Oby do przodu
Czy już pisałam, że bardzo lubię
magazyn "Coaching"? Pewnie tak, ale się powtórzę. Lubię go, bo
przypomina mi o wielu rzeczach, inspiruje do innych i zaciekawia nowymi.
Jako nowość w Polsce stanowi dla mnie dodatkowy smaczek z pogranicza
psychologii, pracy nad sobą, rozwoju i wielu ciekawostek. Cieszy mnie
też to, że jest kwartalnikiem, bo ma dość dopracowany zakres i tematy,
na co nie mieli by pewnie czasu jako miesięcznik.
W ostatnim numerze (bieżącym) w ciekawy
sposób poruszono temat popełniania błędów. Jestem fanką popełniania
błędów, ale przede wszystkim ze względu na wyciąganie z nich nauki,
poszukiwania innych rozwiązań, wyjść, umiejętności przyznania, że się
czegoś nie wie, ale też odpowiedniej wyważonej dawki samokrytyki, która
jest bardzo rzadko spotykana. Przeważnie mamy do czynienia ze
stanowiskami:
- to nie jest błąd (i idzie się w zaparte)
- to nie jest mój błąd (taaa)
- bo ja nie wiedziałem/łam
Dla mnie naturalną reakcją na błąd jest
"tak, faktycznie. Naprawię to. Dowiem się co i tak, rozgryzę temat i
zrobię to lepiej". Dopuszczam możliwość niewiedzy, ale nie dopuszczam
już ignorowania tego faktu. Czasami mamy do czynienia z mądrzeniem się
(na szczęście wszystko zależy od środowiska i można nie mieć z tym
styczności na co dzień). Właściwie zawsze stoi za nim kompletna
niewiedza oparta na szczątkach informacji. Przeważnie mądrzą się osoby,
które nie wiedzą, że temat jest zbyt rozległy, żeby go tak
powierzchownie i wybiórczo traktować. No ale jakby wiedziały, to by się
nie mądrzyły i nie sprzedawały swoich prawd objawionych. Niedoczekanie
;) Tak, to jest kategoria błędów "nie, to nie jest błąd". Popełnianie
błędów jest potrzebne, ale najważniejsze jest wyciąganie z nich
wniosków. Niby oczywiste, ale znowu często źle rozumiane. Nie
popełnianie tego samego błędu nie ma znaczenia jedynie szkolnego, gdzie
musimy się nauczyć pisać poprawnie czy liczyć, czy nauczyć formułki. W
tym zdaniu chodzi o niepopełnianie błędów w coraz większym zakresie
działań, myślenia, wnioskowania i rozwijania ich (wniosków, nie błędów
;) To jak wyciąganie wniosków z nieudanej randki, średniego spotkania,
po to, żeby nie popełniać jakiś błędów na kolejnych. Ważne! Własnych
błędów, bo znowu ocenianie innych poprzez pryzmat wcześniej spotkanych
cudzych błędów stanowi zwykłe kalkowanie zachowań ludzi w ocenianiu ich.
A to kolejny błąd i powoduje szufladkowanie przeważnie zbyt pochopne.
Tak, błędy są potrzebne. "Małpie" uczą
nas szybkiego załatwiania spraw, realizowania prostych zadań, osiągania
prostych celów, ale te poważniejsze powinny pokazywać nam, że widocznie
obraliśmy trochę nie tę drogę i trzeba skorygować kurs. A na to nigdy nie jest za późno i właściwie im szybciej popełnimy wszystkie możliwe, tym lepiej. Lepiej mieć to z głowy, gdyż:
Nagrodą główną w tym wszystkim jest to, że popełnia się coraz mniej błędów. Coraz swobodniej poruszamy się po świecie. Coraz szybciej i sprawniej udaje nam się zrobić to czy tamto a wszystko po to, żeby oczywiście żyć slow bez zbędnych zakłóceń, durnych przemyśleń i spędzać czas w sposób i z ludźmi, z którymi jest nam dobrze, z którymi chcemy być i którzy nam w zupełności pasują i wzajemnie.
PS. Ciekawostką dla mnie jest popularne
wyrachowanie. Ludzie uważają, że ważne jest budowanie siatki kontaktów,
które "mogą się przydać" i odzywają się tylko, jak czegoś chcą, do
kogoś, kogo nie znoszą, ale do kogo jednak się uśmiechną, bo mają
interes. Uważam to za jedną z głupszych szkół, ponieważ powoduje
niepotrzebny stres. Ja nie utrzymuję kontaktu z ludźmi, którzy mnie
wnerwiają, irytują, których nie lubię, z tych czy innych powodów. Za
bardzo szanuję siebie i nie mam zamiaru generować sobie niepotrzebnego
dyskomfortu, nawet jeśli miałabym na tym zyskać. Wolę nie sięgać po
pomoc takich osób, a rozwiązanie jakieś się i tak zawsze znajduje, jak i
inne osoby, na których mogę polegać. Mogę kogoś nie lubić, ale szanuję
jego prawo do życia sobie w spokoju, bo podejrzewam, że działamy na
siebie podobnie. Łączenie interesów z prywatnymi relacjami zdarza się
bardzo często i jest normalne, ale bez sympatii jest potwornie dziwne. I
to nie jest kwestia "lubienia", "nielubienia" ludzi generalnie, bo
uważam też za kompletną abstrakcję pogląd, że powinno się lubić
wszystkich (bo też czemu? No jeśli ktoś nas irytuje, dokonał już tego
cudu, to nie odbierajmy mu nagrody w postaci naszej obojętności).
