W wigilię Sylwestra
- Co robisz w Sylwestra?
Święte pytanie, prawda? :-)
Opowiem bajkę:
Od tamtej pory nie spędza 01.01 z bólem głowy i jest szczęśliwa.
Nie planuje Sylwestra od lat. Po prostu. Wszystkie pomysły i tak nadchodzą, albo nie, mniej więcej dzień przed.
Szczególnie istotne jest, że sama data też nie robi na niej wrażenia, bo nie czeka na koniec mijającego roku z nadzieją, że Nowy będzie lepszy. Mijający był cudowny.
Jednak czasami sobie marzy (bo to nie dotyczy stricte Sylwestra, o czym wie królewna) i myśli patrząc w sufit, że gdyby, gdyby np:
- miała wsiąść w samochód i pojechać do Kolonii, żeby spędzić Sylwestra z braćmi, szczególnie, że fajerwerki widziane z kolońskich mostów są bajeczne,
- miała wsiąść w samolot i powitać Nowy Rok w Barcelonie,
- miała spędzić Nowy Rok na Kubie, tańcząc swoją ukochaną salsę i popijając rum,
- mogła zobaczyć z kosmosu powitania Nowego Roku na Ziemi przez całą dobę obserwując miejsca eksplozji sztucznych ogni,
- mogła być akurat w wagonie kolei Transsyberyjskiej,
albo cokolwiek innego, nowego, pierwszego, to by było coś.
Bale sylwestrowe są wszędzie takie same. Są fajne, ale nie mają dla niej smaku nowości. Zmiana miejsca nie zmienia faktu.
Chociaż w tym miejscu królewna się zamyśla... pewnie są takie bale, ale chyba jednak nie przychodzą jej usilnie na myśl. Więc o nich nie myśli.
Dlatego od lat, gdy pytają królewnę, co robi w Sylwestra, ta odpowiada - jeszcze nie wiem.
Ludzie dziwiąc się, kiwają głowami mówią - ale dlaczego?
A królewna odpowiada z uśmiechem - bo nie muszę.
Królewny już tak mają. Lubią nowe, lubią smak nieznanego, ale doceniają też absolutną zwyczajność. Taki typ.
Święte pytanie, prawda? :-)
Opowiem bajkę:
Dawno, dawno temu, mniej więcej do 30-tki, czyli jakieś 15 lat licząc od pierwszego razu, prawie co roku królewna bywała na mniejszej bądź większej imprezie. Standardowa procedura protokołu dyplomatycznego zakładała: szukanie sukienki, wymyślanie dodatków, fryzura, makijaż itp. itd. Na początku czekała na ten wyjątkowy wieczór i noc. Nawet bardzo i z podnieceniem.
Królewna zostawała zabierana na bal karocą koło godz. 20:00 przez jakiegoś królewicza. O północy euforia. Życzenia wszystkim wszystkiego. Obcym, swoim, obsłudze imprezy. Koło 2-3ej powrót do domu. Następny dzień przespany z bólem głowy. Czar pryskał ze spojrzeniem w lustro na twarz z niezmytym makijażem.
Z każdym rokiem stawało się to coraz bardziej rutynowe. Królewna nie chciała już chodzić na bale. Bycie królewną stało się nudne. Wszystko wydawało się takie samo, może jedynie zmieniali się królewicze.
Ale przecież to też w końcu przestało się zmieniać i jeden królewicz zamienił się w żabę. Albo króla. Już nie pamiętam.
Pewnego dnia, to była wiosna, albo inna pora roku, królewna postanowiła, że albo ten sylwestrowy wieczór będzie naprawdę znowu niepowtarzalny, albo woli, żeby był zwyczajny w swojej zimowej przytulności. I przestała chodzić na nieróżniące się od siebie bale.
Od tamtej pory nie spędza 01.01 z bólem głowy i jest szczęśliwa.
Czasami przystaje chętnie na pojawiające się pomysły znajomych i pakuje walizkę swoimi rzeczami i rzeczami króla, (albo żaby, nie pamiętam), żeby spędzić Sylwestra pierwszy raz w jakiś nowy sposób, z fajnymi ludźmi np.: w domku w środku lasu. Albo na Starym Mieście słuchając koncertu jakiejś Dody i przyglądając się z rozbawieniem ludziom (na pomysł wpadł brat królewny, który przyleciał dzień wcześniej specjalnie po to, żeby z nimi tego sylwestra spędzić). Albo ogląda jakieś filmy zawinięta w koc, albo grając całą noc w Tabu z przyjaciółmi. Nic na siłę.
Królewna szanuje to, że jej znajomi lubią nadal bale i imprezy. Sama jednak woli czekać na smak pierwszego razu. Jeśli go nie czuje, to nie rozpacza.Nie planuje Sylwestra od lat. Po prostu. Wszystkie pomysły i tak nadchodzą, albo nie, mniej więcej dzień przed.
Szczególnie istotne jest, że sama data też nie robi na niej wrażenia, bo nie czeka na koniec mijającego roku z nadzieją, że Nowy będzie lepszy. Mijający był cudowny.
Jednak czasami sobie marzy (bo to nie dotyczy stricte Sylwestra, o czym wie królewna) i myśli patrząc w sufit, że gdyby, gdyby np:
- miała wsiąść w samochód i pojechać do Kolonii, żeby spędzić Sylwestra z braćmi, szczególnie, że fajerwerki widziane z kolońskich mostów są bajeczne,
- miała wsiąść w samolot i powitać Nowy Rok w Barcelonie,
- miała spędzić Nowy Rok na Kubie, tańcząc swoją ukochaną salsę i popijając rum,
- mogła zobaczyć z kosmosu powitania Nowego Roku na Ziemi przez całą dobę obserwując miejsca eksplozji sztucznych ogni,
- mogła być akurat w wagonie kolei Transsyberyjskiej,
albo cokolwiek innego, nowego, pierwszego, to by było coś.
Bale sylwestrowe są wszędzie takie same. Są fajne, ale nie mają dla niej smaku nowości. Zmiana miejsca nie zmienia faktu.
Chociaż w tym miejscu królewna się zamyśla... pewnie są takie bale, ale chyba jednak nie przychodzą jej usilnie na myśl. Więc o nich nie myśli.
Dlatego od lat, gdy pytają królewnę, co robi w Sylwestra, ta odpowiada - jeszcze nie wiem.
Ludzie dziwiąc się, kiwają głowami mówią - ale dlaczego?
A królewna odpowiada z uśmiechem - bo nie muszę.
Królewny już tak mają. Lubią nowe, lubią smak nieznanego, ale doceniają też absolutną zwyczajność. Taki typ.
Niech ten Nowy Rok... będzie :-)
ten typ tak ma. moj ulubiony typ. spedzania roznych tzw. tradycyjnych swiat tez.
OdpowiedzUsuńTylko wiesz czemu fajne jest wyłamywanie z tradycji? Bo mamy pewność, że ona i tak trwa, żyje. To jak odłączenie się od i tak zwartej grupy, po to, żeby wrócić, gdy nam się zachce. Tradycja jest ważniejsza, niż nam się wydaje, bo gdyby ją zarzucić, to w jej miejsce wejdzie... Inna. Cudza. Bycie w mniejszości jest fetyszem samym w sobie o ile jest wyborem.
Usuń