Sierpniowa huśtawka


Bujanie. Zapomniałam już, jakie to fajne. Jakie kojące i relaksujące. Od zawsze marzę o takiej huśtawce. Dziś przebujałam prawie całe popołudnie. Grill z przyjaciółmi. Fajne jedzenie. Dobre wino. Relaks. Kwintesencja chillowania. Kocham tych ludzi. Wszyscy borykamy się na co dzień z jakimi sprawami. Bezcenne jest jednak umiejętne oddzielanie spraw. Jak grillujemy, to grillujemy. Tematy ciężkie są zdecydowanie zakazane. Jesteśmy jak zaprzeczenie stereotypu Polaków. Zero narzekania, szukania problemów, krytykowania rzeczywistości. Boshe, jakie to cudowne.

Znamy się. Wiemy co u kogo się dzieje. Ale gdy odpoczywamy, resetujemy, to tylko to. Tylko. To taka zbiorowa mądrość.W życiu potrzebna jest pozytywna energia. Dużo pozytywnej energii. Masa, tony, hektolitry pozytywnej energii.

Po to, żeby nie zwariować tam, gdzie jej nie ma. Do spraw, które ją spalają jak ogień spalający tlen.

Świat kipi miejscami od negatywnej energii. Uparcie generowanej jak przez perpetuum mobile. Dlatego trzeba dla przeciwwagi generować i kumulować energię pozytywną i się nią wypełniać i chronić, jak tarczą. I dzielić, bo ludzie mają straszne niedobory. Mhm. Wiele osób cierpi na chroniczny niedobór pozytywnej energii. Ciężkie schorzenie, ale nie można ich zostawić.
Tylko czasami trzeba...




Bujać się na huśtawce. Rozmawiać z życzliwymi ludźmi, żeby umieć być wsparciem dla tych przerażonych, dla tych, którzy do każdego wydarzenia robią panikę "i co teraz?" i zaczyna się potok złotych rad. Masakra!!!

Czasami niektórzy reagują po fakcie "Nic nie mówiłaś, że to i to". Szczerze? Bo nie mam siły na histerię, wymądrzanie się i eksperckie porady, co robić.
 Sprawy się załatwia. Problemy rozwiązuje. Nie histeryzuje. Nie doradza bez pytania. Nie mądrzy komuś na siłę.
 Gdy nerwy są napięte jak postronki, gdy dzieje się coś dla nas mocnego, to potrzebna jest pozytywna energia.

Dużo. I zen. Bo emocje właśnie walczą z nami, żeby wpędzić nas w panikę. A my właśnie wtedy potrzebujemy dużo siły. Ssacza natura chce nas chronić. Trudno.

Czasami jesteśmy w trakcie skoku nad przepaścią, pod nami w dole setki metrów, lecimy jednak siłą motywacji na drugi brzeg. Bo to tylko jakiś etap drogi. Jak spadniemy, będziemy musieli zaczynać od nowa. Więc lecimy. I wtedy potrzebujemy dużo pozytywnej energii. Dobrych myśli. Wsparcia. Bez komentarzy.


Dolecimy. Tylko nie traćmy energii na cudze lęki i wątpliwości, a najgorsze - porady.

Wtedy dobrze pobujać się na huśtawce, podbić poziom pozytywnej energii na maxa, zepchnąć absurdalne wątpliwości, sprzężyć wsparcie. Zjeść dobrze, pośmiać się, pogadać o wszystkim innym i napić się wina z przyjaciółmi.

Trudne chwile, dylematy, słabe momenty miewają wszyscy. Różni nas podejście do nich. Łączy też.

Sposób radzenia sobie w trudnych sytuacjach łączy bardziej niż może się wydawać.

Na szczęście. Trzeba umieć się pobujać i uśmiechnąć. I nie zrzędzić, nie radzić na siłę. To moja grupa. Dobrze, że ich mam. Zwariowałabym, gdybym miała narzekać. Gdy jest pora na kumulowanie pozytywnej energii.

Dzień na huśtawce, to jest to.


A przecież zawsze dzieje się coś nowego ;-)



PS.

Kiedyś w trudnych chwilach dzwoniłam do pewnego znajomego.
Zadzwoniłam w dniu egzaminu na prawko. Chwilę przed wyjściem na plac.
Powiedział piękne słowa - co się przejmujesz? I tak nie zdasz.

Gdy dzwoniłam ze szpitala mówił - pewnie umrzesz, no trudno, szkoda że się nie bzyknęliśmy.

Kocham go za to.
Był pierwszym człowiekiem, do którego dzwoniłam, bo luzował uścisk rosnący w gardle.
Pamiętam, że działałam na niego podobnie, przy czym do mnie dzwonił raczej po zachwyt. Szczery :-) On się pięknie chwalił. Ten typ tak ma.

 Z biegiem lat przeszło dzwonienie, ale gdy jestem chwilę przed czymś pozornie krytycznym, wyobrażam sobie, co by powiedział i uśmiecham się na samą myśl.
Tak, tylko on miał prawo tak zareagować. U każdego innego taka reakcja by mnie wkurzyła. To jak terapeutyczne działanie spotkania w gronie przyjaciół.
Rodzina, partnerzy działają na innych falach. Specyfika relacji. Te drobne niuanse. Gdy od M. chcę otuchy, przytulenia itp. od innych chcę rozluźniającego uśmiechu, a od kogoś innego dostanę histerię i zamartwianie (nie, tego nie chcę nigdy, ale to się dostaje, gdy się z czymś wygada), od innych po prostu bycia. Tak to działa.

To ważna umiejętność w życiu: wiedzieć do kogo z czym zadzwonić. Komu o czym mówić. Niby oczywiste, a wcale nie. To nie tylko kwestia dyskrecji a reakcji.

O dyskrecji i złotych radach specjalistów napiszę kiedy indziej.

Dziś jestem myślami na huśtawce.

Jedno z moich marzeń. Huśtawka w ogrodzie. Kiedyś.



Komentarze

  1. przejmuje paleczke, a potrafie! :P (chodzi o dzwonienie w trudnych chwilach)
    znaczy tamten kolega mial dewize jak moja: pesymisci maja same mile niespodzianki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ to są święte słowa, dlatego pesymiści są bezcenni, a takich prawdziwych wcale nie ma tak dużo. Np. taki Allen. No ideał pesymizmu. Tobie też nic nie brakuje. Hm.

      Kto wie, może kiedyś zadzwonię do Ciebie ;-)

      Usuń
    2. obiecanki-cacanki! (pesymizm pierwszej jakosci)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl