Błysk o oczach czyli emocje przedmiotów
Dalej idę ścieżką zabawek. A co tam, raz się żyje.
Ale wracając do lego technic.
Dialog z kolegą, który mi uświadomił skalę sprawy:
- No to twój syn nie ma dojścia do klocków? - pytam z uśmiechem
- Spokojnie. On na razie woli bawić się samymi figurkami. Mechanika go jeszcze nie kręci.
No ba.
Najważniejsze, żeby nie były substytutem szczęścia w życiu. Dopóki mają swoje miejsce, to jest ok.
A propos przedmiotów:
Tolkien zrobił przedczasowy product placement LEGOlasem. Właściwie
okiem marketingowca - idealnie pasuje lego i Legolas, bo "ucieleśniają"
motto wynalazcy klocków lego O.K. Christensena - tylko najlepsze jest
wystarczająco dobre.
Lego technic zdaje się przeżywać drugą młodość głównie wśród ojców. Jakbym była młodą matką, to też bym miała lego technic.
Taki technic-dad potrafi z błyskiem w oczach opowiadać, jak zmodyfikował kolejny projekt. Jak zmienił napęd w samochodzie, zmodyfikował cośtam i jeszcze cośtam innego. Przyjemnością jest samo słuchanie o tym, bo ja do dziś sama jeszcze nie tankowałam i nie wlewałam płynu do spryskiwaczy w żadnym samochodzie. Ja wiem, jak się samochód uruchamia i prowadzi. I tyle. I nie chcę więcej wiedzieć. To jedna z tych dziedzin, w których inni mogą być absolutnie lepsi ode mnie.
Wczorajszy dialog na stacji. Podjeżdżam na Shella, bo tam są przemili panowie, którzy zawsze pomogą zatankować.
- Może potrzebuje Pani płyn do spryskiwaczy, albo olej?
- Wie Pan co? Nie mam pojęcia. Może i potrzebuję, ale to mój mąż będzie wiedział.
Wczorajszy dialog na stacji. Podjeżdżam na Shella, bo tam są przemili panowie, którzy zawsze pomogą zatankować.
- Może potrzebuje Pani płyn do spryskiwaczy, albo olej?
- Wie Pan co? Nie mam pojęcia. Może i potrzebuję, ale to mój mąż będzie wiedział.
Także tyle wiem.
Ale wracając do lego technic.
Dialog z kolegą, który mi uświadomił skalę sprawy:
- No to twój syn nie ma dojścia do klocków? - pytam z uśmiechem
- Spokojnie. On na razie woli bawić się samymi figurkami. Mechanika go jeszcze nie kręci.
Kolega pokazał mi ją z zachwytem i rozmarzeniem.
Popatrzyłam na niego i spytałam - Co na to lekarz?
- Też ją chce - padła riposta roku
Każdy ma swoją Gwiazdę Śmierci. Dla jednych będzie to samochód, dla innych aparat fotograficzny, dla jeszcze kogoś maszynka do pieczenia chleba, albo biżuteria od Tiffany czy zegarek, albo pióro wieczne czy cokolwiek innego. Dla niektórych może jakaś gra komputerowa. Gadżety. To wszystko gadżety, ale czyż nie umilają nam czasu?
No ba.
Najważniejsze, żeby nie były substytutem szczęścia w życiu. Dopóki mają swoje miejsce, to jest ok.
A propos przedmiotów:
Niedawno okradziono dom mojej przyjaciółki. Złodzieje nie pozostawili ani jednego elementu biżuterii. Przykre o tyle, że każdy jeden element był dla niej wspomnieniem. Głównie. Od kiedy się znamy (czyli jakieś 15 lat, bo poznałyśmy się jeszcze w jednej z moich pierwszych prac), zawsze na jakieś okazje dostawała złotą biżuterię. Kolczyki, bransoletki, naszyjniki. Od chłopaka, od ojca, od matki, od brata. Przykre, bo ojciec i brat nie żyją. Złodziej zabrał coś, co paserzy opchną za bezcen, a dla niej było przede wszystkim wielkim sentymentem. Ładunek emocjonalny przedmiotów ma często o wiele większą wartość niż ta rynkowa. Czasami mogą być po prostu bezcenne. Szkoda, że złodzieje o tym nie pomyślą.
Niby nic nowego, dopóki się nie poczuje, co to znaczy.
Niby nic nowego, dopóki się nie poczuje, co to znaczy.
Mam tak samo jak Ty - coś, co używam musi działać, ale nie muszę rozumieć jak, po co i dlaczego ;) Jak czytałam ten tekst ze stacji benzynowej Mężowi, to się uśmialiśmy oboje, bo jesteśmy identyczne, kochana :) Tyle, że ja nie mam prawa jazdy i samochodu, ale schemat działania mamy dokładnie ten sam :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz :-)
Usuń