Oczywiście, nienormalne jest nielubienie większości ludzi i ktoś taki
powinien się leczyć, ale żeby nie mieć prawa nie lubić pojedynczych osób
i nie móc ich unikać? Bez przesady. Dlatego palmy mosty dla nas
niewygodne i szkodliwe. Będzie tak lepiej dla wszystkich. Te osoby też
bez nas odetchną. Nie wszystkie znajomości muszą być żywe przez całe
nasze życie, lepiej pielęgnować te, które są obopólnie chciane. Niektóre
się kończą szybciej i niech tak będzie. Wyrachowanie jest na pewno
niezdrowe. Nie mam dowodów, bo nie stosowałam, ale na pewno tak jest.
Może kiedyś ktoś to udowodni ;)
Otaczajmy się ludźmi, którzy są
nam przychylni, których lubimy, z którymi kontakt nas nie męczy. Którzy
też czasami nam pomogą, a my im. Gdzie wzajemnie działamy na siebie
inspirująco, wspierająco, relaksująco. W życiu prywatnym kierujmy się
własną wrażliwością. Bez złych emocji będzie się też lepiej budowało
relacje zawodowe, bo nie będzie w nas jadu, przenoszonego z porażek
życia prywatnego. Niby drobiazgi, ale z nich składa się życie. Z błędów
też. A z sukcesów na nich zbudowanych najbardziej :)
PS. Jeśli ktoś wątpi w sens błędów,
pomyłek, upadków (boi się ich, unika, zataja, ucieka przed nimi
wybierając najprostsze rozwiązania), niech porozmawia z jakimkolwiek
człowiekiem sukcesu, sportowcem, wynalazcą i zapyta o istotę błędów i
sposoby na podnoszenie się z nich, ale też wyciągane wnioski. No.
Właśnie :)
Ale i tak najprzyjemniejsze jest
przecież korzystanie z nauki, którą się wyciągnęło. Robienie czegoś z
lekkością, swobodą, przyjemnością, obyciem. To jak z nauką jazdy
samochodem, gdy od pierwszego razu nie wiadomo było gdzie jest sprzęgło,
gdy stresował każdy mały manewr, gdy zamiast przyjemności dominował
stres (akurat w moim przypadku, bo nie dla każdego będzie to akurat
nauka jazdy samochodem, ale każdy coś takiego ma), aż po późniejszą
przyjemność z jazdy, gdy to co może być wykonywane mechanicznie, takie
jest, a my skupiamy się na samej jeździe, otoczeniu, drodze, czasami
włączamy autopilota i jedziemy przed siebie delektując się samą jazdą.
Ale do tego trzeba dojść. W każdej dziedzinie.
PS 2. Przypomniało mi się, że modne jest
mówienie, że akademickie teorie są przestarzałe, że trzeba się
doszkalać, korzystać z nowoczesnych kanałów itp itd. Owszem, jest to
prawdą w wielu dziedzinach, kwestiach, które się zmieniają, bo są coraz
bardziej rozpracowywane, bo się rozwijają, dochodzą nowe teorie, inne
umierają, ale nie można się uważać za eksperta, nie znając tych
przestarzałych teorii. Rozwój nie zaczyna się od końca. Żeby zrozumieć
zmiany, trzeba wiedzieć czego dotyczą. I tu nie ma dla mnie dyskusji.
Bycie ignorantem nie zmieni faktu, że bez wiedzy elementarnej nie jest
się znawcą. Chociaż kogo to dziś obchodzi? Nie wiem. Dla mnie to
podstawa przy budowaniu autorytetów, bo to, że ktoś o czymś mówi, nie
jest dowodem, że ma wiedzę. Jest to szczególnie ważne w dobie
namnożonych szkoleń, materiałów pseudonaukowych tworzonych przez
pseudoekspertów. Materiałów, szkoleń, których reklamy dostaję (pewnie
nie ja jedna) dziesiątki codziennie na maila. Nie wszystkie z nich są
śmieciami. Ale nie zaszkodzi mieć krytyczny dystans przy weryfikacji i
nawet dopytać się o zdanie kogoś, kto się zna.
Weekend. Jesień. Miły dzień spędzony z
kochanymi osobami. Bez pośpiechu. Z pełną atencją. Czasami żałuję, że
nie umiałam taka być, jak byłam dużo, dużo młodsza, że ciągle gdzieś
gnałam, że ciągle było coś ważniejszego. Szkoda. No ale czasu nie cofnę i
nie będę go marnowała przynajmniej dziś, doceniając tu i teraz.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl