Bo ja wolno myślę, rzekł Einstein
Tak wygląda dobrze rozwinięty zmysł łączenia* i stojące za nim moje ulubione zdania "Jeśli czegoś się nie da zrobić, daj to komuś, kto o tym nie wie a on to zrobi", albo zdanie Einsteina, że "Istotne problemy naszego życia nie mogą być rozwiązywane na tym samym poziomie myślenia, na jakim byliśmy, kiedy je tworzyliśmy." Ktoś kto nie znał problemu w momencie jego powstawania, nie jest. Dlatego takim osobom poniekąd z "zewnątrz" jest łatwiej. Ale to się sprawdza nie tylko w nauce. W biznesie, w firmach, gdy się wpuszcza "świeżą krew". Ten sam mechanizm. No jednak bez wiedzy jako takiej i tak się nie obejdzie. Nie ma co się łudzić.
No i o to właśnie chodzi. O to, to, to właśnie to.
Dlatego wolę nie wiedzieć, niż wiedzieć, że się nie da ;-)
Zmysł łączenia. Już fizycy używają tego określenia, co mnie u nich nie dziwi. U chemików też nie :-)
To jest to, co mnie podnieca i co rozwijam z lekką pasją, całe życie, ale coraz skuteczniej, bo bardzo samodzielnie i na własne potrzeby w różnych dziedzinach życia (prywatnie i zawodowo). Ja kocham widzieć, słyszeć "tak się nie robi, tak się nie powinno". To dla mnie dowód, że jeszcze czegoś nie wiadomo. I to jest to, co się liczy.
Oczywiście nie mówię o realizowaniu zachowań zagrażających życiu czy zdrowiu, nie chodzi mi o tego typu kwestie, hmmm... chyba że, można wymyślić coś, co spowoduje, że coś PRZESTANIE zagrażać życiu lub zdrowiu, tak tak. To jest właśnie ten sposób myślenia.
Albo: "wszyscy robią tak, bo TAK SIĘ ROBI". Moja odpowiedź często brzmi: "Oj tam, oj tam. To zrobimy inaczej."
Oczywiście nie mówię o realizowaniu zachowań zagrażających życiu czy zdrowiu, nie chodzi mi o tego typu kwestie, hmmm... chyba że, można wymyślić coś, co spowoduje, że coś PRZESTANIE zagrażać życiu lub zdrowiu, tak tak. To jest właśnie ten sposób myślenia.
Albo: "wszyscy robią tak, bo TAK SIĘ ROBI". Moja odpowiedź często brzmi: "Oj tam, oj tam. To zrobimy inaczej."
Przecież nowe rozwiązania rodzą się poprzez łamanie dotychczasowych zasad, naginanie ich, omijanie, łączenie, przeskakiwanie nad nimi. Od przepisu kulinarnego, poprzez każdą jedną nową myśl, urządzenie mieszkania, rozwijanie nowej technologii, po lot w kosmos i dalej. To jest wszędzie. Wszędzie. Wszędzie. Chociaż przeważnie ludzie się po prostu kopiują, kradną/ podbierają sobie wzajemnie myśli, pomysły, rozwiązania, (co byłoby ok, ale najgorsze jest, że często biorą jak własne). Wszystkim nam się zdarza, chociaż nadużywanie słowa "inspiracja" jest plagą naszych czasów. Wszyscy się inspirują.
To jednak najważniejsze wg mnie jest stworzenie czegoś własnego (pewnie to dobra motywacja, żeby mieć dzieci.. ;-) Ale czegoś, myśli, rzeczy, która nie zaginie w kolejnej rev.
To jednak najważniejsze wg mnie jest stworzenie czegoś własnego (pewnie to dobra motywacja, żeby mieć dzieci.. ;-) Ale czegoś, myśli, rzeczy, która nie zaginie w kolejnej rev.
Gadanie. Wiele razy słuchałam gadania, tylko po to, żeby mówcy było miło. Głupie prawda? Jak
widzę, że człowiek ma potrzebę wygadania się, to proszę. Mów, opowiadaj, dziel się. Nie mówisz z reguły nic nowego (nawet twoje przeżycia są już znane historii, rozterki, zachwyty i wątpliwości również, bo są dość normalne na twój wiek, albo już nie, bo normalnie ma się je 15 lat wcześniej ale nie są niczym nowym, moje też nie, ale o moich nie usłyszysz), ale OK, cieszę się, że poznajesz świat, jak dziecko, też tak miewam w końcu, mów... Mów, już przestań się krygować. Mów. Tak, nie jestem ulubienicą zawracaczy głowy i opowiadaczy ;-)
Rzadko się na takie słowotoki zgadzam. Zbyt
często jest tak, że ludzie szukają wolnego słuchacza. Niech szukają i
znajdują. Nie we mnie. Ja nie mam czasu na takie coś. Nieraz zdarza mi się wstać i wyjść, gdy mnie coś nudzi. No przepraszam. Szkoda mi czasu. Szanujmy się.
