Pora przestać udawać

Olśniło mnie dziś. Zobaczyłam. Zrozumiałam. Zobaczyłam smycz, jaką ludzie sobie zakładają na szyję zaciskając coraz mocniej z każdym dniem, aż ciężko im oddychać. 

Eureka!


Treść objawienia: ludzie uczą się udawać szczęście. Nie być szczęśliwymi, nie szczerości przed samym sobą, ale jak doskonale udawać szczęśliwego. Szczęśliwą. Gdy im się serce kraja, smutek zalewa duszę, depresja drąży nerwy oni się uśmiechają mimo oczu czerwonych od nocnych łez i żalu. 





I szczerze, to przyznam, że to jakaś totalna paranoja. Nie można tak. Ludzie, obudźcie się. Życie nie polega na tym, żeby przejść je dobrze udając, że wszystko jest ok.  Mistrzowie w tej sztuce naprawdę potrafią do szpiku kości oszukiwać nawet samych siebie. Tresują otoczenie, ale głównie siebie. 

Tak nie można. To jest bez sensu i nie służy niczemu dobremu. 

Ja jestem slow, wyczulam bardziej zmysły, również empatię, tylko nie po to, żeby wchodzić w skórę innych i współdzielić z nimi Weltschmerz, ale widzę i czuję, gdy coś jest nie tak. Zresztą każdy w miarę rozgarnięty człowiek to widzi. Ludzie generalnie widzą, że dialog 
- co u ciebie? 
- wszystko w porządku
jest ściemą, gdy ściemą jest, jak powiedziałby Yoda. I nie drążą, bo przecież oni sami też udają i też tam mówią, żeby mówić. Bo tak wypada. Bo tak się mówi. 

Ale chodzi o to, żeby odpowiadając na te pytanie tak uważać, właśnie że wszystko jest w porządku. 
I to jest zupełnie i spokojnie możliwe. Wiem, bo tak mam.
Istotą rzeczy jest przestać się oszukiwać. Siebie samego. Popatrzeć w lustro, zrobić remanent emocji, doświadczeń, poglądów i poukładać się ze sobą. Przestać udawać tworząc kolejne maski, pozy. Przestać szkolić się w oszukiwaniu samego siebie. Oczywiście każdy z nas ma tzw "wiele twarzy" (przynajmniej powinien mieć, bo złożona osobowość jest pewnym wyznacznikiem rozwoju ludzkości), ale to nie to samo. Nie w tak kardynalnych sprawach jak poczucie szczęścia, zadowolenia z życia, z relacji, z tego co się czuje i robi. Nie można udawać przed samym sobą. To chyba największa krzywda, jaką można sobie robić. 

W byciu szczęśliwym chodzi o to, żeby to szczęście czuć. Po prostu. Nie wmawiać go sobie, nie przekonywać siebie, nie mówić bzdur, że "szczęście to tylko chwile", nie dorabiać jakieś dziwnej ideologii i teorii do szczęścia. Nie nadawać mu rangi czegoś nieosiągalnego i nieuchwytnego jak zorza polarna. Bo szczęście jest po prostu stanem, który jest normalny jak każdy inny stan. Filozofom, pisarzom i grafomanom pozostawmy odrealnione opisy. Ba, sama lubię je czasami pouskuteczniać, bo przekoloryzowanie i przerysowanie jest estetycznie i emocjonalnie rozkosznym zabiegiem. Ale to tyle. Poza tym bycie aktorami w życiu nie ma doprowadzać do grania przed sobą samym. No to musi powodować frustrację, bo udawanie jest na dłuższą metę męczące i wyczerpujące.

Na pytanie, czy się jest szczęśliwym odpowiedź ma być "tak". Bez żadnych dalszych "ale". Powtórzę,
nie chodzi o umiejętność wmawiania sobie, że jest ok. Chodzi o to, żeby tak się układać ze sobą i światem, żeby przerabiać emocje, przeżycia, relacje, plany, marzenia i każdy dzień, żeby te szczęście było autentyczne. Zadowolenie z siebie i życia także. 

Nie uczcie się pięknie pisać, pięknie mówić, gdy jest źle, po to, żeby zamazać własne emocje i odczucia. Je trzeba przeżywać, przerabiać i iść dalej. 

Udawanie szczęśliwego jest bez sensu. Pora to zrozumieć. 
I zacząć być szczęśliwym. 

Właśnie teraz. 
Układać się z sobą, nie uczyć się mozolnie oszukiwać siebie, robienia dobrej miny do złej gry przed sobą itp, itd, a po prostu żyć tak, żeby puzzle układały się w zgrabną całość.  Nie chwalmy się za to, że sami siebie dobrze oszukujemy. No przecież to jakiś absurd. Prawda? No przecież oczywiście, że prawda. Widać? Widać. Dziękuję. 

PS. I naprawdę głupotą jest powtarzanie frazesów, że szczęście jest ulotne, jest nieosiągalnym celem, mistyczną nirwaną, momentem głębokiego duchowego uniesienia... bla, bla, bla. Szczęście jest szczęściem. 
Kropka.

Szczęścia życzę :-)

Komentarze

  1. Mnie też razi takie amerykańskie "zawsze bądź optymistą". W dzisiejszym świecie ludzie boją się przyznać, że nie jest im dobrze. No chyba, że mają depresję, to wtedy nie muszą się czuć winni, że nie promienieją radością na każdym kroku... :) p.s. Poza tym przecież są różnice indywidualne. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ale ja nie mam nic do "zawsze bądź optymistą". Nie mam nic do amerykańskiego "I'm fine". Ja to bardzo lubię, mi chodzi o to, też w tym tekście, żeby ludzie tak czuli faktycznie i szczerze przed sobą. Żeby uczyli się tego jak sobie budować udane życie, a nie jak dobrze siebie i innych oszukiwać potęgując zapotrzebowanie na prozac. Szczęście nie ma być wyolbrzymiane, mitologizowane. To normalne uczucie, które jest kumulacją wszystkich innych uczuć, jakie miewamy w życiu. I spokojnie może być stanem niesztucznie permanentnym. Nierozumiejąc tego ludzie uczą się niewłaściwych postaw i myślenia a najbardziej udawania. Bez sensu.
      A co jest złego w promienieniu radością? Czemu to razi? Czemu popularne i powtarzane są hasła ludzi, które odsuwają szczęście w rejony wręcz nierealne. To też wybór, czy się z nimi zgodzimy czy potraktujemy jak mądrość, albo literacko-filozoficzny przerys. Nikt nie nie ma udawać szczęścia. Niech każdy taki będzie.

      Usuń
  2. Marzena! Ty się mityguj! W naszej kulturze nie wypada przyznawać się do szczęścia. A tym bardziej nie wypada być szczęśliwym. No bo jak? Lata rozbiorów, powstania (wszystkie przegrane), komunizm, stalinizm, walka o wolną Polskę i na dodatek ten biedny Jezus na krzyżu i do tego pod krzyżem jego matka zawsze dziewica. I ja mam być szczęśliwa??!! No nie wypada! Do dobrego tonu należy iżby trochę pocierpieć.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Altemila,
    polubiłam Cię od pierwszego komentarza :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl