Kto się lubi...

Uwielbiam wprost rozmowy z ludźmi, z którymi się nie zgadzam. Konflikt jest piękny. Rozmowy dzielę na kilka rodzajów i oprócz tego każda z nich ma swoje funkcje. Wiadomo. Jednak prawdziwym wyzwaniem, adrenaliną i ferworem walki są rozmowy przy rozbieżnych opiniach, stanowiskach. Czasami do upadłego. A jest to sztuką. Są jednostki, z którą godzinami potrafimy rozmawiać o rzeczach, co do których nasze stanowiska są rozbieżne. I potrafimy godzinami sprzeczać się o prawa homoseksualistów do adopcji, obronę praw zwierząt czy relacje damsko- męskie albo słuszność teorii wielkiego wybuchu czy nowoczesne technologie i ich wpływ na nasze życie lub wiele innych kwestii.

Ważne jest to, że POTRAFIMY dyskutować. Polityczne debaty są przy nas drętwo-mdłe. Czy są w tym emocje? O, i to jakie :) Mimo rzeczowości i konkretu. Takie rozmowy kocham, szczególnie z mężczyznami, gdy jeszcze się zwyzywamy od szowinistów i kobiet. Są ludzie, z którymi da się przeprowadzić dyskusje niezmiernie konkretne, a przy tym przemycić jednak wielką dawkę emocji ("pojebało cię, odbiło ci, co ty pieprzysz? i dziesiątki innych wyzwisk, które są traktowane jako efekt czystych emocji, a przez to piękne i można jest zupełnie olać, jak moment słabości rozmówcy, cudo :) Nikt nie bierze tego do siebie, bo to gorsze niż walkower. I co najlepsze, dobra, wyczerpująca i długa dyskusja zacieśnia więzi. Nie ma jakiegoś obrażania się, oczekiwania zmiany stanowiska, ale jedynie ukazanie zasadności swojego. To jak gra planszowa. Ważne, że jest to możliwie przy tematach, na które i tak nie mamy wpływu, bo dotyczą kwestii czysto teoretycznych. Są to dyskusje jedynie na dowód posiadania zdania "na temat". No i to oczywiście zdania słusznego. Im więcej takich tematów, tym lepiej się skacze, nawiązuje, wyszukuje skojarzenia zupełnie z innej beczki.  Po takich rozmowach mózg paruje i na koniec wyczerpany dziękuje za gimnastykę. No po prostu kocham takich ludzi... Nie ma wygranych i przegranych, bo i tak nikt nie zmieni zdania. Jest przyjemność gorącej dyskusji. Owszem, rozmowy przy podobnych zdaniach też są fajne, ale to raczej jak delikatny masaż, a nie poszerzanie światopoglądu. Te pierwsze rozmowy są doskonałym treningiem wydobywania najważniejszych argumentów (w danej chwili), opanowania emocji (dopóki nam się chce, ale w innych okolicznościach jest to przecież koniecznością), nauką nabierania dystansu, ale też poszanowania odrębności poglądów. To się przydaje czasami w najmniej spodziewanych okolicznościach. Zakończenie takiej dyskusji bez niesmaków, obrazy i kwasów jest sztuką samą w sobie. I nigdy jej za wiele. Nie, no krótko: ja po prostu lubię się czasami pokłócić :)

Kilka ciekawostek odnośnie radzenia sobie z konfliktem: TU
Ważne jest zawsze: oddzielanie przedmiotu rozmowy od rozmówcy. Identyfikowanie człowieka z tematem jest, hm, głupie.
***
W temacie czystej przyjemności:  kocham moją salsę. Uzależniłam się od niej. Szybko :)
Instruktor widzi, że trochę ściemniam, trochę nie daję rady, pitu pitu, ale się dobrze bawię (w końcu to pierwsze lekcje dla mnie, a przy zerowej kondycji musi boleć :)
INSTRUKTOR: wyjdź
JA(w myślach: to mój tekst!): nie :)
INSTRUKTOR: wyjdź
JA: nie. tak łatwo się nie poddam
INSTRUKTOR: i bardzo dobrze
.
podszedł do mnie, gdy sobie stałam i pijąc wodę patrzyłam na śmigające dziewczyny
INSTRUKTOR: ty się tak nie patrz, bo zapalenia spojówek dostaniesz. ruszaj się

no chyba go kocham :)


Mój mąż jest zachwycony tym, co się dzieje z moim ciałem po dwóch tygodniach różnych zajęć i ćwiczeń. I o to chodzi. Ja mam z tego olbrzymią przyjemność i o to chodzi mi. Trzeba brać z życia wszystko co przyjemne. Marudzenie zostawiam innym, a że to jest ostatnio modne na równi z "nie chce mi się", to chętnych pewnie nie brakuje. Co kto lubi :)
PS. nicnierobienie smakuje dopiero po porządnym zmęczeniu, dawce wrażeń, emocji. Czymkolwiek, co jest przeciwieństwem.

Komentarze