Bez ograniczeń, wszystkimi zmysłami w czasoprzestrzeni



Jestem niezmiennie fanką łososia i biorę go prawie wszędzie. Z reguły łosoś wychodzi kucharzom średnio. Rozumiem, że pracują na łososiu mrożonym, niemniej, nie zmienia to faktu, że można przygotować go świetnie. Z takim łososiem miałam ostatnio do czynienia we włoskiej restauracji w pewnym miasteczku pod Berlinem. Tajemnica? Łosoś w szynce parmeńskiej* z krewetkami w sosie (nie wiem jakim). Do tego szpinak i młode ziemniaki. 
Jak nie znoszę krewetek, tak te były świetnie przygotowane.  I to potwierdza moją teorię, która mówi, że wszystko zależy od kucharza i okoliczności, a nie gustu. Tym sposobem będę się kiedyś zajadać świeżymi kalmarami. Niewyobrażalne dziś, realne jutro ;-)

Ten łosoś był fenomenalny. 
Zdarza się. 






Niemieckie autostrady powodują, że przemieszczanie się z jednego końca państwa na drugi trwa tyle, co z Gdańska do Warszawy. Kiedyś u nas też tak będzie. 


Są hotele, które są tak urządzone, że chce się tam zamieszkać. Kocham wygodne, szerokie hotelowe łóżka. Jeśli wnętrze jest do tego wyposażone ze smakiem, a w łazience podgrzewana podłoga, to czego chcieć więcej? ;-)


* Przepis na takiego łososia znalazłam TU, ale jeszcze go nie wypróbowałam. Na razie chcę zachować wspomnienie tamtego smaku.

Weekend będzie bardzo, bardzo slow, bo strasznie tego potrzebuję. M. obiecał mi sporą dawkę rozpieszczania. Biorę bez marudzenia, bo za nim też się stęskniłam ;-)

Komentarze