Czego się napijesz?
Powiedz, czego się napijesz a powiem ci, kim jesteś :-)
Baileys wypuszcza kolejną reklamę. Kolejną wykwintną.
Od lat czasami się dyskutuje o zniewieścieniu facetów i utracie kobiecości przez kobiety. Znowu i znowu i coraz bardziej. Jak patrzę na to z perspektywy kobiety w pięknym wieku dalekim od nastoletniego, kobiety, która zawsze obracała się w świecie 100% samców z reguły starszych (przynajmniej tych od związków) i dzięki nim kształtowała gust, kobiety, która nie ma wątpliwości, co jest kobiece, a co już nie i która z niejednego pieca chleb jadła, to wszystko lśni jasnością bez braku wątpliwości.
Na męskość i kobiecość składają się niuanse i nieudawane, wyrobione gusta, maniery, zachowania. Są takie, które przypisują się do płci naturalnie. Nie pod pozę, ale pod charakter. Niektóre są wspólne, niektóre są przypisane bezwarunkowo do płci. I co najważniejsze, do naszych indywidualnych gustów. Ile razy zdarza się ludziom usłyszeć "zostańmy przyjaciółmi"? Tłumaczy się to wyglądem, brakiem chemii, jakimiś drobiazgami. Na chemię, na wygląd zewnętrzny albo raczej jego postrzeganie składają się niuanse. Dziesiątki niuansów. Wielu z nich nie jesteśmy nawet do końca świadomi. Z obu stron. Co może być podstawowym odpalaczem hasła o przyjaźni? Nawyki. Każdy z nas wie, że nawyki są tym, co zmienić najtrudniej a z drugiej strony, wiemy, że zmieniając je dla kogoś, namawiając kogoś do zmiany, zabijamy coś w relacji. Dlaczego? Bo z założenia chcemy zakochiwać się w kimś takim, jakim jest. Poznając nowego człowieka, chcący niechcący budujemy w pamięci jego mapę nawyków i punktujemy ją bezwzględnie. To działa w obie strony. Metroseksualizm ma swoje plusy, ale niesie też pewne ryzyko.
Każdy ma listę punktów nie do przejścia, jakby mocno nie iskrzyło. Dla mnie to przykładowo facet delektujący się likierami i do tego palący cienkie papierosy. Taki ekstremalny przykład. Idealnego materiału na przyjaciela. Dla mnie, dla moich pierwowzorów i ideałów facet może się tymi akcesoriami bawić. Wyłącznie. Ba, zauważając z uśmieszkiem, że likier jest nieznośnie słodki i jak takie cienkie papierosy można palić. To normalne i oczekiwane odczucia i komentarze dla mnie. Dla moich norm. Dla mojej skali męskości, bo kumpel może być największym fanem likierów. Nie ma sprawy, w takiej relacji to po prostu pocieszne :-) Likiery są dobre do kawy, jako lekki alkohol z lodem. Zupełnie na słodko. Likiery mają kobiecy charakter. Koniec :-) Zdania są różne, wiem, nie o to mi chodzi. Ale coś jest na rzeczy, skoro sam producent Baileysa kieruje reklamę do kobiet i ew. wrażliwych na estetykę facetów... którzy powinni umieć wykorzystać tę wiedzę w swoich relacjach. Ok, ok nie wszystkie kobiety lubią likiery. O to też nie chodzi.
Ba, tak naprawdę lepiej, naturalniej i seksowniej wygląda emancypantka sącząca męską z charakteru whisky (przyjemnością są takie wieczory w męskim gronie) niż mężczyzna ze szklaneczką likieru. Tak po prostu. O ile wiele gadżetów z powodzeniem przenika się między światami męskim i damskim (jak torby), tak trzeba to bardzo uważnie dobierać podkreślając swój charakter a nie zmieniając jego płeć. Zbyt mocno. Są zachowania, reakcje, które wręcz powinny być powtarzalne, bo i tak będziemy ich szukać.
One budują nasz gust. Sytuacje, które mają znaczenie, gdy znajomość przyjemnie pobudza wyobraźnię, po których subiektywnie czujemy przyjemne mrowienie. Niezobowiązująco, a miło. Każdy ma takie normy, check pointy.
Jednocześnie w tym metroseksualnym świecie na pewno trudne musi być zbudowanie ich. Ocenianie ich autentyczności. Nie wiem, jak to robią dziś nastolatki, nie wiem, jak to wygląda dziś dla młodego pokolenia, ale wiem, że się cieszę, że nie muszę tego sprawdzać. Miałabym straszny dysonans poznawczy. Oni pewnie jakoś dają radę :-) Najistotniejsze jednak jest to, że nie ma z tego tytułu powodu do obrażania się, obniżania poczucia wartości własnej a już zupełnie nie zmieniania się pod kogoś. To się prawie zawsze obraca przeciwko. Wiedzmy, jacy jesteśmy, wiedzmy, co jest dla nas ważne, wiedzmy, czego nie będziemy akceptować na dłuższą metę. Związek, każda relacja to dopasowanie, ale błagam, bez pretensji i awantur o naszą naturę, charakter, upodobania. Mamy prawo być jacy jesteśmy, lubić co lubimy, nie lubić czego nie lubimy i jeśli to komuś nie pasuje, coś nie pasuje nam u kogoś, to podajmy sobie ręce, dajmy buziaka i życzmy wzajemnie szczęścia. Po co? Żeby za jakiś czas nikt do nikogo nie miał pretensji, żalu. A jeśli coś nam nawet nie pasuje, to nigdy nic nie wiadomo, bo nie raz z pewnych nawyków się wyrasta, dojrzewa do innych i wtedy może coś być, jeśli w między czasie zdążyła narodzić się fajna przyjaźń. Scenariuszy bywają miliony. Empatia jest fajna. Równie jak zdrowe poczucie wartości i samoakceptacja.
Czego się napijesz, przyjacielu? ;-)
PS. Ożywiam z Cobyety pisanie o relacjach. Ten świat za bardzo się zmienia w moich oczach, żebym sobie odmawiała opisywania go z mojej perspektywy i odniesienia do moich i zasłyszanych doświadczeń. Niezła zabawa. Od dziś bawię się tym pobocznie tu. Też będę to robić slowly :-)
Od lat czasami się dyskutuje o zniewieścieniu facetów i utracie kobiecości przez kobiety. Znowu i znowu i coraz bardziej. Jak patrzę na to z perspektywy kobiety w pięknym wieku dalekim od nastoletniego, kobiety, która zawsze obracała się w świecie 100% samców z reguły starszych (przynajmniej tych od związków) i dzięki nim kształtowała gust, kobiety, która nie ma wątpliwości, co jest kobiece, a co już nie i która z niejednego pieca chleb jadła, to wszystko lśni jasnością bez braku wątpliwości.
Na męskość i kobiecość składają się niuanse i nieudawane, wyrobione gusta, maniery, zachowania. Są takie, które przypisują się do płci naturalnie. Nie pod pozę, ale pod charakter. Niektóre są wspólne, niektóre są przypisane bezwarunkowo do płci. I co najważniejsze, do naszych indywidualnych gustów. Ile razy zdarza się ludziom usłyszeć "zostańmy przyjaciółmi"? Tłumaczy się to wyglądem, brakiem chemii, jakimiś drobiazgami. Na chemię, na wygląd zewnętrzny albo raczej jego postrzeganie składają się niuanse. Dziesiątki niuansów. Wielu z nich nie jesteśmy nawet do końca świadomi. Z obu stron. Co może być podstawowym odpalaczem hasła o przyjaźni? Nawyki. Każdy z nas wie, że nawyki są tym, co zmienić najtrudniej a z drugiej strony, wiemy, że zmieniając je dla kogoś, namawiając kogoś do zmiany, zabijamy coś w relacji. Dlaczego? Bo z założenia chcemy zakochiwać się w kimś takim, jakim jest. Poznając nowego człowieka, chcący niechcący budujemy w pamięci jego mapę nawyków i punktujemy ją bezwzględnie. To działa w obie strony. Metroseksualizm ma swoje plusy, ale niesie też pewne ryzyko.
Każdy ma listę punktów nie do przejścia, jakby mocno nie iskrzyło. Dla mnie to przykładowo facet delektujący się likierami i do tego palący cienkie papierosy. Taki ekstremalny przykład. Idealnego materiału na przyjaciela. Dla mnie, dla moich pierwowzorów i ideałów facet może się tymi akcesoriami bawić. Wyłącznie. Ba, zauważając z uśmieszkiem, że likier jest nieznośnie słodki i jak takie cienkie papierosy można palić. To normalne i oczekiwane odczucia i komentarze dla mnie. Dla moich norm. Dla mojej skali męskości, bo kumpel może być największym fanem likierów. Nie ma sprawy, w takiej relacji to po prostu pocieszne :-) Likiery są dobre do kawy, jako lekki alkohol z lodem. Zupełnie na słodko. Likiery mają kobiecy charakter. Koniec :-) Zdania są różne, wiem, nie o to mi chodzi. Ale coś jest na rzeczy, skoro sam producent Baileysa kieruje reklamę do kobiet i ew. wrażliwych na estetykę facetów... którzy powinni umieć wykorzystać tę wiedzę w swoich relacjach. Ok, ok nie wszystkie kobiety lubią likiery. O to też nie chodzi.
Ba, tak naprawdę lepiej, naturalniej i seksowniej wygląda emancypantka sącząca męską z charakteru whisky (przyjemnością są takie wieczory w męskim gronie) niż mężczyzna ze szklaneczką likieru. Tak po prostu. O ile wiele gadżetów z powodzeniem przenika się między światami męskim i damskim (jak torby), tak trzeba to bardzo uważnie dobierać podkreślając swój charakter a nie zmieniając jego płeć. Zbyt mocno. Są zachowania, reakcje, które wręcz powinny być powtarzalne, bo i tak będziemy ich szukać.
One budują nasz gust. Sytuacje, które mają znaczenie, gdy znajomość przyjemnie pobudza wyobraźnię, po których subiektywnie czujemy przyjemne mrowienie. Niezobowiązująco, a miło. Każdy ma takie normy, check pointy.
Jednocześnie w tym metroseksualnym świecie na pewno trudne musi być zbudowanie ich. Ocenianie ich autentyczności. Nie wiem, jak to robią dziś nastolatki, nie wiem, jak to wygląda dziś dla młodego pokolenia, ale wiem, że się cieszę, że nie muszę tego sprawdzać. Miałabym straszny dysonans poznawczy. Oni pewnie jakoś dają radę :-) Najistotniejsze jednak jest to, że nie ma z tego tytułu powodu do obrażania się, obniżania poczucia wartości własnej a już zupełnie nie zmieniania się pod kogoś. To się prawie zawsze obraca przeciwko. Wiedzmy, jacy jesteśmy, wiedzmy, co jest dla nas ważne, wiedzmy, czego nie będziemy akceptować na dłuższą metę. Związek, każda relacja to dopasowanie, ale błagam, bez pretensji i awantur o naszą naturę, charakter, upodobania. Mamy prawo być jacy jesteśmy, lubić co lubimy, nie lubić czego nie lubimy i jeśli to komuś nie pasuje, coś nie pasuje nam u kogoś, to podajmy sobie ręce, dajmy buziaka i życzmy wzajemnie szczęścia. Po co? Żeby za jakiś czas nikt do nikogo nie miał pretensji, żalu. A jeśli coś nam nawet nie pasuje, to nigdy nic nie wiadomo, bo nie raz z pewnych nawyków się wyrasta, dojrzewa do innych i wtedy może coś być, jeśli w między czasie zdążyła narodzić się fajna przyjaźń. Scenariuszy bywają miliony. Empatia jest fajna. Równie jak zdrowe poczucie wartości i samoakceptacja.
Czego się napijesz, przyjacielu? ;-)
PS. Ożywiam z Cobyety pisanie o relacjach. Ten świat za bardzo się zmienia w moich oczach, żebym sobie odmawiała opisywania go z mojej perspektywy i odniesienia do moich i zasłyszanych doświadczeń. Niezła zabawa. Od dziś bawię się tym pobocznie tu. Też będę to robić slowly :-)
ale błagam, bez pretensji i awantyr o naszą naturę - do uslug
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego, ale skojarzylo mi sie noszenie przez facetow torby z paskiem na ukos przez ramie (chyba w Doktorze Housie byl taki lekarz) brrrr. Na dodatek mial dlugie rozpuszczone wlosy. Kwintesencja metroseksualnosci, choc cech zniewiescialych nie wykazywal. Albo torba podrozna na koleczkach, wieziona przed soba (ostatnio Kominek sie taka zachwycal) Hm. Facet powinien uniesc worek marynarski wypchany po brzegi i przeniesc go te 2 km po lotnisku bez pomocy, to w pewnien sposob trening miesni, inaczej jak zaciagnie za wlosy swoja kobiete do lozka i jak przeniesie przez prog? :) Tak, jestem meska szowinistyczna knurzyca.
OdpowiedzUsuń