Uciekinierzy przed życiem

Ludzie, którzy czekają do weekendu, do 16-tej, do jutra, do pierwszego, do urlopu. Najsmutniejsza grupa pod Słońcem.
Wzajemnie się wspiera. Zawsze ktoś poprze takie hasła. Ja je ignoruję, chociaż każdemu takiemu człowiekowi mam ochotę powiedzieć - rzuć to co robisz i poszukaj czegoś, w czym nie będziesz czekać na lepsze jutro. 

Gdy patrzę, jak ludzie uciekają od swojego życia, od swojej codzienności, jak bardzo pozwalają, żeby uciekało ich życie, to robi mi się ich żal. Tylko trochę.
To jednak ich wybór. 

Że się boją zmian? Że nie mają pomysłu? Że nie mają siły?
Też tak miewałam, miewam. Wiem, jak wielkie oczy miewa strach. Zmiany nie zawsze są łatwe. No i co z tego?
Znam to uczucie, dlatego go nie będę nigdy tłumaczyć u innych. Owszem, czasami trzeba czasu, okazji, okoliczności, ludzi, ale trzeba tego szukać, czekać, ale nadchodzi taki moment, że trzeba puścić stare i znane i zaryzykować. Z perspektywy czasu te ryzyko i tak będzie wręcz zabawne. Oczywiście nie mam na myśli szemranych interesów, ryzykownych układów. To nie to. Nasze decyzje obracają się, z reguły, wokół normalnych spraw.
Wiele razy w życiu "ryzykowałam" z punktu widzenia innych, albo po prostu wykonywałam dobry ruch wg jeszcze innych. Chociaż te ryzyko wiązało się ze zmianą miejsca zamieszkania, pracy (etat na czas pozornie nieokreślony jest dla mnie ważny, ale bez przesady), faceta (lepiej być singlem, niż ptakiem w złotej klatce) itp. itd.
Zawsze wiedziałam jedno - chociaż nie wiem do końca co mnie czeka, ale wolę uwolnić się z czegoś, co mnie blokuje, cofa, niż w tym tkwić. Przemęczyć się przez czas utrudnienia, ale wiedzieć po co. Nie pisze się książek z argumentacją, czemu czegoś nie zrobić. To bez sensu.
Przejściowa niepewność i wolność są lepsze od każdego znanego kagańca/smyczy.
Czasami lepiej przetrzymać chwilę na chińskich zupkach, niż być niewolnicą na kolacjach w luksusowych restauracjach. 

Przemęczyć się bez pracy, na pomocy rodziny i przyjaciół, niż trwać w pracy nas niszczącej, blokującej, ograniczającej. Naprawdę nieważne co robimy, mamy prawo zajmować się czymś, co nam daje satysfakcję, pieniądze, fajne relacje. Jeśli ktoś ma charakter ofiary, to będzie szukał pracy, w której będzie wykorzystywany, ale niech ją lubi. Mobbing, molestowanie, szykanowanie, szantaże, to nie są zjawiska normalne w żadnej pracy. Z tego się ucieka. Można być ofiarą szczęśliwą i nic nikomu do tego. Co kto lubi. Ale dokładnie to, a nie praca na psychotropach. 

Znam wiele takich osób, które bardzo cierpią, bo nie mają odwagi uwolnić się. Nawet jak im się proponuje pomoc w znalezieniu innej pracy, bliższej ich zainteresowaniom, marzeniom, możliwościom, z normalniejszymi ludźmi, to i tak strach przed zmianą jest dla nich odrętwiający. Wielu pracodawców parszywie to wykorzystuje, budując w ludziach przekonanie, że praca, którą dają jest i tak aktem łaski, bo pracownik jest tak beznadziejny, że nigdzie się nie sprawdzi i powinien bogom (szefowi) każdego dnia dziękować za tę pracę. Jak strasznie by to nie brzmiało, wiele osób tkwi w jednym miejscu właśnie z takich powodów. Ci ludzie mają tak wyprane mózgi, są tak zablokowani, że sama myśl o zmianie doprowadza ich do łez. I cierpią. Czy w pracy, czy w związku, czy jakiś relacjach. Bo tak trzeba. Bo zmiana ich przeraża.
Żeby z tego wyjść nieraz potrzebna będzie pomoc psychologa. Takie osoby mają naprawdę lekko przechlapane, bo mają masę pracy nad sobą. Sami nie dadzą rady. To prawie jak wyjście z sekty. Nic nie zmieni faktu, że muszą chcieć. Muszą zobaczyć, że to w czym tkwią nie jest normalne. 

