Tatary i Sokoły, czyli rzecz o intencjach
Niedawno miała miejsce akcja, której długo nie chciałam skomentować, bo chciałam zobaczyć co z tego wyjdzie. I (zgodnie z przewidzeniami) wyszło jak zawsze. Nuda. Ale co tam, odczuwam jednak wewnętrzną potrzebę odniesienia się, ponieważ wątek dotyczy kilku kwestii, które są mi bliskie. Zdrowe odżywianie, marketing i blogowanie. Tadam!
Sokołów i bloger. Marka, produkt i konsument. Gdzie, kto i o co chodzi?
Filmik. z blogerem, który Kocha Gotować (o ile ktoś jeszcze nie widział). Dobry? Prawda? :-)
Super. Jeden i drugi kotlet wygląda paskudnie, no ale jak ma wyglądać mielony ;-)
Przejdę do meritum, bo są dwie sprawy, które mnie w tej całej akcji ujęły i wzruszyły.
1. Bloger, konsument, klient ocenia produkt.
2. Marka broni swojego wizerunku (czyli wielkie halo o nic).
Co ma piernik do wiatraka zapyta ktoś niewciągnięty emocjonalnie w sprawę?
Argumentację.
1. O co tak naprawdę chodziło blogerowi? O pokazanie, że paczkowane mięso jest napakowane chemią. Ameryki nie odkrył, jednak pięknie pokazał, na czym polega różnica. Uważam, że filmik jest świetny, bo dokładnie obrazuje meritum sprawy. Co uważam osobiście za drugorzędne? Markę. To, że wykorzystane zostało akurat mięso marki Sokołów nie ma większego znaczenia, bo dokładnie tak samo byłoby z każdą inną marką, która sprzedaje mięso paczkowane. Co w tym złego? Właściwie nic. Tu obronię markę, bo to cena za nasze lenistwo, a z drugiej strony brak alternatyw (jakich? Napiszę na końcu).
W każdym mięsnym powiedzą nam, że mięso mielone należy wykorzystać najpóźniej następnego dnia, po zmieleniu. Obrazowo: ono się będzie po prostu psuło. Gniło. To mięso. Tak samo mięso w kawałku. Wytrzyma trochę dłużej w normalnej lodówce, ale też w końcu samo wyjdzie, jak się je zostawi bez opieki.
W każdym mięsnym powiedzą nam, że mięso mielone należy wykorzystać najpóźniej następnego dnia, po zmieleniu. Obrazowo: ono się będzie po prostu psuło. Gniło. To mięso. Tak samo mięso w kawałku. Wytrzyma trochę dłużej w normalnej lodówce, ale też w końcu samo wyjdzie, jak się je zostawi bez opieki.
Ale nie zapominajmy, że to nadal kawałek mięsa. Jeśli chcemy dostać mięso już zmielone, to mamy co najmniej 4 wyjścia:
1. Mielimy sami mięso (kiedyś miałam maszynkę do mielenia. Zelmera. Świetna była. Sprzedałam ją po 3 latach trzymania w szafce i użycia 3 razy w tym raz do utarcia ziemniaków na placki). Jest to jednak wyjście najlepsze.
2. Znajdujemy mięsny, w którym mięso nam zmielą na miejscu.
3. Kupujemy mięso zmielone w sklepie (na wagę)
4. Wybieramy mięso paczkowane i zaszprycowane środkami, dzięki którym nie zatrujemy się zepsutym mięsem.
Co zrobił bloger Kochający Gotować? Pokazał różnicę między 1 a 4. I alleluja, bo niektórym się to wydaje przesadą, co mnie osobiście niezmiennie dziwi (nieświadomość w dobie netu jest takim słabym dowodem braku elementarnej ciekawości otaczającego świata. Można ten fakt ignorować, ale nie wiedzieć? Hm).
Jestem umiarkowaną przeciwniczką kupowania i używania produktów przetworzonych, bo realnie zniechęca mnie właśnie świadomość napakowania "chemią", ale głównie gorszy smak. Mięsa mielonego po prostu nie używam, bo jest brzydkie. Ja nawet za spaghetti bolognese nie przepadam. Wyjątek to gołąbki i lasagne. A tych sama nie robię. Jeszcze.
Jeśli chodzi o mięso, to mięso paczkowane wołowe i wieprzowe, ale też kurczak, jest przeważnie po prostu niedobre, albo bez smaku, albo twarde i żylaste. Rozumiem, że dla zachowania jego zdatności do spożycia (nie chcę nadużyć słowa "świeżości") musi być "zakonserwowane" (można to odnieść pewnie do mumifikacji ;-). Fakt, że mięso takie pochodzi ze zwierząt hodowanych masowo nie poprawia jego jakości. Ja jestem za małymi, lokalnymi hodowlami, które zaopatrują nas lokalnie. Owszem, czasami sięgnę po mięso z paczki, ale to sporadyczne wyjątki i robię to ze smutkiem.
Jako konsument uważam, że bloger Kochający Gotować ma rację i robi dobrze w zakresie oświecania społeczności, bo naprawdę najgorszy argument, jaki słyszę, gdy mówię, że mięso z mięsnego a nie z paczki to "a co za różnica?". No właśnie jest. Teraz będzie można go odesłać do Kochającego Gotować.
Właściwie wszystko byłoby ok, gdyby bloger nie "pojechał" po marce, która zaczęła bronić swojego wizerunku. Oczywiście groźba sądem, była najgorszym co można było zrobić. Naprawdę. Gorsze byłoby tylko faktyczne dążenie do wygrania procesu.
W tym miejscu jednak wrócę do magicznego hasła: intencje.
I jestem prawie pewna, że dobry prawnik udowodniłby, że bloger chciał pokazać jedynie cechy produktu a nie wpłynąć szkodliwie na wizerunek marki.
Tak czy inaczej bardzo mi się nie podoba, że marki próbują budować swój wizerunek poprzez takie narzędzia. Sądy są do spraw ważnych (z założenia) i rozumiem, gdy chodzi np. o patenty (wykluczając Apple contra Samsung, bo to był dla mnie akurat w dużej mierze też "zabieg promocyjny") czy nieuregulowane należności.
Ale grożenie sądem blogerowi? Klientowi?? SERIO?? To ma być działanie wizerunkowe? Przeciwdziałanie? W tym momencie marka straciła o wiele więcej. Naprawdę. Wywołanie marki do tablicy zawsze jest wyzwaniem i nadal niewiele firm potrafi wyjść z tego na +
Ale grożenie sądem blogerowi? Klientowi?? SERIO?? To ma być działanie wizerunkowe? Przeciwdziałanie? W tym momencie marka straciła o wiele więcej. Naprawdę. Wywołanie marki do tablicy zawsze jest wyzwaniem i nadal niewiele firm potrafi wyjść z tego na +
Jeśli firmy mają prawo budować swój wizerunek narzędziami marketingowymi, tak konsumenci, poprzez narzędzia takie jak blogi mają prawo wyrażać swoje zdanie o produktach.
Czy takie zachowania, jak Sokołowa, powinny hamować konsumentów, przed wyrażaniem swojej opinii? Byłoby to absurdem i oddaniem konsumenckiego głosu. No chwila, jeśli ktoś reklamuje coś odpłatnie to jest ok, ale jeśli chce wyrazić opinię negatywną, to już niedobrze? No chyba komuś się coś pomyliło. Chciałabym przypomnieć, że co by nie było, to produkty są dla nas: konsumentów. Zawsze. W każdej sytuacji i żadna firma nie robi łaski będąc profesjonalną. Klient może się zachować jak Kochający Gotować. Bo to klient.
Co jednak mogą zrobić blogerzy? Zależy, co chcą osiągnąć. Ludzie są różni i mają różny sposób ekspresji. W internecie bycie wyłącznie rzeczowym ma słabe przełożenie. Jeśli ktoś chce być szybko skuteczny będzie lepiej, gdy będzie przy tym dosadny w porywach do "przesadny".
Osobiście uważam, że to, co zrobił Kochający Gotować jest właśnie jedną z kwintesencji blogowania: szczere, niby przesadne wyrażanie opinii. Bez dopieszczania i scenariusza. Tacy blogerzy mówią, piszą to, co my wszyscy mówimy w domach czy między sobą. Od tego też są blogi.I drodzy blogerzy, jeśli będziecie bać się wyrażać własne zdanie na własnych blogach, to ciekawa jestem, jak wam idzie w życiu. Oczywiście, zawsze ważna będzie forma, ale nie rezygnujcie ze strachu. Doskonała marka podziękuje za waszą krytykę, bo wie, że to dla niej punkt wyjścia do poprawy czy to wizerunku, czy produktu.
Wypełniacie dziesiątki ankiet, które pytają was o opinię? No to blog jest miejscem, gdzie robicie to wg własnego uznania a nie po ustawionej nitce pytań.
Wypełniacie dziesiątki ankiet, które pytają was o opinię? No to blog jest miejscem, gdzie robicie to wg własnego uznania a nie po ustawionej nitce pytań.
Reasumując:
Przygotowując materiał na bloga zawsze mamy kilka wyjść i zawsze sami określamy, na co kładziemy nacisk. Zapewniam, że po czasie mało kto będzie pamiętał szczegóły sprawy, a jedyne co zostaje, to właśnie skutecznie położony nacisk, jak w legendarnym już budyniu od dr. Oetkera skrytykowanym przez Kominka w ubiegłym dziesięcioleciu.
Jestem konsumentem. Mam prawo wyrażać swoje zdanie o produktach, subiektywnie. Jako osoby blogujące przekazujemy w świat nasze własne, czyli najcenniejsze, opinie. Ważne jest uzasadnienie i intencje, bo jeśli ktoś to robi dla sensacji, afery, to to widać i dla mnie, jako odbiorcy, będzie to po prostu bezużyteczne.
Firmy budują swój wizerunek poprzez marketing, PR i setki narzędzi i technik. Możemy je oceniać. Śmiało.
Tak, jak z blogów poznajemy pozytywne opinie o produktach (nieważne czy odpłatne czy nie), tak też stąd poznajemy dowiadujemy się, na co zwracać uwagę, albo czego unikać, co może nie pasować, co jest nie tak.
Blogerze: Jakie notki są dla mnie osobiście cenne? Dobrze uzasadnione.
Jeśli ktoś pisze, mówi, że mu coś nie pasuje, to lubię wiedzieć też "dlaczego?", bo przecież możemy mieć zupełnie inny smak/gust i argumenty przeciw, będą zupełnie dla mnie nieistotne.
Tak samo jak i powodu zachwytu.
W wyrażaniu zdania naprawdę najważniejsze jest uzasadnienie i intencje. Cel.
Dlatego jestem prawie przekonana, że Kocham Gotować nie miał na celu zhejtowania marki Sokołów tylko pokazanie pewnej cechy mielonego mięsa paczkowanego.
Spoko. Ono jest niedobre z każdej firmy.
Nie oszukujmy się, ale jest mało prawdopodobne, żeby Kocham Gotować działał na rzecz konkurencji i miał na celu zniszczenie marki Sokołów. To nie Bond. Chyba ;-)
Może pora przestać wytwarzać produkty (w tym spożywcze), które są dyskusyjne, tylko zastanowić się nad zmianą dystrybucji, nad poprawą jakości mięsa i nad znalezieniem nowych rozwiązań. Żywność powinna być zdrowa z założenia.
Czy koncerny, firmy krajowe i światowe wykorzystają swój potencjał w odpowiedzi na zapotrzebowanie czy będą nadal brnąć w sztuczne generowanie potrzeb na sztucznie generowane produkty? Na zachodzie zdrowa, organiczna żywność jest normalną alternatywą od lat. Ciut droższą, ale nadal na kieszeń przeciętnego Schmidta. Kiedy będzie tak u nas?
Mięsa mielonego paczkowanego i tak nie kupię. Żadnej marki. Dlaczego? Bo wypróbowałam kilka i moje wrażenia były gorsze, niż Kochającego Gotować. I to nie jest kwestia "winy", "pakowania chemii" tylko rzeczywistości. Nie pozwólmy, żeby mówienie o rzeczach oczywistych było niepoprawne. Możemy mieć uwagi do formy, ale nie do treści.
Gdzie jest przyszłość?
Jeśli już, to widzę w tym wizjonerską furtkę dla producentów opakowań. Poważnie, opracowanie opakowania umożliwiającego przechowywanie i transport mięsa, w tym mielonego, bez dodatków jakiejkolwiek chemii, mogłoby zrewolucjonizować rynek.
Ale i tak ma u mnie +200 do szacunu za jaja. Przynajmniej jest konkretny. Tak. I to bardzo.
Nie wiem też, dlaczego tak duża marka ma tak słaby PR. Przecież to była dla nich doskonała okazja do podbicia netu i wejścia w blogosferę. Spalona. Może nie ostatecznie, ale na długo. Bez sensu. Ale reakcja firmy była naprawdę przesadzona w drugą stronę. Niesmacznie. Oj, niesmacznie.
Poznając zdanie firmy wyrażone w reklamach i opisach, mamy prawo poznawać i wyrażać opinię zwrotną. Tak. Forma i treść pozostają w naszej gestii. Zawsze.
Na koniec końców przypomniał mi się kawał:
Jasiu mówi - Zosiu, głupia jesteś
- Jasiu, nie wolno tak mówić. Przeproś Zosię - mówi mama
- Zosiu, przepraszam, że jesteś głupia
Można być Zosią, Jasiem, Mamą. Albo głupim ;-)
Byc moze zywnosc powinna byc zdrowa, ale produkt dla producenta powinien byc tani i niepsujacy sie, wiec jest jak jest, a ludzie glosuja portfelami.
OdpowiedzUsuńW naszym kraju, niestety determinantą jest cena żywności. Nie jakość. Ale ma być "jakoś" i tanio.Są wyjątki, oczywiście, ale to ciągle nieliczny odsetek.
OdpowiedzUsuń