Rybne wariacje

Jak słyszę o zachwycie Polaków pangą, to mnie wzdryga. Po pierwsze, że z pierwszej ręki wiem, jakim śmieciem jest ta ryba, po drugie, że mimo ciągle niskiego poziomu spożywania ryb przez Polaków, to akurat panga rządzi.

No trudno. Co kto lubi. Jednak ja, jako mieszkanka Gdańska, nie przestanę się dziwić zachwytowi, zwłaszcza ludzi stąd, nad pangą. Mamy dostęp do świeżych ryb, wyłowionych prosto z morza, bądź z pobliskich jezior. Świeżych. Świeżutkich. Pysznych. To nie, ludzie uważają, że panga jest najlepsza. Rozumiem jeden kontrargument - brak ości, bo sama mam z tym spory problem i boję się ich wprost panicznie, ale to nie zmienia faktu, że można spokojnie dostać filety z dorsza, pyszną makrelkę, łososia czy nawet już nie naszego tłuściutkiego halibuta. Koneserzy wybierają pstrąga, który jest wyborny, niestety ja mam na pieńku z jego ościami. No dobrze, ryby. Ryby śmierdzą, wiem, bo często przygotowuję je w domu i wiem, z jakim zapachem zasypiam w te dni. Trudno. Jest to jedyny minus. ALE, dobrze przyrządzona ryba, najlepiej pieczona jest po prostu nieporównywalna z niczym. Osobiście kocham pieczonego dorsza z anchois w ziołach, ale z samymi ziołami, odrobiną oliwki i soku z cytryny też zjem z apetytem. Mieszkając w Gdańsku musiałabym oszaleć, żeby nie korzystać z dostępu do świeżych ryb. Nic nie dorówna świeżutkiemu filetowi z dorsza. No ale jeśli nie ma się dostępu, chociażby ze względu na odległość, do ryb świeżych, to pozostają mrożone, którymi sama się posiłkuję, bo po świeże trzeba się jednak wybrać dalej, niż do osiedlowego sklepu.

W rybach mrożonych najważniejszą kwestią będzie na pewno ilość glazury. Nie da się kupić mrożonej ryby bez glazury, bo to ona utrzymuje smak i wartości oraz "jędrność" mięsa po rozmrożeniu, ale i tak wybierając mrożone ryby najlepiej albo brać ze sprawdzonych sklepów, albo pakowane i z określoną ilością % glazury. Dla mnie max. tolerancji to 10%. Za inną szkoda wydawać pieniądze, bo ryba będzie po prostu sucha.
Żadne mięso nie przyrządza się tak szybko jak ryba.
(pod obrazkiem jest link z przepisem na łososia z anchois)

Dziś mam dzień łososia pieczonego z ziołami (oczywiście). Dobre przyprawienie jest podstawą. I co ważne, nie sięgam nigdy po gotowe mieszanki przypraw. Są mi zupełnie niepotrzebne, a dostarczają niepotrzebnej chemii. Nie da się praktycznie (chyba) źle przyprawić ryby, a przepisów na nie są dziesiątki i dużą przyjemnością jest samodzielne doprawienie. To, że należy mieć w kuchni całą paletę przypraw, jest chyba oczywiste. Moje minimum ma ich ok. 30, ale dzięki temu zrobienie szybkich dań jest błyskawiczne. Jestem mocną przeciwniczką stosowania gotowych mieszanek, bo są po prostu wykorzystywaniem naiwności "gotujących". Każda potrawa oparta jest na przyprawach, których skomponowanie powinno być podstawą. Jeśli ja to ogarnęłam, to ogarnie każda kobieta, bez sięgania po "fixy" i inne "przepisy na". Tam nie ma żadnej magii, a nie brakuje chemii, a przy tym nie skraca to wcale czasu gotowania, bo bez "fixa" też trwałoby to tyle samo. Producenci mają święte prawo wykorzystywać naiwność i lenistwo, ale sięgając po to, dobrze jest mieć świadomość, że płaci się wyłącznie za głupotę, bo pomocy nie ma w tym wielkiej. I gdy sama sięgam po mieszankę do chilli con corne, to robię to z pełną świadomością przyjęcia złudzenia, że sama bym tego nie zmieszała. No trudno. Ale pewnie dziś już każdy sięga po gotowce. Oby było ich jak najmniej.
I nie masakrujmy ryby takimi mieszankami. Ona zasługuje na tę chwilę przyprawiania, oddając swój doskonały smak.

Porady praktyczne, zawarte w materiale WWF z naciskiem na ochronę środowiska, jednak wybór ryb z grupy "smacznego" na pewno wyjdą nam na zdrowie, to o pstrąga bym się jednak pokłóciła, bo znam sama ze dwie doskonale prowadzone hodowle na Kaszubach i nie przesadzałabym z negatywnym wpływem na środowisko. Właściwie w takich przypadkach w nie po prostu nie wierzę, natomiast jeśli chodzi o tuńczyka i pangę, to nie wychodzi mi z pamięci zawartość rtęci. Nawet śladowa. Dziękuję, postoję.

Komentarze