Sekty to podobny mechanizm. Kiedyś okazało się, że jedna z moich koleżanek w tym tkwi. Pojechałam z nią kilka razy na spotkanie. Krótko mówiąc, po kilku miesiącach koleżanka z tego uciekła, wróciła do rodzinnego miasta, ale na koniec mi podziękowała. Jedno z ważniejszych doświadczeń mojego nastoletniego, wówczas, życia. Ona przy mnie zrozumiała, że coś jest nie tak. I całe szczęście.
Ludzie chcą, żeby ktoś się nimi zaopiekował, zadbał o ich sprawy, o ich dobro, chcą ufać autorytetom, nie można mieć im tego za złe, bo taka jest nasza natura. Ba, po to mamy rządy, po to ufamy w pewien sposób ludziom, którzy nam proponują wsparcie - od rodziny, przyjaciół, przez decyzje zakupowe, po medyczne czy prawne. To normalne.
ALE jeśli ktoś pogrywa, oszukuje, manipuluje, naciąga, to powinno się od niego odciąć. Zawsze. 

Przypominam cenne zdanie - czas i tak upłynie. 

Jeśli posłuchasz siebie, swoich myśli, czekasz do weekendu, do końca dnia (notorycznie), męczysz się w relacji, pracy, zmień to. 

Daj sobie szansę być szczęśliwym człowiekiem. 

Nie oglądaj się za siebie, dopóki nie znajdziesz swojego miejsca, bo zamienisz się w kamień. 

Życie to bajka. Tylko w to uwierz.

Nieważne, czy ze slow, czy z czymkolwiek innym w sercu, w myślach. Daj sobie szansę fajnego źycia każdym dniem. 

Straszne to musi być, mieć -dzieści, -dzieścia lat i czekać do emerytury, żeby odpocząć. Jak wyjście z więzienia. 

A co z całym życiem? Tak po prostu zrezygnować? Jak inni? 

Nie pozwól na to.

Ludzie bardzo często mają o nas jakieś wyobrażenie. To ich sprawa. Dla nas ważne jest nasze własne, bo to z nim spędzamy każdą nanosekundę naszego życia.


Bycie szczęśliwym jest zwyczajnie fajne.


Od siebie i tak nikt nie ucieknie. Tylko po co tak żyć, skoro może być inaczej? Po naszemu.



Jakiś czas temu przechodziłam obok rozwodu znajomych. Koniec świata. Jak każda
zmiana dla wielu ludzi. Dziś oboje są szczęśliwi w nowych związkach. Dla nich życie zaczęło się znowu po 40-tce. A co najlepsze, oboje mentalnie odmłodnieli i przechodzą zakochanie jaki nastolatki. Nieznośnie, ale i tak lepsze to ćwierkanie niż patrzenie na uchodzącą chęć życia. Zmiana z perspektywy czasu to moment. Krok. Jeden. Najważniejszy. A kiedyś i tak będą pamiętać go jak przez mgłę, przed którą narosną nowe wspomnienia.














Na koniec zdanie, które kiedyś utkwiło mi w pamięci, wyczytane z jednej książki: Pamiętaj, że masz więcej siły, niż ci się wydaje.


PS. Jeśli ktoś wie, jak odzyskać skasowaną notkę, która była już opublikowana, to bardzo proszę o kontakt na priv. Skasowałam "PMS mózgu" i jestem niepocieszona.

Komentarze