Jak być razem?




Rozmowa z kimś, kto jest mi bliski, chociaż jest cholernie daleko. 
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jednak się nie rozwodzicie. Gdy mi o tym mówiłeś, to się poryczałam, bo było mi smutno. Nie czułam tego. Są rozwody, na które czekają wszyscy, ten taki nie był. No dobra, pomijam jedną osobę, która na niego czeka, bo nie lubi Karoliny, ale nie o to chodzi, dla niej żadna kobieta nie będzie dla ciebie dość dobra. Nie czułam tego rozwodu - mówię
- Dlaczego? Marzena, jeśli coś się kończy, to trzeba uciąć. - wzdycha
- OK, tylko ja nie widziałam, że się skończyło. Widziałam trudny etap, no po kilku latach normalna sprawa, ale to nie jest powód do kończenia. Wiesz, że dla mnie jedynym powodem jest obojętność. 
- Był już taki moment. 
- Ale?




- Ale jednak... Wiesz z czym jest problem? Że ona jest taka oziębła, pozbawiona uczuć, emocji. Co by się nie działo, to jest taka sama. Nie umiem jej tego nauczyć - żali się
- Hm. Ale wiesz co ci powiem? Doskonale się uzupełniacie. Ty jesteś wrażliwym facetem, pełnym ciepła, rodzinnym, ona jest jakby z innego świata, w którym ta wrażliwość i rodzinność są zupełnie inne. Ale była taka od początku. Nie zmienia się. Jesteście jacy jesteście. Ja tam was lubię. Jak dla mnie doskonale się uzupełniacie. Macie świetną córkę, która jak chce ciepła idzie do ojca, jak chce nie wiem czego, idzie do matki. Zupełnie odwrotnie niż to ma miejsce w Polsce. Ale po pierwsze nie jesteście tu a po drugie, nawet jeśli byście byli, to i tak bylibyście sobą, przy czym różnica jest w tym, że tu Karolina byłaby wiecznie linczowana za swoją osobowość, bo kobieta, matka ma być wulkanem ciepła i przewrażliwienia. Ona jest zajebiście inna. Serio. Lubię ją. Uzupełniacie się.
- No co ty opowiadasz - obrusza się. 
- Kamil, ale dlaczego chcesz wtłaczać związek w jakieś ramy oczekiwań? Dlaczego ludzie mają się zmieniać pod kogoś? Ja tego ciągle nie rozumiem. Kochasz ją?
- Przeważnie. Nie, no tak. Chyba tak. Ma takie swoje momenty.  
- Wiesz co? Żyjemy w czasach, gdy modne i cool jest bycie singlem. Jesteś cholernie fajnym facetem i mógłbyś mieć wiele innych kobiet. Jesteś młody. Po co te kłopoty? Po co ci to wszystko? Prawda? Przecież każdy z nas miał przez małżeństwem jakieś związki, mniej bądź bardziej skazane na porażkę. Bo to się wie. No to się wie. I tak samo jest z tym kimś, z kim się żenisz, wychodzisz za mąż. Wiesz to. 
Nie patrz na innych. Nie patrz na czasy. Ja doskonale wiem, że na zachodzie małżeństwo jest staromodne. Przecież za moich czasów tam już tak było. Już jakieś długie związki są słabe. Cieniasy się hajtają. Jak coś nie gra, to mówisz "pa" i szukasz dalej. Przecież też taka byłam. No ale kurde, jeśli trafiasz na kogoś, kto cię wysyła w kosmos (nawet jeśli Karolina robi to swoją oziębłością), to i tak wiesz, czy chcesz z nią być. Olej innych. 
- Wiesz, może ja coś też robię nie tak i za dużo oczekuję? 
- Hm. Tego nie wiem. Wiem, że żyjesz w zajebiście wyluzowanym świecie. To jest fajne. Kiedyś rozmawiałam z Konradem i on po kolejnym, zakończonym związku, na moje słowa "znajdź sobie jakąś normalną dziewczynę" odpowiedział "ale ja nie chcę normalnej, ja chcę takie pojebane wariatki, jak Edyta". No faktycznie, ja ją też uwielbiałam, bo była walnięta podobnie do mnie, chociaż o niebo bardziej. Odpoczywam z wariatkami.
- No tak. On tak ma. Nie, no ja bym z taką kobietą jednego dnia nie wytrzymał. Niezmiennie podziwiam M. że jest z tobą. 
- No ale wiesz, chodzi o to, że Konrad albo sobie ułoży życie z wariatką, albo nie będzie w związku. Robi to, co uważa za słuszne. Ja tak samo, przecież mnie z M. też nikt nie widział w małżeństwie, pamiętasz? Heh, nawet ojciec mu powiedział, że mu współczuje i nie przyjmuje zwrotu. Ja powiedziałam M. od razu, że jak będzie się chciał kiedyś rozwieść, to ma od razu moje pozwolenie + order za wytrwałość. Jak na razie to 
ja się rozwodzę 10 razy w miesiącu. On się nauczył szybko pakować. No ale nieważne. 
Kochasz ją? Ona kocha ciebie? Nie zmienicie siebie na siłę. Nie macie problemów ze sobą, tylko z akceptacją siebie wzajemnie. 
- No ale nie można się ze sobą męczyć.  
- Co cię męczy?
- Że nie mogę z nią pogadać chociażby tak jak teraz z tobą. Wiesz jak ją pytam, co czuje, to odpowiada, o co ci chodzi? 
- Heh, to ja mam podobnie z M. No ludzie nie muszą gadać o emocjach. Jeśli ja mam się męczyć, żeby pogadać o jego emocjach, to daj spokój. Nie chcę. On jest podobny do Karoliny. Tylko mnie to nie przeszkadza. Do emocji i seksu ma podobne podejście. I jeszcze do prezentów. Mówi "dziękuję" i tyle w temacie. No ale dobra. W każdym razie, jeśli się dogadujecie, jest między wami bliskość, czujesz ją, to weź się zastanów, czy potrzebujesz tego gadania o emocjach? Serio?
- Czasami 
- No czasami ja też, ale M. mnie wysłucha z moimi emocjami, mimo, że uważa, że ja generalnie przesadzam. Chociaż on ma akurat w tym rację. Właściwie powiem ci, że podziwiam to w M, że on wyraża swoje emocje jednym zwrotem. "Jestem w dupie", "Mam traumę", "Jestem zagubiony", albo "Jest dobrze", lub "Jest zajebiście", gdy dostanie paczkę gumisiów. Czujesz? Ja przerysowuję, ale są ludzie, którzy nie muszą i nie chcą godzinami rozmawiać o emocjach, bo ich to błyskawicznie nudzi. M. taki jest.  
- No to jak Karolina. 
- No i widzisz - uśmiecham się do słuchawki - doskonale się równoważycie. Mnie wrażliwcy gadający ciągle językiem emocji cieszą przez chwilę. W związku bym się zamęczyła. Jako wrażliwiec cenię równowagę pewnej gruboskórności.  U was dla odmiany ma ją Karolina - śmieję się 
-


Imiona oczywiście zmienione.  Rozmowa ciągnęła się jeszcze  długo, bo my lubimy czasami porozmawiać językiem emocji, aż się zmęczymy. Co jest w sumie zabawne, bo ja lubię niedosyt. Rzadko rozmawiam tak, żeby mnie temat zmęczył. Nawet z własnymi emocjami załatwiam sprawę intensywnie, ale w miarę krótko. Do 2 godzin max w ekstremalnych przypadkach raz na parę miesięcy i potem mam długo dość. Za dobrze siebie znam, żeby ciągle gadać o emocjach, wystarczy mi spojrzeć na M., żeby wiedzieć, czy chcę pytać dalej. Przeważnie nie chcę, bo przecież widzę, a on nie lubi być dręczony, gdy mu coś leży na wątrobie. Woli to przeczekać zajmując się czymś. Uczę się tego od niego, bo rozmowa o emocjach bywa potrzebna, ale to naprawdę nie jedyny sposób poznawania ich. Tak naprawdę wystarczy popatrzeć, żeby wiedzieć, co robić dalej. Gadanie, to gadanie. Ważne, żeby nie wartościowało związku. Moje ulubione zdanie "słowa to tylko słowa". M. czasami wykorzystuje je rykoszetem. Cwaniak. No ale nic. 

Moi rodzice mieli kiedyś znajome małżeństwo. I on i ona głuchoniemi (ona trochę mówiła, ale trochę). Tak, nie rozmawiali słowami a obserwowanie ich, przebywanie z nimi było jednym z piękniejszych doświadczeń obcowania z cudzą miłością. Nie ma i nie będzie nigdy uniwersalnej recepty na związek. Ważne jest, żeby... nie być w nim samotnym. Nie ma sensu się osamotniać na siłę, bo jeśli mamy kogoś, kto wyraża emocje np. przez przytulenie, to nie zmuszajmy go do mówienia. I odwrotnie. Nie zamykajmy ust komuś, kto kocha mówić i analizować do granic możliwości. Po prostu nie wchodźmy w związek z kimś, kogo nie czujemy, bo robimy sobie i tej osobie krzywdę. 

Myślę, że oczekujemy czasami za dużo od związku, robiąc na nim nieustannie operacje plastyczne, aż na końcu zostaje coś, zupełnie niepodobne do tego, co było najlepsze na początku. 


Wiem jedno, to jest fajny związek. Dlaczego? Bo wystarczy trochę poznać ludzi, wyczuć chemię między nimi, żeby wiedzieć, co jest na rzeczy. Gdzie jest naprawdę szczere bycie razem, gdzie interes, gdzie tylko seks przyjaciele, albo zobowiązania i strach przed odejściem. Czym jest miłość? Czym tylko chcemy, a jak mówi Maria Czubaszek - prawdziwej miłości nie zniszczy nawet małżeństwo.  

Co jest jedną z tajemnic trwania małżeństwa? Uczenie się siebie wzajemnie. To potrafi trwać całe życie. Dopóki nie poznasz człowieka, nie zmieniaj go, bo możesz popsuć coś innego: relację. 

Komentarze