Klaustrofobia a Dolina Kościeliska

Przełamywanie własnych lęków i fobii. Tak. Każdy to kocha... ;-) 
Wyprawa do Doliny Kościeliskiej. Czego można się spodziewać po dolinie w zimny, dżdżysty, mglisty dzień? Oczywiście odrobiny spokoju. Przecież nikt normalny nie będzie wychodził w taką pogodę. Mhm. Jasne. Okazało się, że pomyślała tak cała masa osób. 
Gdy się tak idzie, idzie i nic nie widać, nic się nie dzieje, zobaczenie napisu "Jaskinia Mroźna" może spowodować tylko jedną reakcję: "Idziemy! Tak! Dokładnie! W życiu nie byłam w jaskini! Hura!". To były w miarę ostatnie słowa. Potem była wspinaczka. Dobre 20 min. Kamienie pod stopami. Kamienie. W górę. W górę. Zakręt. Kamienie. Bolą uda. Kamienie. W końcu doszliśmy. TOPRowiec poinformował wszystkich, którzy oczywiście już czekali od dawna, że jeszcze chwilę to potrwa, ponieważ jakaś kobieta skręciła sobie nogę w jaskini i czekają na wsparcie. OK. Nie ma problemu. Ostatni raz w życiu byłam w jaskini w Disneyland pod Paryżem. Jechało się taką kolejną, to było coś a'ja Indiana Jones. Poza tym nie byłam w jaskini, więc ciekawość oczywiście jest silna... Ach, jak fajnie. Egzaltowałam się nieznośnie. Po jakiś 10min. TOPRowiec wrócił i zanim nas wpuścił za budkę biletową, opowiedział historię tej jaskini. Super. Lubię takie rzeczy. Nic z tego nie zapamiętuję, ale i tak lubię słuchać. Z opowieści zostało mi jedno: miejscami idzie się bokiem, miejscami w kucki, bywa ciasno. No to idziemy. 
Idziemy do wejścia. Przed samym wejściem dotarły do mnie słowa, fakty, przecież ja mam klaustrofobię w niskich i wąskich pomieszczeniach. Jaskinia ma 500m. 
"Wiesz co? Ja jednak podziękuję" powiedziałam do M. przed samym wejściem, z przerażeniem, paniką i dramaturgią szczerą w oczach 
"Nie pitol. Idziesz" odpowiedział. 
No i poszłam. 


Dolina Kościeliska



Było fantastycznie. Wybrudziłam się błotem idąc w kuckach, 2 razy uderzyłam głową w skałę, podnosząc się, na szczęście mam dobre buty, więc ani razu się nie poślizgnęłam. 
Gdybym wiedziała na dole co mnie czeka, pewnie dalej nudziłabym się idąc zamgloną doliną... 
Po drodze, w jaskini, minęliśmy kobietę, która zwichnęła nogę. Nie mam pojęcia, jak dojdą do nie TOPRowcy, których spotkaliśmy na dole. Na dole, znaczy po zejściu niekończonymi się schodami. Kobieta miała na stopach trampki. To tak dla lepszego zobrazowania. Pewnie też poszła tylko na spacer w dolinie i zauważyła znak "Jaskinia Mroźna"... 

W drodze powrotnej trafiliśmy na bacę wyprowadzającego akurat stado owiec. Krzyknęłam "Łowce!" i pobiegłam do nich pseudospokojnym krokiem. Co za rozkoszne zwierzęta. Ich potulność jest nie do opisania. Jedna dała mi się pogłaskać, gdy akurat przechodził koło mnie sam baca. Spojrzałam na niego, na nie, wymsknęło mi się "Są piękne" na co baca zaśmiał się i pokrzykując coś poszedł dalej. 
To był jeden z dni, kiedy wszystko jest inaczej niż się wydawało na początku. I jest cudnie.
Doliny są fantastyczne i potrafią zaskoczyć. Naprawdę bym nie pomyślała, że dżdżysty, zimny, mglisty dzień może tyle za sobą nieść. 

Komentarze