Gra zwana kupowaniem, czyli magia w opakowaniu


Hm. Stajemy się/ jesteśmy pokoleniem konsumentów idiotów. Zapominamy, czemu służy marketing. Zapominamy, że dzięki reklamom nasza rzeczywistość jest kolorowa, żywa, różnorodna. Jedne są lepsze, inne gorsze. Ciekawe i nudne. Oklepane i oryginalne. Niektóre są wybitnie oszukańcze, ale dzięki reakcji mądrych konsumentów szybko są usuwane, karane, schodzą z wizji z odpowiednim komentarzem. Owszem, nie bronię całokształtu działki reklam, bo wiele faktycznie zataja zupełnie prawdę i kreuje wokół produktu alternatywną rzeczywistość, na którą można się nabrać, ale przykład z w/w notki jest jednak smutny, bo świadczy o kompletnym braku konsumenckiej świadomości.
We współczesnym świecie podstawą powinno być CZYTANIE ETYKIET. W razie, jeśli znajdujemy niezgodności ze stanem faktycznym, mamy odpowiednie urzędy, którym się to zgłasza.
Bycie konsumentem to gra. Uczmy się jej zasad, zamiast atakować samą grę. Jak się dajemy nabrać, jak nie doczytamy, nie sprawdzimy składu, nie upewnimy się, jak jest, a potem atakujemy producenta (chociaż wystarczy przeczytać opis na opakowaniu, żeby wyciągnąć wniosek, nic więcej. Nie trzeba sprawdzać wiarygodności, źródła, znaczenia tajemniczych skrótów i oznaczeń jak to się ma np. przy kosmetykach) to już się naprawdę nie wygłupiajmy z pretensjami do producenta. Nie wiem co na celu mają takie notki, jak przytoczona (a pewnie coś mają), ale naprawdę marzy mi się, żeby ludzie zaczęli się interesować tym, po co sięgają na półkę. Wystarczy poczytać. 
Mnóstwo jest takich zabiegów jak w przytoczonej notce. Ale one nie są zabiegami ukrytymi, mającymi na celu oszukać. To jest jeden z elementów zabawy. Dla mnie decyzja zapada właśnie przy półce/ ladzie: poznaję skład i nie wybieram tego produktu, tylko inny. Co to oznacza? Producent przegrał. Marketing może jęknąć z zawiedzeniem. Ale nie wnerwiam się na producenta, jeśli nie doczytam czegoś, co jest wyraźnie napisane.
Ktoś mi powiedział, że nie ma czasu na takie bzdury jak czytanie etykiet. No proszę. Świetnie. Jeśli cię nie interesuje, co jesz/pijesz/ czego używasz to można tylko pogratulować bezkrytycznej ufności sloganom marketingowym. Reklama ma zaczarować, zachęcić, zanęcić. Jest formą sztuki. I nie chciałabym żeby reklamy zniknęły (no może nie wszystkie ;), ale generalnie? Wyobraża sobie ktoś szarość i beznadziejność świata bez reklam. Bez tego żonglowania wrażeniami, obrazami, zdjęciami, muzyką, słowem? Nuda.
Paradoksem jest dla mnie, że żyjąc w świecie prawie nieograniczonego dostępu do informacji, coraz rzadziej się je filtruje, analizuje, wyciąga wnioski, a zaczyna się bezkrytycznie je przyjmować, dając im się zalać po uszy. Wolny rynek daje nam bezgraniczną możliwość poznawania różnych mechanizmów, sztuczek, trików, które są spokojnie do pojęcia przez każdego, komu się chce je poznać. Wolny rynek daje wolny wybór. Przed półką. Jeśli ktoś przekracza granice, łamie zasady gry, to zgłasza się go do odpowiedniego organu, znanego jako Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Proste. 

Jeśli się natomiast złościmy na producenta, za to, że nie doczytaliśmy etykiety, no cóż... zamiast się złościć, wystarczy wyciągnąć wnioski na przyszłość. Właściwe wnioski.

Ja się tej gry ciągle uczę (chociaż nie jakoś specjalnie pilnie ;), ale po prostu wolę wiedzieć, o co chodzi i co kupuję, zamiast się wnerwiać, że się dałam nabrać bardzo prostej reklamie. Edukujmy się wzajemnie, zamiast wnerwiać na producentów, którzy grają fair. Innych niech eliminuje prawo lub nasz wybór przed półką. Nie walczmy z reklamą, marketingiem, bo za chwilę na każdym krawężniku będzie szyld "uwaga! krawężnik! nie potknij się!". Bo do tego doprowadzi bezmyślność, albo krytykowanie czegoś, co nie jest istotą rzeczy.

Bardzo nam życzę, żebyśmy byli konsumentami bardzo dobrze regulującymi rynek. Właśnie przez wybory oparte na dobrych argumentach, a nie na złości, za niedoczytanie lub niezrozumienie czytanych treści.

PS. Nie mam nic do autora notki, ponieważ szanuję cudze prawo do wyrażania opinii a w szczególności na blogu.  Moja refleksja jest mimo wszystko ogólna, ponieważ ludzie często atakują producentów czy produkty, za to, że sami się nie zainteresowali wystarczająco tym, po co sięgają. Sama jestem konsumentem i nie lubię czuć się oszukana, dlatego wolę poznawać zasady gry, zamiast ją zwalczać. Nie chcę mieć durnych ostrzeżeń na opakowaniach. Wolę mieć pełną listę składników i się z nią pobawić. Jak przegram, to trudno. Jak się nie daję na coś nabrać, to nie kupuję tego i wtedy wygrywam ;)  Wtedy, gdy uda mi się trafić na dobry produkt i jeszcze w dobrej cenie, mamy sytuację idealną win-win. I tego ostatniego życzę sobie jako konsument. Ważniejsze, żeby producenci też z nami grali "uczciwie", nie kryjąc ważnych informacji, tzn. umieszczając je na opakowaniu. Obojętnie gdzie. Oby były do znalezienia. Zatajenia są oszustwem i dyskwalifikują gracza, o czym też przekonało się wielu producentów, którzy wylecieli z rynku dzięki czujności konsumentów i odpowiednich urzędów. O! Przy okazji mogę sobie życzyć regulacji prawnych, które nam, jako kupującym pozwalają poznać zasady. A z tego co wiem, to tu też ciągle jest pole do popisu. No ale nie przesadzajmy z wycinaniem marketingu. Dramatyzm jest tu troszkę nie na miejscu, ale nie zapominajmy: co kto lubi. Jeśli ktoś za tak ważną sprawę uważa reklamę na opakowaniu i czuje się nią oszukany, to ma do tego prawo. Chętnie pogłaskałabym go na pocieszenie po rozczarowanej głowie z komentarzem "biedactwo" ;)

PS2. Moja ś.p. babcia od małego uczyła mnie trików stosowanych przez sprzedawców, którzy wcisną człowiekowi wszystko, aby tylko sprzedać. Trzeba samem umieć wybrać świeże mięso, dobrą wędlinę, wartościowy chleb czy masło, o bardziej wyrafinowanych produktach nie mówiąc. No nie jest to nowością ani od dziś, ani od kiedy funkcjonuje handel.

PS3. Przy okazji przytoczonego wpisu przypomniała mi się wczorajsza wizyta w sklepie. Na dziale mięs i wędlin wpadła mi w oko kiełbasa wieprzowo-cielęca. Cielęciny do 4%. Hehe. 
Let's play ;)

Komentarze