Trans

Poszłam w tygodniu, po rozmowie z Michałem, na siłownię z duszą na ramieniu, bo pierwszy raz w życiu, chociaż generalnie byłam strasznie na "tak". Dalej jestem.

Trener Michał rzucił "idź się rozgrzej na bieżni, potem pójdziemy na salę". Po 15 min.
 idziemy na siłownię.

Pokazuje mi poszczególne urządzenia. Dobiera kilka do mnie i robi ze mną praktycznie całą serię. Zaskakuje mnie moimi własnymi możliwościami i swoim zaangażowaniem. To miała być tylko porada. Świetnie nam się rozmawia.
Mój M. ćwiczy w tym czasie na czymś innym. On jest jednak naprawdę bardziej zaawansowany. Ja zaczynam. Bez pomocy trenera pewnie nici by z tego wyszły.

(...)

Dziś spędziłam na siłowni 2 godziny. Totalny reset. Przekroczywszy granicę bólu po ostatnim treningu byłam potem już jak w transie.
Uzależniam się błyskawicznie. Sama. Bez wsparcia. Tak chciałam. Zero rozmów. Czysty ruch.



Michał nauczył mnie najważniejszego, poza samymi ćwiczeniami: wyłączenia w trakcie ćwiczeń, albo raczej przełączenia. Nie skupiania się na niczym poza czuciem ruchu. Fantastycznie przywołał prawdę o naturalnych ruchach człowieka. Porównanie do zachowań dzieci. Popatrz jak się rusza dziecko. Idealnie. Wróć do korzeni. Nie walcz z ciałem ani materią. Mhm. To działa. Dopasuj oddech. To podstawa. Złym oddechem odbieramy sobie większość energii.










Jeszcze godzina na orbitreku i rowerze.
Na koniec powtórzenie serii na plecy i ręce. Kilka brzuszków. Polubiłam tę ławeczkę, bo przed ćwiczeniami można sobie świetnie powisieć głową w dół. Jak to odpręża. Dżizas. 

Na razie masaże idą w odstawkę.
Potrzebowałam wskazówek trenera i tyle. Reszta idzie sama. Cykl. Ruch. Oddech. Power.
Odpowiednio poprowadzone ćwiczenia nie robią krzywdy. Zakwasy? Podstawa to picie. Od tygodnia piję po 3l wody dziennie  i to nie wiem kiedy. Po prostu chce mi się pić. 2l wypijam w trakcie ćwiczeń. Uzupełnianie mikroelementów i minerałów jest teraz szczególnie ważne. Dodatkowo magnez w kapsułkach. Zakwasy przestają być odczuwalne po pierwszych kilkunastu minutach ćwiczeń.
Te dzisiejsze poczuję jutro.

I dobrze.
Zero ściemniania. Robię to w końcu dla siebie.
Spełniam marzenie o powrocie do sportu, chociaż na siłowni wcześniej nie ćwiczyłam. Zamykam oczy i jadę z koksem.

Po dwóch godzinach jestem fantastycznie zresetowana. Najlepsze zmęczenie. W głowie cisza i pustka.

Slow i chill. Kosmiczny dystans.

R. miał rację. Oni obaj mają. Tylko trzeba pozbyć się uprzedzeń w stosunku do siebie. I odstawić perfekcjonizm. Wygnać wewnętrznego krytyka. I wpaść w trans.

I w rytm. Własny. Uzależniłam się. Siłownia, salsa, spacery, wyjazdy tu i tam. Cudo.


 To kocham w sezonie, że w domu jestem gościem.


Mam nadzieję, że dzięki temu w tym roku rower wyjedzie ze mną z piwnicy i w końcu zacznę jeździć. Ale jeszcze chwila.  


Na razie onieśmielam pakerów :-)










Komentarze

  1. Dobra droga.
    Tylko nie przesadzaj z tym koksem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za późno.

      Wróć. Z jakim koksem?? :-)
      Ja jadę bez dopalaczy. Mam moc.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl