Fryzjer, lekarz duszy
Ostatnio moje zen i poczucie równowagi jest mocno zachwiane. Życie. Bywa. Na tym polega osiąganie równowagi, że sporo jest się poza nią ;-)
Jesteś kobietą? Też tak masz, że jeśli dzieje się nie po Twojej myśli, to chociaż odbicie w lustrze poprawia Ci nastrój? Ja ostatnio tak nie miałam. Ostatnie miesiące były pod tytułem "Dżizas, jeszcze te włosy". Ale nie miałam koncepcji. I nawet nie chciało mi się analizować tematu. W sumie nigdy tego nie robiłam. Do fryzjera chodzę na zasadzie głębokiej, wewnętrznej potrzeby. Względy czysto estetyczne nie mają aż takiej wagi. Fryzjer to czysta psychologia.
Wchodząc dziś - prawie z biegu - do mojej ulubionej fryzjerki, dalej nie miałam wizji, czego chcę. Wiedziałam tylko, że jeśli czegoś nie zrobię, to oszaleję.
- Pani Leno, proszę zrobić ze mną "coś". Najchętniej chciałabym na krótko, bo to taki moment w życiu...
- Ale na krótko Pani nie zrobię - odpowiada p. Lena z uśmiechem.
- Dobrze, to proszę jakąś asymetrię - wzdycham
- I grzywkę. Zrobimy grzywkę. Taką wysoko, od czubka głowy - mruży oczy.
Znowu? A niech tam. Już ze 3 lata temu miałam i przeżyłam. Przeżyję jeszcze raz.
Godzina zleciała błyskawicznie. Rozmawiałyśmy o życiu. Jak zawsze. Gdy ktoś zmienia fryzurę to chyba zawsze coś za tym stoi. O tym też rozmawiałyśmy.
Dobry fryzjer to przede wszystkim lekarz duszy i to nie tylko kobiecej.
- Kiedyś przyszedł do mnie taki młody chłopak. Typ bardzo atrakcyjnego rockmana. Ma długie włosy, prawie do pasa, ale jemu to bardzo pasuje. Przyszedł i mówi "Pani Leno, na 3 milimetry". Powiedziałam mu, żeby się z tym przespał - opowiada tnąc po 10 cm moich włosów. Z każdym spadającym kosmykiem jest mi lepiej. Oddycham głębiej i spokojniej.
- Dziewczyna go rzuciła? - zgaduję
- Tak. Rano przyszedł, to było miłe, bo mógł przecież po prostu nie przyjść, ale przyszedł i podziękował, bo właśnie rzuciła go dziewczyna i był załamany, ale by tego już następnego dnia żałował - uśmiecha się - a ja wiedziałam, że tak będzie. Nie podejmuje się takich decyzji pod wpływem emocji, bo już rano można się popłakać.
Rzadko zmieniam fryzurę, ale gdy to robię, to tylko po to, żebym mogła się uśmiechnąć patrząc w lustro, to dodaje mi siły i zwiastuje zmiany. Zawsze.
Tym razem jeszcze nie wiem, jakie, ale jakieś idą na pewno.
Muszą nadejść, bo inaczej nie zmieniałabym fryzury. Taka karma. Tak po prostu to działa i nie ma co z tym walczyć. Idą zmiany. Czuję spokój, bo są potrzebne. Niby nie dotyczą bezpośrednio mnie (dlatego nie wiem, jakie będą), ale będą mieć spory wpływ na moje życie.
Czekam.
Czekam.
super zmiana :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też byłam w tym tygodniu u fryzjera. I mam tak, że budzę się i wiem, że dziś jest ten dzień. Lekarze dusz... :)
A z ciekawości, byłaś "odświeżyć" fryzurę, czy też mocniejsza zmiana?
UsuńPS. Dzięki za miłe słowo ;-)
Cięcie. Ale u mnie jak cięcie to już solidne :) czyli nie jakiś centymetr, albo dwa tylko minimum pięć, a bywa i dziesięć :) Ale wizyta faktycznie związana chyba ze zmianami- przeprowadzamy się, urządzamy i chyba nieświadomie zmiany musiały zajść zarówno w jak i na głowie :)
UsuńNo tak. To by się zgadzało :-)
UsuńGratuluję zmian! ;-)