Ha, najlepsze, gdy ktoś mi opowiada o czymś godzinami, bo uważa
to za odkrywcze. Mi się włącza moduł "matka-kwoka", wysłucham, bo
fajnie, że ktoś się cieszy, że odkrył w życiu istnienie czegoś. I że
wie i no... wie. No pięknie. I co się wtedy dzieje? Co mnie osłabia? Gdy ta osoba myśli, że oświeciła mnie. Serio. Jak do mnie dotarło, że słuchanie jest dla większości odbierane z poznawaniem, to zrobiło mi się dziwnie. Przecież miliony razy słucha się, czyta się o czymś, o czym się wie, ale jest to powiedziane, napisane w ciekawy sposób, więc sobie posłuchamy, poczytamy. Ale to jedyny powód. Bez momentu olśnienia i "wow".
Jeśli jest moment "wow", to przecież słuchamy inaczej. Przecież to widać, przecież cała mowa ciała pokazuje, że się zachwyciliśmy i poznajemy. Proces poznawczy kipi. Jest efekt "wow".
A jak nie ma, no to też przecież to widać.
Te wszystkie wymiany zdań
- "Nudzę cię?"
- "Nie skąd, zmęczona jestem"
Zapewniam, jeśli ci się wydaje, że kogoś nudzisz, męczysz, dręczy cię twoja obecność, to prawie na pewno masz rację.
Nie lubię tracić czasu na zbyt wnikliwe odświeżanie wiedzy. I tak zapomnę większość detali. Znowu. Zwyczajnie zapomnę. Nie używam, to zapomnę, a jak gdzieś o tym przeczytam/ usłyszę, to i tak myślę "wiem". Wystarczy.
"Wiem, że nic nie wiem" (heh, pamiętam, jak się dowiedziałam, że Sokrates tego wcale nie powiedział, to przeżyłam traumę), bardzo mi się kiedyś wbiło w świadomość i im więcej wiedziałam, widziałam, tym było gorzej. Jakoś wiedzieć niewiele jest błogostanem. W każdej dziedzinie. Im się bardziej drąży, tym bardziej zasysa. Im bardziej Kubuś zagląda do dzbanka, tym bardziej nie ma tam miodku. Straszne. Wszyscy czegoś nie wiemy. Niby to pocieszające, ale w gruncie rzeczy, raczej bezużyteczne. Mamy potężne zasoby wiedzy bezużytecznej. HA! No właśnie nie.
Nie lubię tracić czasu na zbyt wnikliwe odświeżanie wiedzy. I tak zapomnę większość detali. Znowu. Zwyczajnie zapomnę. Nie używam, to zapomnę, a jak gdzieś o tym przeczytam/ usłyszę, to i tak myślę "wiem". Wystarczy.
"Wiem, że nic nie wiem" (heh, pamiętam, jak się dowiedziałam, że Sokrates tego wcale nie powiedział, to przeżyłam traumę), bardzo mi się kiedyś wbiło w świadomość i im więcej wiedziałam, widziałam, tym było gorzej. Jakoś wiedzieć niewiele jest błogostanem. W każdej dziedzinie. Im się bardziej drąży, tym bardziej zasysa. Im bardziej Kubuś zagląda do dzbanka, tym bardziej nie ma tam miodku. Straszne. Wszyscy czegoś nie wiemy. Niby to pocieszające, ale w gruncie rzeczy, raczej bezużyteczne. Mamy potężne zasoby wiedzy bezużytecznej. HA! No właśnie nie.
Tu wkracza moja osobista teoria, niecny plan, żeby szukać. Szukać prostych rozwiązań, nieistniejących, niewidocznych jeszcze, nieznanych, w tym wszystkim, co mamy. Zauważyć dwie, trzy, cztery cechy (albo więcej), właściwości, COŚ, połączyć to i stworzyć inne, genialne. Potrzebne. Co nie będzie wymagało miliardów na marketing, bo będzie się samo rozprzestrzeniać. I o czym każdy będzie myślał "Przecież sam/a mogłem/am na to wpaść". Mhm. Znamy to, bo czujemy przy prawie każdym nowym prostym rozwiązaniu.
