Po naszemu, czyli o grillowaniu

http://slowlife-by-marzena.blogspot.com/

Mamy dobrych znajomych, z którymi rzadko się widujemy, ale zawsze bardzo chętnie. Kilka lat temu, gdy szukaliśmy pomysłu na miejsce na grilla (przeważnie grillowaliśmy z nimi gdzieś na dziko, bo brak ogrodu pobudza kreatywność), kolega rzucił żartem (z braku pomysłu poniekąd), żebyśmy rozbili się na jakimś przydrożnym parkingu. Popatrzyłam na niego wzrokiem "Bóg  cię opuścił, ja i parking??", ale czas pokazał, że zakochałam się w tym rozwiązaniu. Od tamtej pory, co roku przynajmniej raz jedziemy gdzieś na grilla, wybierając jakiś parking na Kaszubach. Z tego co widzę, dla ludzi to dość normalne i jak się nie ma szczęścia, to nie ma się miejsca :-) 

Dziś był dzień grillowania parkingowego. Już 2 lata temu (w ubiegłym roku był przestój, bo córeczka znajomych była za mała na takie ekstrema) przypasował nam jeden obszerny parking pod Wieżycą na Kaszubach. Duży obszar, kilka zadaszonych stołów z ławami i kilka ław bez zadaszenia, ale wszystko w odpowiednich odległościach. Jest i miejsce na grilla i na ognisko i jest gdzie np. pograć w badmintona. 

Lubię te rozwiązanie, bo jest totalnie abstrakcyjne, proste i wygodne. Na wyjazd przygotowałam piersi z kurczaka w marynacie, która okazała się rewelacyjna i dobra też do pieczenia piersi w piekarniku. Przepis jest TU , chociaż całego nigdy nie czytałam, bo i tak najważniejsze są składniki (co z nimi zrobić, to chyba każdy wie i zawija to do samego pieczenia/ grillowania w sreberko, no a nie? :-) 

"2 sztuki piersi z kurczaka
4 łyżki oliwy
4 łyżki sosu sojowego
1 Łyżka musztardy
2 łyżeczki miodu
5 sztuk ząbków czosnku
1 Łyżka przyprawy chili
1 Łyżka majeranku
1 Łyżka oregano
1 Łyżeczka soli"

I dodatkowo, osobno, trochę przyprawionych warzyw typu cukinia, papryka, do przegryzania. Znajomi wzięli szaszłyki. Oczywiście była też tradycyjna kiełbasa, za którą ja jednak nie przepadam, wolę pierś i warzywa. Polecam powyższy przepis, bo jest prosty (jak to marynaty), a mięso jest bardzo aromatyczne, ostre i lekko słodkawe od miodu (dałam spadziowy, ale pewnie nadaje się każdy, oby prawdziwy!).  Żeby nie oszaleć z tego zdrowia opiłam się colą ;-) 

Lubię takie wypady, bo mogę połączyć wszystko, co sprawia mi przyjemność, pobiegać po lesie, poćwiczyć salsę na łące (dzicz i mnóstwo miejsca), porozciągać się, poleżeć na kocu i popatrzeć na świat z perspektywy trawy, wyłączyć myślenie, zupełnie się wyluzować i robić nic. W pewnym momencie znajoma zapytała o czym  myślę, odpowiedziałam z uśmiechem "Właśnie o niczym". 

W między czasie zaczął padać deszcz, co przy zajętej przez nas zadaszonej ławie ze stołem, było również odprężające. Idealny sposób na relaks. Siedzimy na parkingu, nie ma lansu, nie ma ściemniania, nie ma napinania. Jest luz i dobre jedzenie. Gaworzenie 2 letniej Zuzy, doskonale do tego pasowało. 

Idealna niedziela.   

Komentarze