Slow biznes

Lubię wracać do jednego z wywiadów z Carlem Honore (polecam i od razu podpowiadam, żeby go sobie zapisać gdzieś jako PDF, na prywatny użytek), który jest chyba najbardziej rozpoznawalnym propagatorem slow life.



Firma, w której pracuję jest jak Google.
Na marginesie, Google jest uznawany za najlepszego pracodawcę na świecie




Model zarządzania musi być dostosowany do środowiska, branży, ludzi. Za miękkie, bądź za twarde narzędzia, mogą pomagać bądź szkodzić. To wszystko oczywiste. Jest wiele czynników i narzędzi. Nie będę się jednak o tym rozpisywać.



Na czym polega wyjątkowość firmy, w której pracuję? Na atmosferze (technologie to zupełnie inna sprawa). Właściwie można się tego domyśleć nawet po tym blogu. Gdyby było inaczej, nie miałabym ani siły, ani ochoty zajmować się czymkolwiek innym, bo z reguły ludzie na moim stanowisku są pracoholikami bez życia prywatnego (ale to też ich wybór). To moja 14ta firma w ciągu 17 lat pracy i mam pewien ogląd. Dość mocny.


Jest to jedyna znana mi od środka firma, o której ze spokojem powiem  - etat jest lepszy, niż bycie wolnym strzelcem i moje bycie tu jest moim i moich pracodawców wyborem.


Co ją wyróżnia? Właśnie model podobny do modelu Google. Firma zatrudnia samych specjalistów i daje nam swobodę, w tym też myślenia (wbrew pozorom to nie jest oczywiste). Każdy wie, jakie są cele. Każdy ma duże doświadczenie, wiedzę. Nie ma między nami rywalizacji, nie ma chorych intryg (może dlatego, że większość to faceci). Jesteśmy świetnym teamem i do pracy podchodzimy z pasją i zadaniowo. Doskonale się dogadujemy (pięknie kłócimy, razem żartujemy, gadamy o czym się da, ale jeszcze lepiej znajdujemy rozwiązania i działamy). Nikt z nas nie podchodzi rutynowo, bo też branża na to nie pozwala.  Uwielbiamy szukać rozwiązań w nietypowych sytuacjach. Dla mnie osobiście nie istnieje zwrot "nie da się" (ba! W tej firmie dotyczy to nas wszystkich). Zawsze jest jakieś wyjście i chce się je  znaleźć, zamiast pliku wymówek, dlaczego jednak nie.



Bezcenne jest to, że każdy mówi co myśli. Możemy mieć burze mózgów, o czym tylko chcemy. Pewnie, że są takie dni, naszpikowane pracą, zadaniami, gdy rozstrzał tematów i spraw powoduje parowanie mózgu  (Ba, jest ich całkiem wiele, jak nie większość, no dobra, prawie wszystkie, bo w końcu coś się na ten rozwój firmy składa), ale tu bardzo nam pomaga poczucie humoru, albo zwykłe wyładowanie emocji. Jesteśmy w tym naprawdę dobrzy. Jak we wszystkim. Ba, a i tak znajdę czas, żeby oderwać myśli i zająć czymś innym.


Tu nie ma ludzi, których ja nazywam "poganiaczami bydła". Nie ta klasa. Tu wszyscy są specjalistami nie bez powodu i nie z przypadku. Kocham i branżę i ludzi, także po stronie klientów (bo ci są równie wyjątkowi i nietuzinkowi). Dla mnie niezmiennie praca w tym środowisku to zaszczyt. Reszta to tajemnica służbowa ;-)


To jest praca, do której kolejny rok chodzę (właściwie jeżdżę) z przyjemnością i ciekawością. Jako że odpowiadam też za marketing, niejednokrotnie najlepsze pomysły miałam przed samym zaśnięciem, czyli jednak myślę o pracy ;-) I tak bywa, że wstaję w nocy zapisać albo pomysł na notkę na bloga, albo na coś związanego z pracą, bo niektóre pomysły są kamieniami milowymi i po prostu nie mogę odpuścić.


Wolny umysł, pozbawiony ucisku  i chorej presji, czy dziwnych klimatów zupełnie inaczej pracuje. Czasami sama sobie zazdroszczę, ale głównie tego, że dopięłam swego i znalazłam takie miejsce. 

Tak. Da się. Są takie firmy i każdemu mogę polecić po prostu rozwijanie się, nieustanną naukę, ciekawość, zaangażowanie w coś, bo takie doświadczenie w którymś momencie ma bezwzględnie dużą szansę zaprocentować.

Tak, podkreślę - ja się nadal cały czas uczę i rozwijam (zawodowo przede wszystkim, ale osobiście też bardzo, a do tego przecież nowości i teorie związane ze zdrowym trybem życia). Nie mogłabym odpuścić, bo to, czym się zajmuję, nie daje takiej możliwości. Technologie, możliwości, narzędzia marketingowe, budowanie relacji (z ludźmi z całego świata) wymaga ciągłej pracy nad sobą. Rozwój i trzymanie standardów. 



Zapewniam jednak, że jeśli się robi coś co się kocha, to nie czuje się jak pracownik i nie jest się tak traktowanym. To jest dla mnie ciągle dowód dopieszczania ego. W końcu robię to przede wszystkim dla siebie. To wypełnia większą część mojego dnia. Klienci dzwonią i piszą o różnych porach i dla mnie to zawsze przyjemność. Chyba że jestem na urlopie, to nie, bo lubię zatęsknić :-)


Po całodziennym spełnianiu się zawodowo kocham odłączyć się (chociaż są dni, że jak jakiś projekt mnie wciągnie, to i po nocach siedzę, ale to wyłącznie mój wybór i zdarza się rzadziej niż spadająca gwiazda) i przejść na tryb priv. Zmyć makijaż, włożyć dres i t-shirt  i czochrając kota być znowu żoną, przyjaciółką i wszystkim innym. I pójść na salsę (znowu mam przerwę i cholernie tęsknię, ale dam radę), czy inne zajęcia. Albo nawet na spacer. Whatever.


To moja, moja idealna równowaga w życiu. Zupełny kosmos pomiędzy moimi ukochanymi światami - zawodowym i prywatnym. Bez równowagi między nimi nie czuję się szczęśliwa. Od kilku lat jednak już ją mam.
Na ile, na jak długo? Nie wiem. Oczywiście że pamiętam o przemijaniu, o tym, że wszystko płynie. Może dzięki temu tak bardzo, bardzo doceniam, to co mam dziś. Pracę, genialny team (serio, praca z takimi ludźmi to mega zaszczyt i satysfakcja i tym razem wyjątkowo nie mówię o sobie ;-), stanowisko, pensję, relacje, które dają mi zawodowe zadowolenie (mądrzy Klienci to skarb) i pozwalają wyżyć wrodzone ADHD i fajne życie prywatne. Wolny umysł jest po prostu szczęśliwy. Nawet mimo niedogodności, które dopadają z innych stron, które w innym okolicznościach pewnie by mnie już dawno zmiażdżyły. Dziś nie. Dziś jestem kobietą slow i czasami potrzebuję jednego - czasu, żeby pomyśleć.


Co jest dla mnie istotne - ja zawsze wierzyłam, że w Polsce musi być chociaż jedna taka firma. Ta, w której ja jestem na pewno jest i jestem przekonana, że sukces, na który jest skazana i który pozwala jest istnieć prawie na całym świecie, ma w jakimś stopniu swoje źródło w ludziach, którzy tę firmę stworzyli kiedyś i tworzą dziś.



Nie wiem jeszcze, jak  będzie toczyło się dalej moje życie, ale na dziś po prostu zapisuję, że są takie firmy. Są ludzie, którzy tworząc firmę z pasji, podejmują później słuszne decyzje w zarządzaniu nią. Zysk i sukces jest skutkiem ubocznym pasji. Jestem tego świadkiem i członkiem.

Wzrusza mnie to momentami. Carl Honore by mnie zrozumiał, tak myślę. Może kiedyś będę mogła z nim porozmawiać również o współczesnym slow life a w tym, o równowadze w życiu.


Jako ciekawy trend, podrzucam nowe na blogu hasło: slow biznes  TU, czy też TU (nie moje działki, ale i tak dobre materiały).

Slow life, to nie wycofanie - to mądre działanie.  
I jak widać, można osiągnąć równowagę, ważna jest jednak uważność, która jest chyba głównym filarem slow life. Nie bez powodu. Skupienie i sprawne działanie pozwala po prostu dobrze zarządzać czasem. I tak, realizować się na wielu polach. 
A co do miejsca pracy? Polecam je sobie po prostu wymarzyć. Działa. 


I jest to też fajny pomysł na marzenie, cel: stworzyć taką firmę i zatrudniać ludzi, dla których praca nie jest przykrym obowiązkiem. Niech taki cel wyznaczają sobie nie tylko ci najlepsi ;-)

Komentarze