To takie proste. Dlatego słuchanie ciągle o tych samych rzeczach nie przybliża do niczego. Ba, głupio, bo powoduje, że mówca myśli (ma prawo), że nas oświeca. Czuje się jak Yoda. W 99% nie jest. Ja się niestety takim osobom daję "wygadać"...
To powoduje straszne nieporozumienie, ale wszyscy to znamy, z chociażby nudnych wykładów na studiach. Prawda? Nie, nie. To jest zły przykład, bo to wina wykładowcy, a nie tematu. W przypadku większości ludzi chodzi jednak o temat. Nuda. Wiem. Wiem. Nuda. Stare. Czasami się zastanawiam, czy naprawdę wszyscy myślą o tym samym? A gdzie są ci, którzy myślą o czymś innym?
To powoduje straszne nieporozumienie, ale wszyscy to znamy, z chociażby nudnych wykładów na studiach. Prawda? Nie, nie. To jest zły przykład, bo to wina wykładowcy, a nie tematu. W przypadku większości ludzi chodzi jednak o temat. Nuda. Wiem. Wiem. Nuda. Stare. Czasami się zastanawiam, czy naprawdę wszyscy myślą o tym samym? A gdzie są ci, którzy myślą o czymś innym?
Zawsze pozostaje ten durny cień nadziei, że słuchając, czytając o czymś, co wiem, nagle połączy się to w jakąś błyskotliwą, genialną myśl, połączy się z czymś, czego dowiedzieliśmy się niedawno, zanim wiedzieliśmy tamto o czym nam ktoś przypomina i dzięki temu nastąpi mały Wielki Wybuch w naszej głowie, w naszych myślach. Zajdzie reakcja chemiczna, spięcie, zwarcie i BUM!. To będzie to.
Pewnie dzieje się tak dziesiątki razy, ale błyskawicznie nam to ucieka, bo nasz mózg nie potrafi ocenić, że to będzie potrzebne, ważne. Nie pomyśli nam "Zakoduj, zapamiętaj tę myśl. Właśnie tę. Wiem, że jest głupia, ale zapisz to. Przyda Ci się. Nie dyskutuj, zostaw ten kubek i weź to zapisz".
Nie. Mózg tak nie robi.
Dlatego
bardzo rzadko decyduję się na bycie "wolnym słuchaczem". Nie chce mi się słuchać o rzeczach, o
których wiem od wieków, po to żeby komuś było miło. No jest pula spraw, do których nie chcę wracać, bo mnie już nudzą. Ile można? No ile można? Tak wiem. Można.
A ja wolę sobie oglądać świat, słuchać, patrzeć, uwalniać myśli. I co jakiś czas przychodzi ta, że spełni się moje marzenie i zobaczę te połączenie, które będzie dla mnie najważniejsze. Które da mi coś, co będzie przydatne światu.
Mhm. To jest marzenie nr. 1 z tych na liście "bezcenne".
I jak ktoś ma wrażenie, że siedzę obok, niby słucham, ale tak się tylko grzecznie uśmiecham i przytakuję, bo się cieszę, że odkrywa świat, to sama w tym czasie orbituję myślami w swoim świecie. Mów, proszę. Większość ludzi ma potrzebę paplania, mówienia, mówienia i mówienia. Dla mówienia. Dla uwagi. Proszę. Mów, ja mam o czym myśleć. To jest pewnie syndrom męża ;-)
Jedna z wielu rzeczy, które robię naprawdę rzadko - bycie wolnym słuchaczem. Często przed tym uciekam. Ludzie mówią. Dużo. Na dziesiątki bezwartościowych tematów potrafią rozmawiać godzinami. Naprawdę. Proszę bardzo.
Bywam outsiderem, gdy główna rozmowa toczy się nad wyższością serialu A nad serialem B i dlaczego aktorki X i Y nie zrobiły czegoś, albo co tam u sąsiadki spod 3 i co u jej dzieci, krewnych i znajomych, albo że ktoś sobie kupił dom, samochód, jacht, konia, ktoś kogo na oczy nie widziałam, to przyjmuję minę "Mhm, no proszę" i odpływam. I siedzę układając w myślach nowe scenariusze na coś, albo po prostu podziwiam widok za oknem, przed sobą. Ludzie mówią. Mówią i mówią. Po się spotykamy, prawda? Żeby mówić.
A mi się z reguły nie chce.
Ale cieszę się, że spędzamy razem czas. To też jest ważne.
Kocham swoją pracę, kontakt z ludźmi z firmy, z Klientami, z ludźmi z całego praktycznie świata. Kocham ten kontakt (nie ważne w jakiej postaci) przez cały dzień, multikulturowość i wielojęzyczność są dla mnie bezcenne (od zawsze), ale po całym dniu, tygodniu ustaleń, szukań rozwiązań, pomysłów, rozmów, chcę i lubię mieć spokój. Nie chce mi się mówić, dlatego tak pewnie pokochałam salsę, bo uwalnia we mnie dzikość, bez gadania :-)
Dlatego lubię czytać, oglądać filmy, pograć, cokolwiek, przy czym nie muszę mówić. Mało kto to rozumie. No rozumiem ich, bo może są niewygadani przez cały czas i dlatego szukają wolnego słuchacza. Ja nie szukam. Nie potrzebuję. Tam gdzie mam być wysłuchana, to jestem. Kogo chcę wysłuchać, wysłuchuję ze 120% skupieniem, ale jak tylko zaczyna mi się mądrzyć, to się wyłączam. Mam za dużą wiedzę, żeby słuchać mądrzenia się. I mam tego świadomość. A jeśli czegoś i tak nie chcę wiedzieć, to nie będę słuchać. Grzecznie, acz no cóż.
Do wielu spraw mam bloga, gdzie jestem prawie jak w Narnii, która jest przecież moją jakąś rzeczywistością, częścią tej dużej rzeczywistości, uzupełniają się, chociaż nie zastępują. To jest to, co kocham w blogowaniu i co chyba jeszcze chwilę będę kochać.
Kurcze, ja lubię ludzi, naprawdę. Po prostu czasami zastanawia mnie ta potrzeba paplania. Usta się nie zamykają... Ciężko się przy tym myśli, analizuje, słucha. Jeśli ktoś papla, to wg mnie wcale nie chce być wysłuchany. Chce się wygadać. Serio. Takie to trochę smutne, dlatego czasami na to pozwalam.
A cisza jest taka piękna. Wystarczy dać jej szansę zaistnieć. Ja lubię. Bardzo. Och jak bardzo.
Pomilczmy, pomyślmy, wsłuchajmy się w świat, w otoczenie, w dźwięki, ptaki, powietrze, drzewa, pomilczmy.... to jest piękne. Razem też. Nie musimy ciągle mówić.
Mało z kim da się fajnie pomilczeć.
Pisząc ten tekst szukałam słów Einsteina (na początku notki jest cytat). I właśnie mam dysonans, bo się okazuje, że Einstein powiedział to, co uważałam za własną myśl, że nauczyć się może każdy głupi, ważne jest zrozumieć. Przecież ja to ciągle powtarzam i wiem, bo to jest źródło, z którego ciągle słyszałam "przestań dociekać, po co ci to wiedzieć, po co ty chcesz rozumieć, naucz się po prostu". Nie. Bez sensu. Po co mi taka wiedza? To podejście takich nauczycieli, którzy sami nie potrafią wyjaśnić, takich ludzi w ogóle. Czasami idzie za tym zwykłe niezrozumienie i to obrona. Inna sprawa, że rozumiem argument "Znajdź sobie, poczytaj, poszukaj", bo sama go na ludziach stosuję i sama się nim kieruję. Wiedza... Niewykorzystana jest potwornie bezużyteczna.
No ale się ją MA, powiedzą niektórzy. To sobie miej. Proszę. Po co ci? Jeszcze nie wiem.
No i co? Nic.
Z kimś takim jak Einstein mogłabym rozmawiać, słuchać go, o każdej porze dnia i nocy. Wystarczy kilka cytatów na rozgrzewkę.
Drogi świecie, ja jestem tak strasznie ciekawa, co będzie dalej.
Żyję slow, żeby żyć uważniej, czuć to, myśleć wolniej, bo chcę mieć do tego prawo, myśląc czasami szybko przepuszczamy to co ważne, filtr nie działa, stój, nie daj się gonić, popędzać, jak komuś nie pasuje, to niech idzie dalej i da ci spokojnie pomyśleć we własnym tempie. Nie daj się gonić, bądź jak Einstein. Myśl na swój sposób powoli.
Wtedy masz szansę coś wymyślić ;-)
Takie skakanie po tematach jest znane nam wszystkim. Mogłam zrobić z tego 3 osobne notki, ale po co. Są powiązane. Milczenie z mówieniem, mówienie z myśleniem, myślenie z szukaniem pomysłów.
A teraz slow down. Tylko dobra muzyka, wino i relaks. Reszta przyjdzie.
Trochę ciszy... I muzyki.
* właśnie wymyśliłam.
uwielbiam ten tekst :)
OdpowiedzUsuńi ja!
OdpowiedzUsuń