Najpiękniejszy dzień w życiu

Najpiękniejszy dzień w życiu.

Nie wiem, czemu ma być tylko jeden. To takie określenie, na myśl o którym przychodzą mi do głowy dziesiątki chwil i przeżyć. Na pewno wszystko, co było pierwsze. Chwile, gdy się wyjątkowo czułam, coś wyjątkowego przeżywałam, słyszałam, widziałam. Dlaczego stereotyp każe nam określać "najpiękniejszym dniem w życiu" jedno wydarzenie?
Wszystko zależy. 
Jednak umówmy się, ślub nie jest najpiękniejszym dniem w życiu. On jest ważny, jako wydarzenie, słowa przysięgi wypowiadane przed tyloma ludźmi, chociaż tej jednej osobie, gdy jedyne co trzyma nas przed zemdleniem to trzymająca naszą jego dłoń i patrzące w nas jego oczy. To szczególny moment. Ale na pewno nie jedyny i najważniejszy, nawet DO tego dnia. 

Dla mnie równie ważny był pierwszy pocałunek, każde pierwsze "kocham cię" (Boże, jak mężczyźni pięknie to mówią i na jak wiele sposobów).  





Najpiękniejsze dni w życiu. Wiele zawiera się w "pierwszych razach". Pierwszy raz z kimś. Pierwsza intymność. Czasami nawet pierwsza rozmowa. Czasami pierwsze wspólne wyjście. Czasami jakiś spontaniczny wyjazd. Pierwsza wspólna noc. Zobaczenie kogoś bliskiego po bardzo długiej rozłące.

Pierwszy widok gór, jeziora zimą, zaśnieżonego lasu, albo chmur z samolotu!  (Z tym podobno wpada się w rutynę. Jestem od niej jeszcze bardzo daleko)



Ale tak prozaicznie, czasami pierwszy dzień z nowym, wymarzonym, gadżetem ;-)  Pierwszy dzień w odebranym mieszkaniu. Pierwsze sukcesy, jakiekolwiek. Albo udział w jakimś niezmiernie ważnym dla nas wydarzeniu. Albo z innej strony - słowa "nie ma Pani raka". Albo dzień, gdy udaje nam się coś, co się wydawało prawie niemożliwe. Przeżycie z kimś czegoś (wcale nie związanego ze związkiem czy partnerem), naprawdę najpiękniejszych dni w życiu ja przynajmniej mam setki.

Nie nadawajmy tego określenia tylko jednemu dniu. Szkoda. To niepotrzebne. Takich dni może być tak dużo, jak tylko chcemy. Ba, na upartego każdy dzień może* być tym najpiękniejszym w życiu. 

Ale może lepiej niech nie będzie każdy, bo te najzwyklejsze, też są fajne.

Jednak nie zmienia to faktu: określenie jako najpiękniejszego, najważniejszego dnia w życiu, absolutnie nie musi być tylko jednym dniem. To zależy tylko od nas.

*  wykluczając chwile PMSa, który, jak już pisałam, zmienia mi percepcję. A to nie jest piękne, chociaż to kocham, bo to takie moje. To jest fajne, że jeśli nawet większość kobiet przeżywa PMSa, to każda z nas i tak inaczej to odczuwa, mimo podobieństwa objawów. To co nam wtedy w głowach siedzi, to materiał na kronikę. Wiem nie tylko po sobie, ale po rozmowach z kobietami przez całe dotychczasowe życie. Właściwie te PMSowe myśli to najlepsza poezja z jaką miewam do czynienia :-)
Wykluczając też dni największego smutku, bo one są wpisane w życie i od nich też nie uciekniemy. 

Nie odbierajmy sobie prawa do określania najpiękniejszym dniem w życiu takiej ilości dni, jaka tylko nam się tak skojarzy. Ba. Można zaznaczać w kalendarzu te dni, dopisując powód. Po x lat okażę się, że miało się życie składające się z mnóstwa najpiękniejszych dni.  

Albo po prostu je pamiętać. 

Komentarze

  1. pierwszy kontakt z niektorymi blogami...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie zawsze smieszylo okreslanie dnia slubu jako najpiekniejszego dnia w zyciu. Skad mozemy to wiedziec jesli wciaz zyjemy i tyle dni przed nami? :-)
    Kiedy bylam nastolatka, mialam takie trzy chwile w zyciu kiedy nagle niespodziewanie poczulam i zdalam sobie sprawe ze jestem strasznie szczesliwa ! To bylo takie esktremalne odczucie wychodzace z wnetrza mnie, bez koniecznosci myslenia o tym... Nie byly to jakies niezwykle chwile, np. bylam gdzies z przyjaciolmi, mielismy calonocna gre terenowa. Nie potrafie tego zjawiska wytlumaczyc, ale od tamtego czasu wiecej takich "odczuc samych z siebie" nie mialam. Owszem bywam szczesliwa, ale raczej mysle o tym fakcie a dopero pozniej odczuwam...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl