Zatrzymaj się w środku wiru



Jedno ze słów, którego nie ma w moim słowniku = poświęcenie. Jest dla mnie strasznie pejoratywne. Umniejsza sile dobra.

Ostatnio dość często rozmawiam z ludźmi, którzy mówią, że są zmęczeni, przemęczeni, mają dość. Okres przedświąteczny to szaleństwo, pęd i obłęd. A jeszcze, w wielu firmach, końcówka roku to dopinanie, planowanie, porządkowanie, kumulacja zleceń, spotkań, analiz. No i ok.
Bardzo dobrze.
Serio.




Nie w tym rzecz. To jest dobre. Działanie jest nam wszystkim potrzebne. Z natury. Badania amerykańskich naukowców udowodniły, że to bezczynność jest dla nas na dłuższą metę szkodliwa i generuje wielki stres. Poważnie.

Każdej osobie, która się skarży na przemęczenie mówię - złap równowagę. Odpoczywaj. Znajduj chociaż chwilę na odpoczynek. Na coś dla siebie. Idź na saunę, siłownię, masaż, spacer, zobacz dobry film, pobiegaj, poczytaj książkę, porób to co sprawia ci największą przyjemność (poza seksem :-).

Ostatnio znajomy mnie zagiął - nie mam sumienia wydawać kasy tylko na siebie, bo wolę robić coś z rodziną. - No masz samarytanina. A dlaczego on WYBIERA??
Poczucie winy i obowiązku nie pozwala mu robić czegoś dla siebie. 
Serio?? To krótkowzroczne, bo rodzina ma tym sposobem zestresowanego i przemęczonego osobnika. To niech każdy z nich dba o siebie na swój sposób. To powinno być tak samo ważne jak lista świątecznych zakupów. Nie, wróć, o wiele, wiele ważniejsze. To powinno być traktowane jak przyjmowanie witamin. Podstawa zdrowego życia psychicznego.
Mnie to akurat nie dotyczy w zakresie przygotowań świątecznych, ale nawet jakby tak było, (jak bodajże 3 lata temu, gdy Wigilia była u nas i stresowało mnie tylko jedno: żeby wszyscy się dobrze i świątecznie czuli), to i tak bym się nie ugięła, bo sztuka polega też na łączeniu sił i jestem ostatnią osobą, która wzięłaby wszystko na siebie. Jak zwykle wzięłabym na siebie pewnie raczej część organizacyjną i np. kompot. Niech każdy robi to, w czym jest najlepszy. Dlatego z całym szacunkiem, ale ja tego szaleństwa nie czuję za grosz, co nie zmienia faktu, że przecież na przygotowaniach świat się nie kończy a i tak nie ma co się dać zwariować. 

Ciągle piszę o dbaniu o siebie (i pewnie będę jeszcze nie raz), bo nie chodzi mi o jakieś zabiegi zmieniające wizerunek, ale o elementarną higienę psychiczną. Jak jesteś przemęczony twoje baterie i tak pracują na najmniejszej wydajności. Dając czas sobie dla siebie ładujesz je. Otoczenie też ma z tego pożytek, bo nie jesteś sfrustrowanym i marudnym malkontentem. Jesteś tym, czego mogą od ciebie chcieć: autorytetem i wsparciem, ew. wyluzowanym kwiatem lotosu na tafli jeziora. Nie dasz im tego na rezerwie. Proste.

Okres przedświąteczny, największy kocioł. Odepnij się i znajdź czas na coś swojego. 
Zobaczysz, jak zbawienne ma to działanie na ciebie, twoją efektywność, pomysłowość, zrelaksowanie, podejście a tym samym na wszystkich wokoło.

Serio, od wieków w najbardziej napiętych momentach, gdy wszyscy wokoło orbitują ze stresu ja się wyłączam na trochę, żeby nie wpaść w niszczący wir. 
Ludzie mówią, że tak trzeba, że to ogłupiałe ganianie jest dobre, że poświęcenie uszlachetnia. Nieprawda. Uszlachetnia bycie dobrym, wspieranie, pomaganie, każdy akt pozytywnego oddziaływania, a nie szkodzenia sobie. Poświęcenie jest złe. Nie ma w tym nic dobrego. Dobro to dobro. Dla siebie też trzeba umieć być dobrym. Dążenie do świętości, ktoś powie. OK. Nie podciągajmy świętości pod gonienie konsumenckich potrzeb i spalanie się dla nich. Nie wygłupiajmy się aż tak z tym definiowaniem. 

Zadbaj o siebie właśnie teraz. To kwintesencja slow. Trzymaj równowagę. Właśnie teraz szczególnie.


Zatrzymaj czas dla siebie. Wrócisz jak nowo narodzona. Godzina relaksu potrafi zdziałać cuda.

Komentarze

  1. True.

    Ostatnio odkryłam bardzo slow markę - l'occitane. I w ramach dopieszczania siebie wydałam tam bardzo dużo pieniędzy :D Uwielbiam kupować dla siebie (nie sobie, ale właśnie dla siebie) rzeczy, które służą tylko dobremu nastrojowi. Właściwie to jedyna kategoria rzeczy, które lubię (książki też tam są oczywiście).

    A potem celebrować to, co ze sobą niosą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i bardzo dobrze.

      A tak, o l'occitane słyszałam już parokrotnie. Wypróbuję przy okazji :-)

      Usuń
  2. Marzena zacząłem czytać Twój blog od paru dni- coś się we mnie zmienia na lepsze - potrzebowałem tego .Dziękuję !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do korzystania ze skrótu: ml76.pl