Moda na slow life

Ostatnio coraz częściej trafiam na hasło, że slow life to moda.
No to jestem ciekawa, co osoby to wypowiadające, rozumieją pod tym hasłem?



Moda, to znaczy co? Bo moda to coś co przemija. Sezonowość. Chociaż olej w głowie podsyca świadomość, żeby jednak wybierać to, co mi pasuje a nie co modne. Jeśli to co mi pasuje, bywa modne, to co innego.





Są jednak sprawy, które nie podlegają modom.  Na świecie żyje kilka miliardów ludzi i raczej ciężko o modę na styl życia. Slow life to nie Apple.
(Przy okazji - niezmiennie szacunek dla Jobsa za marketing i stworzenie z produktu filozofii. Właśnie zabieram się relaksacyjnie i inspirująco za  "Zen  Steve'a Jobsa")

Slow life ma swoje korzenie w kilku wiekowych filozofiach, chociaż podobno jego pierwszym kreatorem i propagatorem jest Honore. No i pięknie. Nie czytałam jeszcze jego książki, ale znam główne założenia tej filozofii i to mi wystarczy. Jak pisałam (nawet mam to na profilu), ja buduję szczegóły slow life pod siebie. I każdy powinien iść za własnym rozumem,  a nie cudzymi słowami - to powoduje fanatyzm.

Slow life, minimalizm, nie są w gruncie rzeczy niczym nowym. My się wszyscy w jakiś sposób cofamy do korzeni. Uczymy się od dawnych filozofów i to głównie dalekowschodnich. Przeczytałam w życiu ważniejsze traktaty filozoficzne i trafiając na ideę slow life zrozumiałam, że jest to zgrabne wybranie, ujęcie wielu idei, które wykreowane zostały przez mędrców setki lat temu. Tysiące lat temu. Pewnie dlatego slow life daje mi taki spokój wewnętrzny. To powrót do korzeni. Wdrożenie tego, co najlepsze.

Filozofia jest matką psychologii.
Czasami zadziwiające jest, że ludzie myślą, że odkryli koło. Nie. Prawie wszystko już było. Slow life i minimalizm są tak naprawdę tym, co pradawny świat znał. Zanim powstały religie. Zanim człowiek zaczął się odsuwać. Od siebie. Dlatego na świecie jest taki chaos.
Wystarczy patrzeć.

Slow life to moda? Heh. Tak. No niektórym może się wydawać, że życie to moda. Tak jak znowu jest moda na czytanie książek. Cofanie się.
Jeszcze 10-15 lat temu nie było internetu i każdy poznawał świat przez książki. W Polsce, jeszcze 20kilka lat temu, nie było nawet zagranicznych telewizji, ale obcojęzyczne książki i przekłady były zawsze. Świat, filozofie, kraje, ludzi poznawało się przez książki.

Slow life jest niczym innym, jak celebrowaniem życia. Polska, my tu, możemy to w końcu robić bez poczucia zagrożenia wojnami, zaborami, itd. Mamy czas. Slow life daje czas. Na co tylko chcę.

Ale najpierw trzeba poczuć w sobie świadomość wolności wyboru. Tak czy inaczej, każdy żyje wg jakiejś filozofii. Naprawdę :-) Slow life jest jedną z alternatyw, która pozwala celebrować życie. Bez pośpiechu.

Żyję slow,  bo jestem tego warta.
Moda na szczęśliwe, spełniane każdego dnia, świadome życie. Wow. Czego to ludzie nie wymyślą. Tylko nie wiem, po co? Widocznie mierzą to też swoją miarą. 

No jak się nie uśmiechnąć? :-)
 Czytając kiedyś, dawno temu, o slow life, poczułam, że to jest to. Zawsze miałam slow life w sobie, tylko wcześniej nie miałam na to czasu. I nie wiedziałam,  że tak się to nazywa.







Dialogi Konfucjańskie. Ludzkość czerpie z nich do dziś.

Komentarze

  1. A mnie mój najukochańszy dziadziuś , choć żadnego pojęcia "slow life" nie znał, zawsze powtarzał, że w życiu to trzeba wszystko "pomalutku, pomalutku". Masz racje, no jak się nie usmiechnąć :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A taka jedna wredna nie pożycza książek i jak tu przeczytać Honore? ;):):*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, wredna. Ale ja cię doskonale rozumiem, bo też nie lubię pożyczać książek, gdyż ponieważ, ludzie zapominają je potem oddać. Właśnie ścigam koleżankę o "Kierowanie" Stonera, bo jej pożyczyłam, jeszcze na studiach. No nie lubię tego. Z reguły nie ścigam, bo też nie lubię. Uważam, że to dość elementarna kultura.
      Po prostu nie pożyczam. Jeśli pożyczam, jednak, to liczę się z tym, że daję :-)

      A co do Honore, to powiem ci, że na razie nie czuję potrzeby. On po prostu zgrabnie ujął tezy różnych filozofów. I dobrze, bo nie każdemu musi chcieć się czytać akurat traktaty filozoficzne. Pigułki są czasami dobre. A stworzenie slow life było po prostu bardzo mądrym ruchem. Kiedyś sobie tę książkę po prostu kupię :-) Jak poczuję potrzebę.
      Wczoraj natomiast przeczytałam "Zen Stev'a Jobsa" i strasznie mi się podoba. To jest dopiero pigułka. Fantastyczna :-) Ale niebawem o tym napiszę.

      Usuń
    2. Mnie nie chodzi o to, że ludzie zapominają oddać. Jestem nienormalna, wiem, ale na samą myśl, że ktoś inny będzie dotykał MOJĄ książkę aż mnie ciarki przechodzą.

      Usuń
    3. No dobrze. To ja z tego powodu wolę kupować niż wypożyczać, bo nie wiem, kto przede mną ją dotykał i jak i co robił w trakcie i w ogóle :-) No może nie tak, że mnie ciarki przechodzą, ale jednak wolę albo swoją, albo znajomą (bo od przyjaciół czasami pożyczam, no im też, ale to wąskie grono. Z reguły i z zasady jednak 'nie')
      Konkurs na bycie bardziej nienormalną ;-)

      Usuń
    4. A wiesz, że z tymi z biblioteki mam podobnie jak Ty? Nawet się czasem ich brzydzę...

      Usuń
  3. Ha ha ha, no ale się uśmiałam z tych waszych książkowych "nienormalności" dziewczyny. Bo ja mam odchyłki w drugą stronę - ja kocham książki czytane przez innych. Najlepiej takie zaczytane na śmierć i żeby miały na marginesach cudze zapiski, komentarze i podkreślenia (chociaż sama nigdy się nie posunę do nabazgrania czegoś w książce - książka to świętość). Należę do paru bibliotek, ciągle się nie wyrabiam z czytaniem, płacę jakieś kary itp. Lubię czytać to co kiedyś ktoś przede mną czytał. Lubię chodzić po cudzych śladach. Popatrzcie jakie jesteśmy różne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl