Azjatycko i światowo

#tweetup #spotkania #Hewelianum #Gdańsk
To był dzień, w którym wsiadłam w samochód i po prostu pojechałam gnana ciekawością i chęcią niewymowną.


Że pojadę na Tweetup, zdecydowałam rano. Naprawdę chcę być za każdym razem i jakoś tak wychodzi, że ostatnio byłam na jakimś jesiennym. Tym razem stwierdziłam, że dość. Jadę. I pojechałam. I bardzo dobrze, bo znowu poznałam kilka osób i odwiedziłam Hewelianum, w którego wnętrzach, byłam pierwszy raz na jednym z Blog Forum Gdańsk. Dziś dzięki organizatorce 3miastoTweetup (z którą doskonale mi się rozmawiało i mam nadzieję powtórzyć to jeszcze, tak jak i z innymi)

Kiedyś tam wrócę. Hewelianum.
Podziwiając niesamowicie multimedialną i interaktywną wystawę wokoło planety Ziemia, zazdrościłam trochę dzieciom tak fajnych narzędzi i pomocy naukowych. Moją ulubioną stała się kula Ziemska z różnymi poziomami oraz generator wiatru. Innym spodobał się głównie huragan.
Naprawdę mogłabym tam spędzić cały dzień.
Ale nie ten. Ponieważ postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i pojechać również na Festiwal Kultury Azjatyckiej.


#azja #manga #samuraj #kaligrafia

Jadąc na UG, wydział filologii, uśmiechałam się. Ostatni raz byłam tam, gdy sprawdzałam program germanistyki. Dzięki tej wizycie pozbyłam się złudzenia, że chcę ją studiować. Dziś pojechałam tam na Festiwal Kultury Azjatyckiej - Made in Japan. I to był akurat dobry wybór, chociaż z żalem lekkim opuszczałam tweetup. Jednak chęć odwiedzenia tego festiwalu i zobaczenia przedstawienia wygrała.
Gdy podeszłam pod wejście zapytałam siedzące na schodach dziewczyny, czy to tu. Z uśmiechami powiedział żywo, że tak i zapraszają. Miłe to było.
Na holu można było zobaczyć ekspozycję broni oraz grafiki. Pochłonęły mnie w czasie czekania na przedstawienie.
Największym jednak smakiem była dziewczyna wystylizowana na postać mangi. Stałam i patrzyłam na nią, aż w końcu podeszłam i powiedziałam, że jeśli nie zapytam, to będę żałować i czy mogę zrobić jej zdjęcie. Zdjęcie jak widać mam, ale i tak najcenniejsze dla mnie było samo porozmawianie z nią. Kulturę Japonii, tę historyczną, jak i nowoczesną podziwiam od dawna, ale z bardzo dużej odległości. Ta dziewczyna i broń i rysunki, chociaż nadal nie są "oryginalne", to i tak przybliżyły mi tę kulturę o kolejny milowy krok.
Może dziwić, bawić, ale jeśli coś zna się tylko z opisów, albo cudzych relacji, to... można jedynie chcieć to poznać, doświadczyć tego osobiście. Moje wewnętrzne dziecko dziś szalało z radości wrażeniami. Nie przeszkadzałam mu.
Samo przedstawienie.... Trudna sprawa, bo "aktorom" nie mogę nic zarzucić.  Dobrze odegrali przyjętą koncepcję. Naprawdę, gdyby nie niedopracowane przygotowanie techniczne, czyli przerwy w muzyce czy slajdach, to pewnie bym poczuła całość. Niestety tak nie było. Nie mam absolutnie pretensji, bo nie miałam oczekiwań. Byłam jedynie ciekawa, jak temat zostanie przedstawiony.

Niesamowite wrażenie zrobiło na mnie samo przebywanie wśród młodzieży studenckiej. Uśmiecham się pod nosem, ale różnice w wieku wyczuwalne są niebywale. Stałam wśród nich na holu, czekając na spektakl i było mi dziwnie. Po prostu rzadko mam do czynienia z tak dużo młodszymi ludźmi.
Gdy wychodziłam zobaczyłam jeszcze grupki grające w japońskie gry.
I wiem jedno: strasznie się cieszę, że ci młodzi ludzie mają jakieś zainteresowania. Ba, tak egzotyczne. I co jeszcze zwróciło moją uwagę - mało kto stał ze smartfonem w ręku. Przypominając sobie obrazki  z innych miejsc publicznych, gdzie grupa młodzieży cechuje się właśnie wlepieniem w smarfon, poczułam totalną i piękną ulgę. Nie wszyscy młodzi żyją z telefonem w ręku.
Film "47 roninów", albo raczej sama opowieść, zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, ale gdybym go nie znała i nie znała opowieści, to te przedstawienie by mnie nie zainspirowało, żeby ją poznać.
Na obronę samych aktorów, którzy zajmują się chyba głównie japońskimi sztukami walki - ta część wyszła świetnie. Naprawdę podobała mnie się dynamika i  ruchy i okrzyki oraz same stroje. Wykorzystanie tego do spektaklu było niezłym pomysłem. Tylko ta oprawa techniczna do dopracowania i będzie następnym razem ok. Co jeszcze? Podobała mi się narracja po japońsku i muzyka. Muzyka mnie zaczarowała.

Wracając uciekałam już przed burzą. Pojechałam jeszcze do centrum sportu, żeby zapisać się na salsę.

Warto było spędzić tak dzień. Po prostu wsiąść  rano do samochodu i spotkać się, pobyć z fajnymi ludźmi.
Kocham Gdańsk. Niezmiennie.




Komentarze