam "A jednak". No tak.
Jakiś czas temu pisałam, że koncerny szukają swojego miejsca w świecie, na którym galopuje wręcz wzrost świadomości wagi zdrowego odżywiania. Wiele marek tworzy po prostu marki zależne kapitałowo, ale nie wizerunkowo. I bardzo rozsądnie. Nowa marka, to nowa marka. Mało kto przecież wnika w szczegóły. Korpo też człowiek i musi sobie radzić. 

Co robi Mc Donalds? 





Zrozumiałe dla mnie było, że MC otwiera punkty dedykowane zdrowej żywności, bo to trend, chociaż chyba nie trafiły do Polski, chociaż z całym  pobłażaniem, ale dla mnie coś z jakiś masowych hodowli jest tak zdrowe, jak jajka z "3". Niemniej, nie upierajmy się, że zdrowa żywność to tylko sałata.

Ostatnio poszłam do Mc po salsie (taki mały odpał, żeby sobie przypomnieć, czemu tam nie chodzę). No i już znowu wiem. Nie czuję fascynacji, ale ok, moja sprawa. Ja jestem francuski piesek i lubię trzymać jakiś poziom jedzenia. Smakowy też. Nie tylko jakościowy. Sieciówki fast foodowe, chyba wszystkie, łamią dla mnie podstawową zasadę: składniki są masowe, mrożone i przetworzone, to ta druga strona medalu. Mniejsza z tym.
W podróży i tak może być.  Bywam 2-3 x w roku, to co ja wiem o fast foodach. 
To kwestia gustu i smaku.

Ale nic to, wzruszyłam się, jak Mc się sam hejtuje:

"Według dyrektora generalnego McDonald's Dona Thompsona sprzedaż promowanych jako zdrowa alternatywa dla hamburgerów sałatek stanowi zaledwie 2-3 proc. obrotów amerykańskich restauracji. Wynika to z wizerunku marki - większość klientów kojarzy sobie ją przede wszystkim z hamburgerami i frytkami. Z sieci korzystają też przede wszystkim osoby o niższych dochodach, mniej zainteresowane zdrową, a więc także droższą żywnością."


Pytam: A od kiedy zainteresowanie jakością jedzenia związane jest z dochodami? 

Nie wykluczam, że taki związek pokazały jakieś badania, które Mc przeprowadził. Tylko, czy takie statystyki uwzględniają ludzi, którzy do Mc'a nie chodzą nigdy, albo sporadycznie, ze względu na filozofię? (patrzę znacząco). Pewnie nie, bo tacy nie jadają fast foodów. Proste. I pewnie mają wyższe dochody (nie wiemy, wg jakiej skali). Sic!

Za 50 zł, wydane na 2 osoby w MC, można spokojnie zjeść adekwatny posiłek, w innym miejscu. Zdrowo, smacznie, świeżo itp, itd. Nie mówiąc już nawet o jedzeniu, jakie można ugotować samodzielnie i to z naprawdę świetnych składników.

Pytanie o dochody? A dla kogo 50zł to dużo, dla kogo mało, dla kogo, to po prostu 50 zł, bo dla większości (skoro nią operujemy), zależy może od dnia miesiąca, pory roku i humoru i też zależy na co. To względność wartości pieniądza, (ale o tym innym razem napiszę). 

Dość tych domniemań. Ustalmy fakty: 


Proszę zakodować, bo nie będę powtarzać: Świadomość, interesowanie się tematem zdrowego żywienia ma się nijak do dochodów. Zależy jedynie od ciekawości i nazwijmy to wprost - mądrości. Wiedza i świadomość,  analizowanie oraz wykorzystywanie ich ma to do siebie, że wystarczy chcieć. Reszta to tylko blokujące mity, jak ten z cytatu.

Zdrowe jedzenie często przewija się w rozmowach i mnóstwo osób ma bardzo głęboko rozwiniętą świadomość jego wagi i się nią kieruje. Bez względu na dochody, miejsce zamieszkania, pozostałe poglądy czy wiek. To jest często podświadome (bo wynosimy to np. z wychowania), tylko cywilizacja tę świadomość zagłusza. 

Wszystko inne w razie konieczności poczeka. Nie to. Wychodzę z założenia, że dbając o siebie po prostu w siebie inwestuję. Zdrowa żywność to podstawa. Proste. Tak naprawdę to powrót do korzeni. Paradoks czasów. Fast foody to czysty marketing.

Jako ciekawostka: ile trwa zrobienie kanapki w domu? No właśnie. A co w niej jest, może być? No właśnie. Dlaczego niby kanapka z MC jest fajniejsza? Dlatego powtórzę - fast foody to marketing a nie szybkie posiłki.

 Fast food to fast food. Popieram pozostawanie przy ang. nazwie.

Czasami trzeba potrząsnąć, żeby się poukładało.




  
Tytuł notki to tytuł notki. 
 Myślenie krytyczne zalecam. Niezmiennie.

I zdrowe jedzenie. Oczywiście.


 

Komentarze

  1. Spekulując (bo lubię ;) ) - być może osoby świadome zarabiają więcej bo... są świadome. Świadome zależności między czasem, pieniądzem, wykonywaną pracą, itp. Świadome zależności między tym, co się je, a tym, jak się czuje/żyje. Świadome szeroko pojętego środowiska, w jakim żyją i tego, co im jest potrzebne do szczęścia. Tak naprawdę.

    Więc może jednak jest zależność - osoba świadoma tego co je, z pełną świadomością zarabia więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, tylko nie o to chodzi. Jeszcze raz.
      Czy zagadasz się z tym zdaniem:

      "Z sieci korzystają też przede wszystkim osoby o niższych dochodach, mniej zainteresowane zdrową, a więc także droższą żywnością."

      Popatrz, krytycznie, co z niego wynika i jaki jest przekaz i do kogo to trafi.

      Usuń
    2. A to zdanie to inna bajka - jest strzałem we własną stopę. Trochę jak ongiś premier Pawlak, który stwierdził, że nie liczy na żadną emeryturę z ZUSu i inwestuje w prywatne rzeczy :D

      Ja się odniosłam do zdania "Świadomość, interesowanie się tematem zdrowego żywienia ma się nijak do dochodów". Odniosłam i odwróciłam de facto. I podzieliłam myślą, która mnie przy tej okazji naszła :)

      Usuń
    3. Heh, dokładnie. Porównanie do tekstu Pawlaka trafne.
      A co do świadomości i zarobków, to masz rację. Mhm. Ciężko odmówić tej zależności.
      Po prostu w odniesieniu do samego zdrowego odżywiania, to istnieje tak wiele czynników, że zarobki są najmniej istotnym.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl