SLOW nr 6- recenzja

SLOW.



Jeden z niewielu magazynów na polskim rynku wydawniczym, który kupuje się dla przyjemności już samego trzymania go w dłoniach.

Numer jeszcze przyjemniej zaskakuje, niż poprzednie. Za każdym razem, gdy się wydaje, że było już wszystko, to oni udowodniają, że jednak nie.
I za to ich cenię.


Co znajdziemy w numerze luty/marzec 2013?










Niezmiennie wiele tematów związanych z tym, co w życiu ważne: skupieniu na szczegółach, fokusy na detale, świetne zdjęcia, jakich nie spotka się w żadnym papierowym wydaniu. Artyzm, sztuka - w najlepszym wykonaniu.Tym razem szczególnie też zwracają uwagę zdjęcia młodego fotografa, który zwie się - Marcin NAGRABA. Chociaż cały numer fotograficznie jest wyśmienity. Tak klimatycznych, tak artystycznych zdjęć próżno szukać poza galeriami sztuki. I SLOW.

Do tego znowu wachlarz niesamowicie inspirujących i co ważne - pouczających, rozszerzających wiedzę i horyzont - artykułów. 


I dodatkowy uśmiech za okładkę.


Mój apel - kupujmy SLOW.
Strasznie smutno mi się zrobiło, gdy chodziłam od salonu do salonu, od kiosku do kiosku i słyszałam: nie bierzemy tego, bo się nie sprzedaje. Same zwroty były.
Dopiero w Empiku udało się go dostać.

Owszem, jest prenumerata i na pewno jest dobrym rozwiązaniem (szczególnie, że w prenumeracie nawet cena jest niższa a do tego mamy gwarancję dostawy), ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby takie taki magazyn był w pień wyprzedawany, żebym - jeśli już - nie mogła go dostać, bo JUŻ go nie ma na stanie, a nie dlatego, że go wcale nie biorą.  Rozumiem, że 15zł to nie jest mało, nie jest jednak też dużo, jak na magazyn, którego tematyka nie terminuje się z końcem miesiąca. Szczególnie, że na dziś nie jest to nawet miesięcznik. 


Czy SLOW jest niszowy? Mogę powiedzieć przekornie, jak o stylu slow life, że "tak", ale nie chciałabym, żeby jednak tak to było odbierane. Mogę czasami puszczać oko do świata, ale mówiąc o niszowości droczę się z podejściem, że to coś trudno dostępnego, dla wybranych, spełniających określone warunki, posiadających określone możliwości. 
TAK NIE JEST. Ani ze slow life, ani z magazynem SLOW. Nie jest tak też z lepszą jakością w życiu. Jako przeciętna Polka coś o tym wiem i nie piszę jak królewna z wieży. Piszę z normalnego mieszkania, posiadając normalną pracę, normalne sprawy do załatwienia (słowo "problem" jest zakazane w moim słowniku), borykam się z tym, co większość z nas. Mam jednak mocno zmodyfikowane podejście. Dzięki m.in. slow life, ale też nieustannej pracy nad sobą, bo wiem, jak ciężko jest zmieniać stare (naprawdę stare) przyzwyczajenia i przekonania. Nie będę jednak namawiać innych do tego samego. Każdy musi wiedzieć sam, co jest dla niego dobre, czego chce dla siebie. Dla swoich bliskich. Świata nie naprawię, ale podzielam zdanie, że każdy powinien pracować nad sobą. Nie na każdego zadziałają te same metody.  

Bardzo bym chciała, żeby ludzie mieli czas. Mieli odwagę i siłę, żeby go sobie brać, dzielić, układać się ze światem w sposób, który daje poczucie wolności. Oczywiście, że wszyscy żyjemy w jakichś zależnościach, powiązaniach, nie jesteśmy na bezludnej wyspie, na której zjemy, co sobie upolujemy albo zerwiemy, nie jesteśmy sami. Nie zmienia to faktu, że od nas zależy, co z tym czasem zrobimy. Nie szukajmy wymówek.
Wracając do tematu..
Można czas przeznaczyć chociażby na czytanie SLOW. 

Zgodnie z zapowiedzią redaktora, prawdopodobnie kolejne numery będą coraz bardziej iść też w kierunku minimalizmu. Co niezmiennie osobiście cenię w SLOW? 
Naprawdę to, że poszerza moją wiedzę. Pokazuje mi, opisuje szerzej tematy, które mnie faktycznie interesują. Nie tylko mnie. Wszystkich zwolenników świadomego życia. 



Polecam na pewno artykuły:
- o Skandynawii (naprawdę dobry i wnikliwy materiał. Po nim mam wrażenie, że jestem Skandynawką. A przynajmniej mentalnie chciałabym być. Szczególnie podoba mi się podkreślany parokrotnie pietyzm do poszanowania ogólnego dobra, szacunek dla środowiska i otoczenia, dla relacji międzyludzki i dla jakości. 
- o diecie 100 mil, która w skrócie odnosi się do spożywania produktów wyłącznie wytwarzanych w promieniu 161km. Myślę, że jest bardzo mocno powiązany z dietą 5 przemian, ale w końcu ja się jej wszędzie dopatruję.
- bardzo inspirujący artykuł na temat mody. Na świecie i w Polsce. Bardzo mnie zainspirował.
- ale też przypomnimy sobie historię chleba, przeczytamy apel o zapobieganie otyłości u dzieci, odkurzymy sygnały kontaktu z wampirami emocjonalnymi.
- Przybliżenie postaci Fridy. Z innego punktu wyjścia. I to dalece nie wszystko.


Ciekawa jestem, jak się rozwinie projekt certyfikatu slow:


 Ważniejsze jednak, czy i kiedy certyfikat ten nabierze wartości, rozpoznawalności i miano miernika jakości. 
Myślę, że im kibicuję. Patrząc na zatrzęsienie wyróżnień i certyfikatów, z których większość służy wyłącznie wyciąganiu kasy od firm, co też skutkuje brakiem poważnego traktowania wśród klientów, wypracowanie sobie renomy na miarę ISO na pewno będzie wymagało czasu. 
Powodzenia. Chętnie sama uwierzę, że widząc znak SLOW, mogę się spodziewać określonych standardów. Zobaczymy. 

Polecam SLOW. Ponownie. 




Komentarze