11 września

11 września 2001r.

Ten dzień zmienił świat na zawsze. Od tej daty słowo terroryzm zakuło w strachu cały glob. Nikt do końca nie wiedział, o co chodzi, ale strach udzielał się wszystkim. Przede wszystkim długi czas trzymała wszystkich głęboka niepewność. Gdzie, kiedy, kto następny. 




11 września 2001r wracałam z pracy wieczorem, wcale nie tak późnym. Jazda z Gdyni do Gdańska. Nigdy wcześniej i nigdy później nie widziała tak pustych ulic. Wyludnionych zupełnie. Tego dnia było tak dziwnie, że nie wsiadłam standardowo w SKM tylko w pociąg dalekobieżny. Chciałam znaleźć się w domu i zobaczyć, co się dzieje. 

Przez te 12 lat świat nigdy nie wrócił do poprzedniego poczucia bezpieczeństwa. Kiedy hasło bomba, atak, terroryzm znaliśmy z filmów i książek. Potem przez długi czas panowała wręcz psychoza strachu. Do dziś przecież pakunek pozostawiony na dworcu czy lotnisku powoduje stan alarmowy. Bo to może być coś wybuchowego. Do dziś musimy pilnować gramatury płynów zabieranych na pokład samolotu. Do dziś jesteśmy szczegółowo sprawdzani na lotniskach. I to już się nie zmieni.

Służby różnych państw ciągle monitorują świat, żeby zapobiegać atakom. Czasami wygląda do na szaleństwo i przesadę, ale wszyscy pamiętamy przerażenie po atakach w londyńskim metrze. Bo to było tak blisko. Przykłady mnożą się w pamięci.

Co by nie było, ja pamiętam, że kiedyś podróżowanie wyglądało zupełnie inaczej.  

Zagrożeniem był zboczeniec w parku, a nie bomba w metrze.

Żyjemy w niespokojnych czasach i jakoś nie zapowiada się, żeby to się miało zmieniać. 

Z jednej strony rozbuchany i pusty konsumpcjonizm, gdzie ludzie realnie kłócą się o wyższość jednej marki nad drugą, jednego produktu nad innym, z drugiej strony, równolegle obecna strefa strachu i wojen z wykorzystaniem najgorszych rodzajów broni. 


Tym bardziej doceniam fakt, że mogę żyć slow.
To naprawdę szczęście.

Komentarze